Niepodległość Katalonii stanie się zachętą dla innych regionów kraju. Tendencje odśrodkowe występują w niemal każdym z nich. Ewentualna utrata Katalonii może zapoczątkować niemal całkowitą dekonstrukcję kraju.
Po niedzielnym referendum proklamowanie niepodległości przez parlament w Barcelonie jest kwestią najbliższych dni lub wręcz godzin. Sesja rozpoczyna się jutro, więc może się to stać jeszcze w tym tygodniu. Symboliczną datą byłby piątek, bo tego dnia przypada rocznica poprzedniej deklaracji niepodległości. 6 października 1934 r. ówczesny szef katalońskiego rządu Lluís Companys proklamował Państwo Katalońskie w ramach Hiszpańskiej Republiki Federacyjnej. Tamta próba odzyskania niezależności nie powiodła się – nazajutrz jego przywódcy zostali aresztowani, a rząd w Madrycie zawiesił autonomię regionu. Możliwe zresztą, że teraz dojdzie do powtórki tego scenariusza, bo premier Mariano Rajoy ma coraz mniej możliwości działania.
Katalonia wytwarza prawie jedną piątą hiszpańskiego PKB. Odpowiada za największą część eksportu i rocznie dokłada do budżetu centralnego ok. 15 mld euro. Na dodatek nie ma wątpliwości, że jeśli Katalonii uda się odłączyć, będzie to zachętą dla innych regionów. Pierwszym pytaniem jest przyszłość historycznych obszarów katalońskich znajdujących się poza obecnymi granicami regionu. W skład Krajów Katalońskich wchodzą także: większość regionu Walencji, wschodnie skrawki Aragonii, Baleary, Andora oraz region Roussillon w południowej Francji. Zjednoczenie tych wszystkich ziem w jednym niepodległym państwie jest marzeniem katalońskich nacjonalistów, ale na razie to plan bardzo odległy. – Mieszkańcy Walencji czy Balearów patrzą z dużą sympatią na to, co się dzieje w Katalonii, i popierają katalońskie dążenia, ale formalne przyłączenie się do Katalonii to zupełnie inna sprawa. Nie ma żadnych poważnych sił politycznych, które miałyby takie postulaty. Celem tych regionów jest raczej zwiększenie własnego zakresu autonomii – wyjaśnia nam Jesús Palomar i Baget, politolog z Uniwersytetu w Barcelonie.
Baskowie
Sympatię dla katalońskich ambicji oraz potępienie dla działań Madrytu wyraził – i to także na poziomie rządu – Kraj Basków. Region, za sprawą organizacji terrorystycznej ETA, był przez całe dekady najbardziej niepokornym w całym kraju i to on był wskazywany jako ten, który najszybciej może się odłączyć. Jednak w ostatnich latach poparcie dla niepodległości w nim się zmniejszyło. Według Euskobarometru, badania społecznego prowadzonego przez Uniwersytet Kraju Basków, obecnie opcją najczęściej wskazywaną jako pożądaną dla regionu jest jego pozostanie w ramach Hiszpanii, ale przekształconej w państwo federalne (34 proc.).
Na drugim miejscu jest autonomia, czyli status obecny (33 proc.), a niepodległość dopiero na trzecim (28 proc.). Odsetek zwolenników secesji jest więc znacznie niższy niż w Katalonii (nawet biorąc pod uwagę, że 90-proc. poparcie dla niepodległości nie odzwierciedla realnego stanu). – Baskijski separatyzm przez lata był bardziej widoczny z racji działalności ETA, ale to nie znaczy, że wszyscy aprobowali jej aktywność. W Katalonii żadnego zbrojnego separatyzmu nie było, za to małymi krokami autonomiczne władze zbudowały poparcie dla niepodległości – mówi Jesús Palomar i Baget. Nie podlega jednak kwestii to, że jeśli Katalończykom uda się secesja, a później zdołają ułożyć sobie stosunki z Madrytem i pozostaną w Unii Europejskiej, będzie to zachęta dla Basków. Szczególnie że ich odrębność etniczna, językowa i kulturowa od reszty Hiszpanii jest największa, a region ten, podobnie jak Katalonia, należy do najbardziej rozwiniętych gospodarczo i też jest płatnikiem netto do budżetu centralnego. Gdyby kwestia niepodległości Kraju Basków zaczęła być rozpatrywana jako realny scenariusz, pojawi się pytanie o przyszłość drugiego baskijskiego regionu – Nawarry, choć tam odsetek osób mówiących po baskijsku i przeciwnych Hiszpanii zawsze był wyraźnie niższy.
Galicyjczycy
Trzecim – obok Basków i Katalończyków – narodem w Hiszpanii, którego odrębność językowa i kulturowa nie podlega dyskusji, są Galicyjczycy. Tam jednak hasła niepodległości są raczej na politycznym marginesie, a tamtejsze partie postulują zwiększenie autonomii. Poza tym w odróżnieniu od Kraju Basków i Katalonii Galicja nie zyskałaby gospodarczo na samodzielności i nie ma w niej historycznie zakorzenionej niechęci do monarchii.
Bardziej aktywny w ostatnich latach stał się natomiast separatyzm andaluzyjski, choć to, czy mieszkańcy tego regionu – drugiego co do wielkości i pierwszego po względem populacji – faktycznie są odrębnym narodem od Hiszpanów (Kastylijczyków), jest mocno dyskusyjne. Andaluzyjski nacjonalizm po części ma natomiast podłoże gospodarczo-polityczne. Mieszkańcy tego regionu uważają, że rząd centralny w Madrycie zaniedbuje ich gospodarczo, przez co skutki kryzysu wciąż są tam mocno odczuwalne. Andaluzja jest regionem o lewicowych sympatiach, a Hiszpanią od prawie sześciu lat rządzi centroprawica.
Silniejsze lub słabsze tendencje autonomiczne występują na dobrą sprawę w każdym z 17 regionów Hiszpanii. Przekształcenie kraju w państwo federalne na wzór Niemiec czy Szwajcarii byłoby sposobem na skanalizowanie tych tendencji, ale Madryt nie chciał podjąć tego tematu. Jeszcze kilka lat temu taka oferta mogłaby usatysfakcjonować nawet Katalończyków. Teraz mówią, że jest na to za późno, a jedyne, czym mogą rozmawiać, to warunki rozwodu.
Katalonia wytwarza prawie jedną piątą hiszpańskiego PKB.