Złożona z dwóch etapów wizyta prezydenta USA Donalda Trumpa we Włoszech w maju była ogromnym wyzwaniem dla sił porządkowych. Wszędzie wprowadzano wyjątkowo zaostrzone środki bezpieczeństwa.

Trump przyleciał 23 maja do Wiecznego Miasta, gdzie - podobnie, jak w całych Włoszech - po raz kolejny wzmocniono środki bezpieczeństwa po zamachu w Manchesterze, jaki miał miejsce dzień wcześniej.

Na czas 19-godzinnej wizyty amerykańskiego przywódcy i jego żony Melanii, ruch w dużej części Rzymu został zablokowany, a życie miasta podporządkowane programowi wizyty. Na każdy punkt wizyty, policja przygotowała cztery możliwe trasy przejazdu prezydenckiej kolumny, z których wybierano jedną.

Wprowadzono trzy kręgi bezpieczeństwa wokół Donalda Trumpa. W pierwszym, najważniejszym obecne były, obok amerykańskich agentów, specjalne jednostki włoskiej policji i karabinierów, zapewniające ochronę w bezpośredniej strefie wokół prezydenta. W drugim kręgu stacjonowały oddziały zdolne do szybkiego przemieszczania się, monitorowania okolicy i identyfikowania możliwych zagrożeń oraz interwencji. W trzecim kręgu było 20 jednostek szybkiego reagowania policji i karabinierów, skoncentrowanych przede wszystkim na obserwacji i wykrywaniu ewentualnych zagrożeń w dużych grupach ludzi.

Nadzwyczajnym kordonem bezpieczeństwa otoczono rezydencję ambasadora Stanów Zjednoczonych Villa Taverna w dzielnicy Parioli, gdzie nocowali Trumpowie. Wokół tej posiadłości zamknięto ruch drogowy; w pobliżu nie kursowały środki komunikacji publicznej. Blokadę rozszerzono na duży obszar miasta, gdy w środę 24 maja rano Donald i Melania Trump jechali z Parioli do Watykanu na audiencję u papieża Franciszka. Na wszystkich trasach przejazdu policja zainstalowała dziesiątki kamer.

Wokół Watykanu obowiązywały imponujące, jak podkreślano, środki bezpieczeństwa, które pogodzono z warunkami, postawionymi przez papieża i jego współpracowników. Wizyta amerykańskiego prezydenta rozpoczęła się półtorej godziny przed papieskią audiencją generalną na placu Świętego Piotra, czyli gdy gromadziły się tam już tysiące ludzi.

Włoska prasa podała, że papież Franciszek poprosił stronę amerykańską o to, by ochrona Trumpa i nadzwyczajne środki w czasie jego wizyty w Watykanie nie przeszkadzały uczestnikom audiencji i nie utrudniły im dotarcia na plac przed bazyliką. Według "Corriere della Sera" negocjacje w tej sprawie zaczęły się od propozycji strony watykańskiej, aby prezydent przyleciał śmigłowcem na małe lądowisko, znajdujące się za Spiżową Bramą. Amerykanie mieli według tej relacji odpowiedzieć, że dla całej ich delegacji potrzebne byłyby cztery bardzo duże maszyny, które nie zmieściłyby się na tym lądowisku.

Ostatecznie znaleziono kompromisowe rozwiązanie; Donald Trump w kolumnie limuzyn wjechał do Watykanu przez boczną, mniejszą bramę wjazdową Perugino, z której nie korzystają zazwyczaj oficjalne delegacje zmierzające na audiencję do papieża.

Ścisłym kordonem otoczono także Pałac Prezydencki na Kwirynale, gdzie Donald Trump był u szefa państwa włoskiego Sergio Mattarelli.

Premier Paolo Gentiloni nie przyjął go zaś w swej Kancelarii, Palazzo Chigi, ale pojechał na spotkanie z nim w rezydencji amerykańskiego ambasadora. Dzięki temu uniknięto zamknięcia newralgicznej, zatłoczonej o każdej porze części stolicy, nieopodal Placu Weneckiego i budynków rządu oraz parlamentu.

Półtorej doby później, po wizycie w Brukseli na szczycie NATO, przywódca Stanów Zjednoczonych powrócił do Włoch. Przyleciał na Sycylię na szczyt G7 w Taorminie. Do dyspozycji prezydenta i licznej delegacji USA oddano lotniczą bazę wojskową Sigonella na wyspie. Tam również, tuż przed odlotem z Włoch, 27 maja Donald Trump wygłosił jedyne we Włoszech przemówienie. Skierowane było do obecnych w bazie amerykańskich żołnierzy.

W Taorminie, gdzie trwały obrady z udziałem przywódców G7 oraz Unii Europejskiej zastosowano bezprecedensowe środki. Centrum miasta zostało całkowicie zamknięte, a nad bezpieczeństwem czuwało około 10 tys. policjantów, karabinierów, żołnierzy i funkcjonariuszy innych formacji. Najbardziej pilnowanym przywódcą był Donald Trump, a jego małżonka ze względów bezpieczeństwa nie uczestniczyła w wycieczce helikopterem w rejon Etny wraz z innymi żonami światowych przywódców i mężem kanclerz Angeli Merkel. Osobnym śmigłowcem poleciała na wspólny obiad do pobliskiej Katanii.

Z Rzymu Sylwia Wysocka(PAP)