Na festiwal przyjeżdżają ci, którzy się tam czują dobrze. Ludzie nie wybierają miejsc, w których mają poczucie zagrożenia. A od pilnowania ich bezpieczeństwa, od strzeżenia obywateli przed terrorem jest państwo - w rozmowie z Magdaleną Rigamonti wylicza Jerzy Owsiak.
Magdalena i Maksymilian Rigamonti w Dzienniku Gazecie Prawnej / Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
Wchodzi się do pana do fundacji, a tu stoi wielki złoty Budda.
To prezent. Dostaliśmy od przyjaciół z Indii. Dobry duch, który jest tutaj z nami.
Krzyża nie widziałam.
Bo nie ma.
Dlaczego nie ma?
My jesteśmy. 35 osób, które pracują w fundacji. I to jest miejsce dla nas wszystkich. Nie śmiałbym nikogo z nich zapytać o preferencje religijne. W ogóle o tym nie rozmawiamy.
Ale o polityce rozmawiacie.
Polityka jest wpisana w to, co robimy. Nie jesteśmy przecież zawieszeni w próżni. Nie jesteśmy fundacją, która powstała tylko po to, żeby ktoś miał dobre samopoczucie, ale fundacją, która kupuje sprzęt medyczny, więc siłą rzeczy jest umocowana w systemie polskiego państwa, w systemie Ministerstwa Zdrowia, w urzędzie skarbowym. Spotykanie się bądź próba spotykania się z ministrem zdrowia to też przecież polityka.
To nie była próba, to było spotkanie.
Tak, było spotkanie. Zaczął od gratulacji i od tego, że przekazał na licytację WOŚP zwiedzanie Ministerstwa Zdrowia, skądinąd pięknego budynku przy ul. Miodowej w Warszawie. Jego poprzednicy spotykali się z nami raczej kurtuazyjnie, z czego nic zazwyczaj nie wynikało, a minister Radziwiłł rozmawiał o konkretach. Choć rozczarował nas co do jednej rzeczy, uparcie twierdząc, że geriatria to nie jest osobny dział w medycynie. My jednak też jesteśmy uparci i w tym roku zbieraliśmy pieniądze m.in. na diagnostykę geriatryczną, czyli na to, żeby nie tylko leczyć już chorych starszych ludzi, lecz także diagnozować i zapobiegać chorobom. Oczywiście nie mamy pewności, czy powinniśmy dalej inwestować w geriatrię, bo wciąż nie ma pewności, czy nasze inwestycje nie zostaną wchłonięte przez internę. Minister Radziwiłł wciąż nie dał nam jasnej informacji na ten temat.
Geriatria wyłączona jest z tzw. sieci szpitali.
Minister Radziwiłł wyrzucił ją z nowej ustawy, którą zresztą podpisał już prezydent Duda. To jest naszym zdaniem utrata możliwości przedłużania życia wielu Polakom.
Z Ewą Kopacz, kiedy była ministrem zdrowia, darł pan koty o pompy insulinowe, o opiekę pogotowia ratunkowego.
Gdybyśmy chcieli mówić, jak wygląda polska służba zdrowia, to każdy finał WOŚP byłby litanią skarg, opowieścią złożoną z sensacyjnych historii.
Pan korzysta z publicznej służby zdrowia? Pytam, bo pan w tym roku skończy 64 lata.
Zaczynam szukać w pamięci, kiedy korzystałem. I tak na co dzień, to nie. Jesteśmy tu wszyscy w fundacji ubezpieczeni prywatnie.
Paradoks.
Paradoks. Ale zdarzyło mi się trafić do publicznego szpitala. Uważam jednak, że od narzekania, od bicia piany nic nie przybędzie. Każdego ministra zdrowia punktowaliśmy. Pisaliśmy listy, protesty i robimy to nadal. No, ale nie piszę do ministra od dróg, że mi samochód wpada w dziurę, do ministra Szyszki, że wycina drzewa.
Do ministra Błaszczaka pan napisał.
Napisałem, bo minister Błaszczak powiedział, że opinia służb o Przystanku Woodstock będzie negatywna. Musiałem napisać, bo wychodzi na to, że minister nie wiedział, co mówi. Przecież my tę opinię mieliśmy, zanim minister się wypowiedział. Od tygodnia leżała u nas na biurku. Jego ludzie ją wydali.
Co w niej jest?
Jest taka sama jak w zeszłym roku. Są w niej różne uwagi, do których się stosujemy. W zeszłym roku pisano, że jest podwyższone ryzyko, bo mogą być zamieszki na tle religijnym i subkulturowym. Bzdura. To tak jakby ktoś pisał, że może spaść śnieg, bo na przełomie lipca i sierpnia są takie zawirowania pogodowe.
Nie wyobraża pan sobie zamieszek na tle politycznym?
Nie, nie wyobrażam.
Że ONR przyjedzie z okrzykiem: „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”?
Jeśli przyjadą, to świetnie się będą bawić. Dla nich też jest miejsce na festiwalu. Zresztą, kiedy stoję na scenie, nie oceniam, kto jest kto.
Woodstock może stać się wielką antyrządową manifestacją.
Ten festiwal nie ma i nie miał takich pomysłów. To prawdziwe towarzyskie eldorado bardzo radośnie nastawionych do życia ludzi. Jeśli ktoś ma takie obawy, to rozpędzam je w cztery strony świata.
Hm.
Zapraszam pana ministra na festiwal. Niech przyjedzie, niech zobaczy. Ten festiwal nigdy nie był polityczny.
Kiedyś były inne czasy.
Rok temu były takie same czasy.
Widział pan policjantów na Krakowskim Przedmieściu podczas miesięcznicy smoleńskiej?
Widziałem. Zdziwiłem się, że jest ich aż tak wielu w jednym miejscu. Mam prośbę, żeby jednak nie podkręcać atmosfery wokół Przystanku. Przez te 22 lata różne rzeczy się działy, a my działamy dalej. W tym roku WOŚP wypadła z telewizji narodowej i zebraliśmy ponad 105 mln zł.
To była również manifestacja.
Ale nikt w finale nie pokazywał niechęci do rządu, do telewizji narodowej. Telewizja może tylko żałować, że się wycofała. Przed finałem WOŚP nie wyrażałem żadnych opinii na temat TVP, dopiero po zapytałem Jacka Kurskiego, dlaczego nie mówi o wyniku, jaki osiągnęła Orkiestra. Wcześniej w liście informował mnie, że telewizja, którą rządzi, będzie o tym mówić. Okazało się natomiast, że nawet nasze serduszko zostało usunięte z klapy kurtki posła pokazywanego w materiale tej telewizji. Nie walczę z tym, robię swoje i pytam tylko Jacka Kurskiego, czy płaci abonament radiowo-telewizyjny, czy nie. Jeśli nie płaci, to znaczy, że nas wszystkich oszukuje.
Pan płaci?
Oczywiście, bo żeby móc pyszczyć, to nie wolno łamać prawa. Prawo mówi, że trzeba płacić, więc płacę. Proszę, niech pani zobaczy, tu mam kwit, że zapłaciłem. Nadal nie wiem, czy prezes Kurski płaci.
Ogląda pan?
To jest tak, że kiedy staję na scenie i mówię głównie młodym Polakom: „Idźcie na wybory, jak zagłosujecie, to dopiero będziecie mieli prawo wyrażać swoje zadowolenie albo niezadowolenie”. Płacę abonament i dlatego mam prawo powiedzieć, że nie podoba mi ta telewizja, bo uważam, że jest w stu procentach upolityczniona. A ani ja, ani fundacja, którą prowadzę, nigdy nie stanęliśmy po którejś stronie politycznej. Gadam do telewizora, kiedy oglądam to, co się dzieje w Polsce, z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że jestem osobą publiczną, więc staram się język trzymać za zębami i nie mówić o swoich sympatiach czy antypatiach politycznych.
Na Woodstock przyjeżdżali politycy.
Proszę mi wymienić chociaż jednego.
Bronisław Komorowski.
Był, ale spotkał się tam z prezydentem Gauckiem i to było niezwykłe wydarzenie, i to był wyjątek.
Leszek Balcerowicz.
Od dawna nie jest politykiem. To profesor, wykładowca. Pełen namiot ludzi. Biją mu brawo.
Lech Wałęsa też był.
Jako emeryt polityczny. Był też ksiądz Jan Kaczkowski, byli Marek Kondrat i Maria Czubaszek.
Wszyscy z jednej strony politycznej barykady.
A dlaczego mam zapraszać z drugiej strony? Proszę sobie zrobić festiwal i zapraszać.
Pan jest specem od festiwali.
I to ja i ludzie w fundacji decydują, kto będzie gościem Przystanku Woodstock.
Publiczności pan nie pyta?
Pytam i lista jest bardzo długa. I bardzo często powtarza się na niej: Max Kolonko, Max Kolonko, Max Kolonko. Skoro się powtarza, to wysłaliśmy list do Maksa Kolonki. Niejeden zresztą. Napisałem, że poznaliśmy się chyba ze 30 lat temu, kiedy on nadawał korespondencje z Bydgoszczy, a ja byłem w Rozgłośni Harcerskiej, że podziwiałem jego materiały z Ameryki dla TVP, że pamiętam, jak nadawał z wielkiego lotniskowca, jak rozmawiał z marynarzem, który mówił, że ma dziewczynę Polkę, i pokazał portfel, a w portfelu serduszko WOŚP. Napisałem, że wiem też, że wieszał na Orkiestrze psy, ale że chcę go zaprosić. I co? I nic. Nawet nie odpowiedział. Kiedyś tak zapraszałem Romana Giertycha, kiedy jeszcze był ministrem edukacji skonfliktowanym z uczniami. Nie zdecydował się. Ale przynajmniej porozmawiał. Tłumaczyłem mu wtedy, że na Przystanku Woodstock ludzie potrafią rozmawiać, potrafią słuchać. Nie jest tak jak w debacie publicznej: moje jest białe, a moje czarne i co mi zrobisz, co mi tu pan będziesz opowiadał. Janek Pospieszalski jest mistrzem takich rozmów...
Przecież to pana kumpel.
Absolutnie mój kumpel. I nie mówię, że były, bo mam nadzieję, że wróci do nas z tego miejsca, w którym teraz jest. Jasiu, wróć do nas, byłeś przecież rockandrollowcem i mam nadzieję, że wciąż nim jesteś. Przecież to on mi wymyślił czerwone spodnie na finał WOŚP. Wtedy nie było tak, że w każdym sklepie można było kupić czerwone spodnie. Jasiu mówi: „Znam świetną farbiarnię na Ochocie”. Ufarbowali mi dżinsy, jak je w domu po finale zdjąłem, to myślałem, że mi jaja urwało, Jasiu, ta farba puściła, za mało octu dodali. Żółtą koszulę też Jasiu wynalazł. W jakimś lumpeksie.
A teraz ręki sobie nie podajecie.
Nawet nie mamy okazji, żeby sobie podać. Z żoną Jasia się przyjaźnimy. I mamy nadzieję, że i Jasiu wróci do świata. Już chyba zobaczył, jak jest gdzie indziej. Skoro emigranci wracają, to i on wróci. Przecież on współtworzył Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy i tego mu nikt nie zapomni. Nie mam do niego żadnego focha. Tak, jak ludzie, którzy przyjeżdżają na Woodstock, nie mają focha do rzeczywistości. To są przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego, oni nie protestują, oni chcą budować.
Pan protestuje, kiedy mówi, że zarabia 10 razy mniej, niż zarabiać będzie Małgorzata Sadurska w PZU.
90 tys. zł mógłby zarabiać człowiek, który operuje serca, ratuje życia. Jemu się powinno tak płacić i pilnować, żeby nie szedł do prywatnej kliniki.
Pan zarabia ponad 9 tys.
Netto. Księgowa mi dziś powiedziała, że żadnej premii nigdy z fundacji nie wziąłem. Zarabiam na tym, że firmy wynajmują mnie do godzinnego spiczu motywacyjnego. Wpadam i mówię, co robić, żeby spełniać swoje marzenia. Tak zarobione pieniądze szybko wracają do ludzi, bo razem z żoną inwestujemy w młodą sztukę. Uważam, że stowarzyszenia i fundacje powinny działać przejrzyście, bo dwa i dwa to jest zawsze cztery, a nie dwadzieścia dwa.
Nasza fundacja nie jest pod żadnym kloszem, przeżyliśmy 25 lat, rządy od prawa do lewa, byliśmy wielokrotnie sprawdzani i zawsze wszystko jest w porządku. Rozliczone, ZUS zapłacony. Mówiła pani o manifestowaniu poglądów, to powiem pani, że ja, obywatel Jerzy Owsiak, codziennie manifestuję, rozliczając to, co ludzie nam powierzyli, a mianowicie swoje pieniądze. W inny sposób nie zamierzam manifestować.
Pamiętam pana ostatni program w Trójce.
OK, wtedy dałem wyraz temu, co o tym wszystkim myślę.
Mówił pan: „To, co się dzieje w rozgłośni, kompletnie nie styka się z moim pojmowaniem klimatu radiowej Trójki”. O programie Grzegorza Górnego, który był emitowany przed pana audycją, powiedział pan: „Jest tak dalece odległy od mojej filozofii, upolityczniony, bardzo ciężki”.
Usłyszałem takiego narodowego focha, takie „my Polacy, my Polacy, my Polacy”. Ta audycja mnie dobiła. Zrozumiałem, że nie mogę dalej pracować w takim radiu. Zrozumiałem, że i Polskie Radio, i Telewizja Polska przestały być mediami publicznymi. Te media stały się tubą partii rządzącej i jaka by ona nie była, mówiłbym tak samo. Byłem świadkiem, jak się demoluje Trójkę, jak są wprowadzane nowe, nieznane nam osoby. Jak pani zauważyła, mam już 64 lata, przeżyłem PRL, pamiętam ludzi przynoszonych w teczkach, pamiętam te absurdy. I teraz dzieje się to samo. Widziałem to w radiu, widziałem, że szefem Trójki zostaje człowiek, którego nikt nie zna, że stanowisko zajmuje jakaś pani, której nikt nie zna, widziałem, że na następnym zebraniu z załogi radia brakuje kilku osób. Prosiłem tego szefa, żeby ludzi wcześniej uprzedzał, żeby się zdążyli pożegnać, żeby ci ludzie mogli się przygotować, i usłyszałem, że tak będzie, i na następnym zebraniu znowu nie było kilku osób. Ja odszedłem sam.
Rozmawiamy już dość długo i mam wrażenie, że bardzo jest pan ostrożny.
To chyba dobrze.
Ostrożny pan jest, bo obawia się pan, że minister Błaszczak zablokuje panu festiwal.
Nie zablokuje. Mogę sobie tylko pogratulować, że jestem powściągliwy. Reprezentuję WOŚP i uważam, że działamy na rzecz większości Polaków. W zeszłym roku zrobiono badania, jak wyborcy PiS oceniają Orkiestrę, i okazało się, że 87 proc. ma o nas pozytywne zdanie.
A część mówi o panu: lewak, komunista?
A niech sobie mówią. Kalafiorem mi to wisi. Jak ktoś mówi, że kradnę pieniądze, to idę do sądu i wygrywam sprawę. Już 50 tys. otrzymaliśmy od tego, który mnie oczernia. A co do zablokowania Przystanku, to nie są czasy PRL-u, że ktoś jednym podpisem blokuje wielki festiwal. Wystarczy, żeby pan minister Błaszczak zadzwonił i zapytał, jak zabezpieczony jest Przystanek Woodstock, i będzie spokój.
Do pana?
Nie, broń Boże. Do komendanta głównego policji w Gorzowie Wielkopolskim, do pana burmistrza Kostrzyna. Chcę wierzyć w to, że minister Błaszczyk...
...szczak. Jak Kiszczak.
Chcę wierzyć, że pan minister tak bardzo dba o nas, o Polaków, jest tak mocno pochylony nad sprawami naszego bezpieczeństwa, terroryzmu, że być może takie rzeczy, jak jakiś festiwal, który się odbywa raz w roku i trwa trzy dni, mu umkną. I rozumiem, że można nie interesować się muzyką, która jest grana na Woodstocku. Z drugiej strony, gdyby ktoś organizował tak duży festiwal disco polo, to resort kierowany przez ministra Błaszczaka wiedziałby wszystko na temat bezpieczeństwa podczas takiej imprezy.
Terror jest w Europie. Kilka tygodni temu doszło do zamachu w Manchesterze, na jeden dzień, z powodu zagrożenia terrorystycznego, stanął festiwal muzyczny w Niemczech.
Terror jest wszędzie i wszędzie może się coś wydarzyć. Za moment są „Wianki” i pół Warszawy będzie brało udział w wielkiej masowej imprezie, potem jest wiele imprez, do Częstochowy na 15 sierpnia schodzą się pielgrzymki z całej Polski. Czy pani słyszała o jakichś ostrzeżeniach, zagrożeniach terrorystycznych związanych z tymi wydarzeniami? Słyszę tylko, że na Przystanku Woodstock jest zagrożenie. Ja jestem organizatorem odpowiedzialnym za Woodstock i mogę powiedzieć, że wszystko odbywa się zgodnie z ustawą i zdobytym przez nas 22-letnim doświadczeniem. Na Woodstock przyjeżdżają ludzie, którzy się tam czują dobrze. Gdyby tam było źle, niebezpiecznie, toby ich tam nie było. Ludzie nie wybierają miejsc, w których mają poczucie zagrożenia. A od pilnowania ich bezpieczeństwa, od strzeżenia obywateli przed terrorem jest państwo.
Ilu policjantów będzie na Woodstocku?
1570.
Ile to pana kosztuje?
Nic mnie to nie kosztuje. Kiedyś współpracowaliśmy z policją w taki sposób, że szukaliśmy sponsorów na paliwo do samochodów policyjnych. Potem to się zmieniło.
Kto za nich płaci?
To są policjanci przydzieleni do pracy podczas festiwalu, wszystko jest zgodnie z ustawą.
Minister Błaszczak o tym wie?
O tym też do niego napisałem.
Ile państwo dokłada do Przystanku Woodstock?
Nic nie dokłada. Nie narażamy na koszty ani miasta, ani województwa lubuskiego. Zeszłoroczny budżet wynosił 8,5 mln zł, z czego na zabezpieczenie przeznaczyliśmy 2 mln zł.
W tym roku podobnie?
Myślę, że tak. My mamy naprawdę najnowocześniejsze rozwiązania dotyczące bezpieczeństwa, dokładny mapping 350 ha z dokładnością do 30 cm. A to znaczy, że jak się pani coś stanie na środku pola namiotowego, to medycy albo inne służby docierają w zasadzie po chwili, a potem w tabletach naszych służb jest informacja, co się z panią dalej dzieje, pod opieką jakiej instytucji się pani znajduje. Z policją współpracujemy od lat i to jest świetna współpraca. Policja jest po to, żeby pilnować dojazdów do festiwalu i porządku wokół. Oczywiście cieszymy się, jeśli na festiwalu zostanie zatrzymany diler narkotyków, bo można oddać go w ręce policji. Wszystkim mówimy: „Nie wprowadzajcie tu narkotyków, bo przyjeżdżacie na darmową imprezę”. Nie słuchają i są zatrzymywani.
Ilu w zeszłym roku?
Kilkunastu. Za posiadanie narkotyków też zatrzymujemy. I nie ma przebacz, że to tylko gram, gramuś, grameczek. Nasze służby w tej kwestii ściśle współpracują z policją. Do tego jest 370 medyków i paramedyków, pogotowie, straż pożarna i wszystko działa jak w zegarku. I kiedy słyszę, jak minister Błaszczak mówi, że jesteśmy antysystemowi, to od razu mówię: „Proszę sprawdzić nasze procedury, tu wszystko jest systemowe i zgodne z prawem”.
A ze sceny pan krzyczy: „Róbta, co chceta”.
Nie krzyczę. „Róbta, co chceta” to tytuł programu telewizyjnego z lat 90., który szedł po „Ulicy Sezamkowej”.
I hasło, które jest jakby z panem sklejone.
Nie wiem, czy minister obejrzał chociaż jeden odcinek, czy też może jego edukacja medialna zakończyła się na „Ulicy Sezamkowej”. To był zabawny, abstrakcyjny program, z którego narodziła się Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Jeśli ktoś zawęża moją, naszą historię do tytułu „Róbta, co chceta”, to niech też zawęzi np. myślenie o Polakach do paru standardowych niemieckich dowcipów w rodzaju: jedź do Polski, tam jest już twój samochód. Skróty myślowe, mówienie, że to, co robimy, to nakłanianie do abnegacji, do anarchii, do antysystemowości, jest po prostu śmieszne i abstrakcyjne. Przecież my co roku wpompowujemy w system w postaci sprzętu medycznego kilkadziesiąt milionów złotych.
Pan jest wrogiem obecnej władzy.
Nie jestem. Trafiamy dziś na taką samą głupotę urzędnika, na jaką trafialiśmy rok temu, dwa, pięć i dziesięć lat temu. Dziś minister Błaszczak powiedział, że niedoszacowana jest liczba ludzi na festiwalu. Bzdura, bo jest wręcz przeciwnie. W tym roku grodzimy teren festiwalu właśnie po to, żeby policzyć dokładnie, ile będzie osób.
Skoro był rekord na tegorocznej WOŚP...
To może być i rekord na Woodstocku.
I ile osób przyjedzie?
Kiedyś już, według szacunków policji, przyjechało milion ludzi. I to właśnie ta policja, te służby, którymi kieruje minister Błaszczak, robią świetną robotę. Co roku są też znakomicie oceniani. A przecież policja, po tym, czego się dowiedzieliśmy na temat śmierci Igora Stachowiaka we wrocławskim komisariacie, potrzebuje poprawy wizerunku. Od 12 lat uczymy dzieci pierwszej pomocy. Praktycznie jesteśmy we wszystkich szkołach, wydaliśmy na to 20 mln zł i prawie 3 mln dzieci nauczyło się ratować życie i zdrowie. Od lat prosimy kolejne panie minister edukacji, żeby pierwsza pomoc to był obowiązkowy przedmiot w szkołach. I co? Nic.
Z minister Anną Zalewską pan rozmawiał?
Próbowałem się do niej dostać. Przyjął mnie młody sekretarz i wysłuchał tego, co miałem do powiedzenia.
Notował?
Chyba w głowie. Wysłuchał o nauce pierwszej pomocy i nic z tego więcej nie wyniknęło.
Dlatego że to pan, że Owsiak?
Nie wiem, dla poprzedniego rządu PO-PSL też to nie była ważna sprawa. Dla nich też byłem człowiekiem, który przyłazi i coś marudzi o programie pierwszej pomocy. Taki Owsiak maruda. A przecież pierwsza pomoc, ratowanie życia to jest chyba jednak sprawa apolityczna. Co to jest dla ministerstwa wydać 20 mln zł na program edukacyjny przez 10 lat? Nic. Nawet by nie zauważono tych pieniędzy. Amerykanie mówią, że po to są takie luki, żeby organizacje pozarządowe mogły działać.
To niech się pan cieszy.
Cieszę się. Do znudzenia Polakom rodakom przypominam, że zbieramy pieniądze nie dlatego, że jest bieda, tylko po to, żeby się podzielić tym, co mamy. I nie ma znaczenia, czy ktoś mnie lubi, czy nie. Bo dla mnie też to nie ma żadnego znaczenia. Ważne, żeby system działał. A system działa i niech pan minister Błaszczak skorzysta z tej wyjątkowej okazji, przyjedzie i zobaczy to na własne oczy. Jest piękna autostrada, przez piękny kraj, który w ruinie był 25 lat temu, nie teraz. Odbierzemy pana, musi pan mieć wszystkie przepustki, dostanie pan opaskę na rękę i wtedy pan wejdzie we wszystkie miejsca festiwalu, które zresztą panu chętnie pokażemy. Komendant główny policji przeszedł w zeszłym roku przez cały festiwal, tak na dzidę. Ludzie go pozdrawiali, dziękowali za pracę jego ludzi. Tak może być i tym razem