Akcję poszukiwawczo-ratowniczą rozpoczęto natychmiast po stwierdzeniu zniknięcia samolotu MiG-29 z radaru; uczestniczyło w niej ponad 200 żołnierzy oraz ok. 60 jednostek sprzętu wojskowego - podkreśliła w komunikacie rzeczniczka MON, płk Anna Pęzioł-Wójtowicz.

Podchodzący do lądowania w 23. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim myśliwiec MiG-29 rozbił się w poniedziałek wieczorem w okolicach Kałuszyna na Mazowszu. Pilot przeżył; w momencie odnalezienia go był przytomny, miał połamane kończyny; został przewieziony do szpitala wojskowego na ul. Szaserów w Warszawie; jego życiu ani zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

"W nawiązaniu do nieprawdziwych informacji, pojawiających się w niektórych mediach, informujemy, iż akcję poszukiwawczo-ratowniczą rozpoczęto natychmiast po stwierdzeniu zniknięcia samolotu z radaru. W akcji uczestniczyło ponad 200 żołnierzy oraz około 60 jednostek sprzętu wojskowego. Wbrew doniesieniom medialnym, Grupa Ratownictwa Lotniskowego (GRL), a także Grupa Naziemnego Poszukiwania (GNP) podjęły działania niezwłocznie" - czytamy w komunikacie rzeczniczki MON.

"Ponadto, zgodnie z obowiązującymi procedurami, wystąpiono o wsparcie innych służb. Mimo złych warunków pogodowych, nocy, gęstego lasu i podmokłych terenów, akcja przebiegała szybko i sprawnie. Poszukiwanie prowadzono na obszarze około 15 km kw., a pilota znaleziono po około 2 godzinach. Ratownicy medyczni z GRL wraz z ratownikami z Zespołu Ratownictwa Medycznego podjęli rannego udzielając mu niezbędnej pomocy i przetransportowali transportem kołowym szpitala" - dodano.

Pęzioł-Wójtowicz zaznaczyła, że obecny na miejscu wojskowy śmigłowiec, mimo pełnej gotowości do akcji, nie mógł podjąć działań poszukiwawczo-ratowniczych z powodu niewystarczających warunków pogodowych. Jak dodała, warunki pogodowe jednocześnie umożliwiały lądowanie samolotu MiG-29.

Do wypadku wojskowego samolotu MiG-29 doszło w poniedziałek wieczorem podczas lotu szkolnego. Samolot pilotował jeden, 28-letni pilot; startował z tego samego lotniska, na którym miał wylądować. Około godziny 17.15 podczas podejścia maszyny do lądowania na lotnisku w Mińsku Mazowieckim, utracono z nią łączność. W poszukiwaniach pilota udział wzięła Żandarmeria Wojskowa, a także policja, straż pożarna i leśnicy. Po odnalezieniu, pilot został przewieziony do Wojskowego Instytutu Medycznego.

Wiceszef MON Bartosz Kownacki powiedział we wtorek, że informacje o przyczynach wypadku zostaną przekazane, gdy tylko będzie to możliwe. „Badania muszą potrwać – konieczne jest przejrzenie dokumentacji, dopiero później można mówić o przyczynach zdarzenia" - powiedział. Wiceminister nie chciał komentować doniesień, że pilot w ogóle się nie katapultował, dlatego nie zadziałał radiolokator.

Kownacki ocenił, że zważywszy na okoliczności wypadku, akcja poszukiwania pilota MiGa-29 przebiegła szybko; ustalenie przyczyny zdarzenia wymaga czasu, a spekulacje byłyby nie na miejscu. Jak podkreślił, najważniejsze, że pilot jest w dobrym stanie.

Miejsce wypadku badają: Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, Prokuratura oraz Żandarmeria Wojskowa. (PAP)

autor: Mateusz Roszak