Od 12 lat przy okazji wyborów w Niemczech reanimowany jest oklepany żart: startować mogą wszyscy, ale i tak wygra Angela Merkel. Anegdota ma być dowodem stabilności i przewidywalności systemu politycznego. Jednak wyniki wyborów z 24 września nie potwierdzają tej tezy. Merkel co prawda wygrała, ale wejście prawicowej AfD do parlamentu, a tym samym do polityki federalnej, należy uznać za trzęsienie ziemi, po którym nastąpią wstrząsy wtórne i tsunami.
Niedługo po ogłoszeniu wyników wyborów, w których partia Angeli Merkel CDU/CSU zdobyła 32,9 proc., jeden z lokalnych baronów ugrupowania, premier Saksonii Stanislaw Tillich nie krył rozczarowania. – Pozostawiliśmy pustkę po prawej stronie sceny politycznej – mówił. – Wielu z naszych dotychczasowych zwolenników uważa nas za partię niewybieralną – dodawał. Tillich zażądał też od Angeli Merkel zwrotu w prawo, żeby odzyskać utracone głosy. A jest ich sporo. W porównaniu z poprzednimi wyborami CDU/CSU straciła 8,6 pkt proc. poparcia. W Saksonii – landzie, gdzie od zjednoczenia Niemiec zawsze rządził premier z CDU – sytuacja jest jeszcze gorsza: AfD zajęła tam pierwsze miejsce. Wraz z wejściem Alternatywy do parlamentu chadecja straciła monopol na prawicy. Powstający rząd będzie zatem atakowany w Bundestagu nie tylko z lewej strony przez socjaldemokratów i postkomunistów z Die Linke, ale również – sytuacja niespotykana do tej pory – z prawej. To, że niemiecka kanclerz nie może liczyć na taryfę ulgową, najlepiej potwierdza wypowiedź Alexandra Gaulanda, jednego z liderów Alternatywy dla Niemiec, który obiecał urządzenie polowania na szefową rządu.
Pani kanclerz w ciągu kilku lat poprzedzających wybory straciła również monopol w innej dziedzinie – narzucania społeczeństwu własnej definicji sytuacji (tzw. Deutungsmacht). Proces ten rozpoczął się w 2015 r., tuż przed kulminacją kryzysu migracyjnego. Z początkiem sierpnia 2015 czołówki gazet, portali internetowych i wiadomości telewizyjnych zaczynają się od doniesień o płonących w całym kraju schroniskach dla uchodźców i protestujących pod nimi ludziach, którzy sprzeciwiają się przyjmowaniu migrantów. 26 sierpnia milcząca dotychczas Merkel, odwiedzając jeden z ośrodków w saksońskim miasteczku Heidenau, opowiada się jednoznacznie po stronie uchodźców, chcąc tym samym dać przykład postawy, jaką powinni reprezentować wszyscy Niemcy. Nieoczekiwanie dla siebie wywołała jeszcze większy sprzeciw. Nie pomogło ani wsparcie przychylnych mediów, ani kampania piętnowania i ignorowania adwersarzy. Alternatywna – nomen omen – narracja przeniosła się do internetu. Na fali niezadowolenia istniejąca już AfD wyrosła na prawdziwe zagrożenie dla chadecji.
Widoczny już teraz wpływ AfD na niemiecką politykę w najbliższych latach tylko się zwiększy. Zwłaszcza że partia ma szanse na zakorzenienie w politycznym landszafcie. Sama obecność w Bundestagu daje AfD możliwości wpływania na debatę publiczną w RFN i budowania swojej pozycji instytucjonalnej. Oprócz stanowiska wiceprzewodniczącego Bundestagu i przewodnictwa w komisjach parlamentarnych frakcja AfD dostanie około 16 mln euro rocznie na prowadzenie działalności. Również sama partia za prawie 6 mln głosów, które otrzymała w wyborach, dostanie dotacje państwowe. AfD mogą też przypaść stanowiska poza parlamentem. Przedstawiciele Bundestagu zasiadają np. w zarządzie banku rozwoju KfW czy w radzie nadzorczej Deutsche Welle oraz telewizji państwowych.
Notabene istnienie i wyniki AfD w wyborach do parlamentu wpłynęły też na inne partie. Jest bardzo prawdopodobne, że gdyby nie Alternatywa, to lider SPD Martin Schulz nie zdecydowałby się obrazić na cały świat, zabierając swoją partię do opozycji. Merkel nie byłaby wówczas skazana na negocjowanie egzotycznej koalicji z liberałami (FDP) i Zielonymi. Rząd tworzony przez trzy partie może okazać się niestabilny i trudny do sterowania. Zdeklasowanie przez AfD postkomunistycznej Partii Lewicy w byłym NRD oznacza osłabienie umiarkowanego skrzydła partii i zwiększenie przewagi radykałów z zachodu. Z kolei FDP, która jest w obecnej postaci projektem marketingowym swojego szefa Christiana Lindnera, chętnie posiłkuje się programowymi pomysłami Alternatywy – np. dotyczącymi polityki migracyjnej – odpowiednio je tylko modyfikując. W tym całym zamieszaniu jedynie Zieloni pozostają względnie stabilni w wewnętrznych bojach o to, czy jedynie słuszne koncepcje ratowania planety należy Niemcom narzucić, czy do nich przekonać.