Dzięki Henrykowi Sławikowi na Węgrzech ocalało 5 tys. żydowskich uchodźców. Czwórka polskich dyplomatów z Berna, która – współpracując podczas drugiej wojny światowej z organizacjami żydowskimi – wystawiała paszporty południowoamerykańskie ratujące przed Zagładą, to niejedyni przedstawiciele polskiego państwa zaangażowani w pomoc Żydom.
Obok Aleksandra Ładosia, Juliusza Kühla, Konstantego Rokickiego i Stefana Ryniewicza, podobną działalność prowadzili dyplomaci i oficerowie wywiadu w Japonii, Niemczech i na Węgrzech.
Jak informowała „Gazeta Lwowska” we wrześniu 1937 r., Polska i Japonia „doszły do wniosku, że pożądana jest między nimi wymiana ambasadorów i na wiosnę roku bieżącego zdecydowano w zasadzie podnieść wzajemne poselstwa do rangi ambasad”. Polska Agencja Telegraficzna precyzowała, że prezydent RP mianował na stanowisko szefa placówki Tadeusza Romera.
Trudno o lepszego kandydata. Doświadczony dyplomata, politolog i prawnik wykształcony w Lozannie i Fryburgu, miał za sobą placówki w Paryżu, Rzymie i Lizbonie. Brał udział w konferencji wersalskiej. Blisko współpracował z Romanem Dmowskim. Podczas pracy w Tokio (od października 1937 r. do października 1941 r.) pomagał Żydom, którzy przez Litwę, Władywostok i Nachodkę emigrowali z okupowanej Polski. Dokumenty pozwalające na wyjazd wystawiał im konsul Japonii w Kownie Chiune Sugihara, który na krótko przed wybuchem wojny nawiązał również kontakt z oficerami polskiego wywiadu – Alfonsem Jakubiańcem (działał pod nazwiskiem Kuncewicz) i Leszkiem Daszkiewiczem (pracował pod nazwiskiem Perz).
Dlaczego Japończycy nawiązali współpracę z polskim wywiadem wojskowym, mimo że ten formalnie był w stanie wojny z hitlerowskimi Niemcami? Tokio było rozczarowane podpisaniem 23 sierpnia 1939 r. paktu Ribbentrop–Mołotow. Umowa została potraktowana jako sprzeczna z zawartym z Berlinem paktem antykominternowskim. Japonia, sfrustrowana postawą Berlina, podjęła tajną współpracę z Polską, by obserwować ruchy wojsk sowieckich i niemieckich. Jej odpryskiem była pomoc Żydom.
Japoński konsul wystawił w sumie około 5600 wiz, przede wszystkim dla polskich Żydów. Poza oryginalnymi blankietami produkowano również fałszywki. Zajmował się tym Leszek Daszkiewicz (proceder trwał również po zamknięciu japońskiego konsulatu w Kownie we wrześniu 1940 r.).
Za pomoc uciekinierom na terytorium Japonii odpowiedzialny był ambasador polski w Tokio Tadeusz Romer. To on był ostatnim ogniwem operacji legalizacyjnej. Dyplomata zawiązał na miejscu coś na wzór nieoficjalnej organizacji, która zajmowała się zbieraniem od społeczności polskiej i żydowskiej w Japonii oraz organizacji żydowskich w USA pieniędzy na tymczasowe utrzymanie przybyszów. Do zamknięcia polskiej placówki w Tokio pod koniec 1941 r. ambasada RP pomagała również w zdobywaniu dla Żydów wiz do państw ich docelowego pobytu.
Jak podaje japonistka prof. Ewa Pałasz-Rutkowska, Romer lobbował za przyjęciem z sowieckiej Nachodki do Tsurugi grupy Żydów, którzy mieli wystawione wizy na jedno nazwisko – Jakub Goldberg. Było ono zapisane po japońsku, a papiery w żaden sposób nie przypominały prawdziwych. Romer „wychodził” u Japończyków ich przyjęcie i równocześnie zobowiązał się, że w ciągu trzech tygodni opuszczą oni kraj z nową, legalną wizą.
Niemcy
Przed wybuchem wojny w pomoc Żydom zaangażowany był również polski konsul w Lipsku w latach 1931–1935 Tadeusz Brzeziński (ojciec Zbigniewa). Z dostępnych informacji wynika, że chodziło o osoby przetrzymywane w niemieckich obozach koncentracyjnych w okresie, gdy rozkręcała się niemiecka machina antysemicka. W 1978 r. Tadeuszowi Brzezińskiemu osobiście podziękował premier Izraela Menachem Begin. Przekazał też Brzezińskiemu juniorowi znajdujące się w izraelskich archiwach dokumenty.
Lipsk miał szczęście do obsady polskich placówek konsularnych. Feliks Chiczewski, który był w tym mieście konsulem w latach 1936–1939, dał przykład odwagi cywilnej podczas Polenaktion, gdy w nocy z 27 na 28 października 1938 r. niemieckie władze postanowiły wypędzić z kraju 17 tys. Żydów z polskim obywatelstwem bądź korzeniami. Chiczewski otworzył przed nimi teren polskiego konsulatu, z czego skorzystało 1300 osób, niemal połowa lipskich Żydów, którzy podlegali deportacji. W efekcie udało im się pozostać na terenie Niemiec, bo władze w Berlinie przejściowo złagodziły kurs.
Węgry
W ratowanie Żydów zaangażował się też Henryk Sławik, przedstawiciel polskiego Ministerstwa Pracy w Budapeszcie. Choć Węgry były państwem sprzymierzonym z Hitlerem, Polacy mogli liczyć na wsparcie części tamtejszych urzędników i polityków. We współpracy z Józsefem Ántallem z węgierskiego MSW Sławik stworzył system pomocy uchodźcom, wśród nich licznym Żydom, którym załatwiał „katolickie” papiery na nowe nazwiska. Część Żydów została umieszczona na bezpieczniejszej prowincji, niektórych oddano pod opiekę jugosłowiańskiej partyzantce. W ten sposób ocalono życie 5 tys. z nich. Ántall i Sławik zostali odznaczeni medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Polak po wkroczeniu Niemców na Węgry w 1944 r. został przez nich stracony.