Chorągiew husarska z zamku w Gniewie zaprezentowała się w sobotę przed brytyjską publicznością podczas pokazów w królewskim muzeum Royal Armouries w Leeds. "To doskonały sposób na propagowanie historii" - tłumaczył dowódca husarzy Jarosław Struczyński.

Sobotnie pokazy były pierwszymi dwoma z sześciu, które odbędą się w długi wakacyjny weekend w Leeds. Popisy sześciu jeźdźców pokazujących wykorzystanie kopii, koncerza, pałasza, szabli i pistoletów podziwiały pełne trybuny, na których zasiadło na obu sesjach po tysiąc osób, w tym wielu Polaków.

Kasztelan gniewski i twórca pomorskiej chorągwi husarskiej Jarosław Struczyński powiedział w rozmowie z polskimi mediami, że takie występy to "doskonały sposób na propagowanie polskiej historii, kultury, obyczaju". "Jeśli dzisiaj stanęliśmy w Anglii, w najbardziej prestiżowym muzeum na świecie Royal Armouries, to znaczy, że jesteśmy dalej potrzebni i czynimy to z największą radością" - tłumaczył dowódca husarzy, przyznając, że ma nadzieję dotrzeć z występem także do Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. "Niech będą dumni, że są potomkami polskiej husarii" - zaznaczył.

Jak tłumaczył, fenomen formacji polegał nie tylko na mistrzowskiej technice jazdy i używania broni, ale również na szczególnym wizerunku.

"Do wojny psychologicznej nie potrzeba było jak dzisiaj internetu, kosmosu, satelitów. Wystarczyło się pięknie wystroić, założyć skrzydła, kitajki na kopie, wziąć dobrego konia i ruszyć cwałem na nieprzyjaciela. (...) Naprzeciw wroga, który nie znał tej formacji stawał żołnierz nie z tej ziemi, ze skrzydłami anioła śmierci" - tłumaczył.

Jak wyjaśnił, celem pokazów w Leeds jest "przekazanie obywatelom tego kraju, że Polacy to naród, który przez setki lat stał na straży nie tylko chrześcijaństwa, ale cywilizacji europejskiej". "Sarmacja, kultura Rzeczpospolitej, która była wtedy mocarstwem, miała ponad milion kilometrów kwadratowych; nie było siły, która byłaby w stanie ją pokonać - argumentował.

"Chylę czoła dla wszystkich ludzi, którzy kultywują nasze piękne tradycje. (...) Dobrze, że takie rzeczy się dzieją, bo dużo Anglików nie ma pojęcia co się działo w Europie, (...) a powinni wiedzieć, co my osiągnęliśmy" - tłumaczył pan Krzysztof, który przyszedł na trybuny wraz z żoną i 11-miesięcznym synem.

Jego entuzjazm podzielali także mieszkańcy Leeds, którzy licznie przyszli na arenę mimo porannego deszczu."Wspaniałe przedstawienie. Widzi się to w książce i tak dalej, ale czym innym jest zobaczenie tego na żywo" - wtórowała mu brytyjska emerytka Zina, która wspominała, że jej mąż był polskim weteranem drugiej wojny światowej.

"Kostiumy, uzbrojenie są naprawdę świetne, a jeźdźcy mają imponującą kontrolę nad końmi. Naprawdę niesamowite - szczególnie, że nie znałem tej historii wcześniej" - dodawał Tim, który przyszedł na pokaz ze swoim kilkuletnim synem.

Większość z sześciu tysięcy biletów na pokazy rozeszła się jeszcze w przedsprzedaży. Organizatorzy zapewnili jednak, że ograniczona liczba wejściówek będzie codziennie dostępna także w kasach bezpośrednio przed występami o godzinie 12 i 15.

Weekendowym pokazom towarzyszą interaktywne zajęcia z historykiem Royal Armouries Andym Deane'em, który - ubrany w strój husarski - opowiada zwiedzającym o znaczeniu bitwy pod Wiedniem z 1683 roku, a także pokazuje nakręcony na zamku w Gniewie film o polskiej husarii.

Royal Armouries w Leeds prezentuje brytyjską narodową kolekcję broni i uzbrojenia, które pierwotnie były przechowywane w Tower of London. To najstarsze muzeum w Wielkiej Brytanii i jedno z najstarszych na świecie.

Pokazy z udziałem husarii zostały przygotowane we współpracy z Instytutem Kultury Polskiej w Londynie oraz Ambasadą RP w Wielkiej Brytanii.