Będzie ciąg dalszy procesu b. dyżurnego komendy miejskiej policji w Białymstoku, oskarżonego o przyjmowanie pieniędzy za informacje o kolizjach i wypadkach. Wyrok skazujący I instancji zaskarżył obrońca; chce uniewinnienia lub uchylenia tego orzeczenia.

Białostocka prokuratura okręgowa zarzuca 45-letniemu - byłemu już - dyżurnemu policji, że od osoby zajmującej się holowaniem pojazdów przyjmował pieniądze w różnych kwotach za to, że telefonicznie przekazał jej informacje o zdarzeniach drogowych na terenie działania komendy miejskiej policji w Białymstoku.

W akcie oskarżenia zarzucono policjantowi, że od kwietnia 2012 r. do października 2013 r. co najmniej 17 razy przyjął pieniądze, łącznie nie mniej niż 5 tys. zł, w zamian za przekazywane telefonicznie umówionym osobom (znajomemu przedsiębiorcy i jego pracownikowi) informacji o zdarzeniach drogowych.

Według śledczych, było to działanie "w celu osiągnięcia korzyści majątkowej", polegające na przekroczeniu uprawnień w związku z pełnieniem funkcji publicznej. Odnotowali prawie 500 takich przypadków "nieuzasadnionych potrzebami służby" (nie we wszystkich udało się ustalić, czy i w jakiej kwocie były przekazywane pieniądze).

Według prokuratury, policjant i przedsiębiorca znali się i zawarli porozumienie, że ten ostatni będzie informowany o miejscach zdarzeń drogowych, zanim jeszcze zostanie tam skierowany patrol policji.

Chodziło o to, by laweta przedsiębiorcy (lub osób, z którymi współpracował) dotarła tam wcześniej niż pojazdy holownicze konkurencji. Jak podawała prokuratura, oskarżeni używali wielu telefonów na karty, przeznaczonych tylko do przekazywania informacji o kolizjach.

Po postawieniu zarzutów policjant przyznał się, ale pod koniec śledztwa zmienił swoje wyjaśnienia i ostatecznie nie przyznał się do popełnienia przestępstwa. Twierdził wówczas, że była to przysługa koleżeńska, a pieniądze, które dostawał, były pożyczką i z czasem je zwracał.

Po rocznym, toczącym się za zamkniętymi drzwiami procesie, w grudniu 2016 roku przed Sądem Rejonowym w Białymstoku zapadł wyrok skazujący. Kara to 2 lata więzienia w zawieszeniu, 9 tys. zł grzywny i przepadek 5 tys. zł jako korzyści z przestępstwa. Ze względu na charakter sprawy (podstawą wydania wyroku były tzw. materiały niejawne - PAP), sąd utajnił również uzasadnienie swego orzeczenia.

Zaskarżył je obrońca. Jak wynika z informacji uzyskanych przez PAP w Sądzie Okręgowym w Białymstoku, do którego trafiła apelacja, adwokat chce uniewinnienia swego klienta, ewentualnie uchylenia wyroku i zwrotu sprawy do ponownego rozpoznania sądowi I instancji.

W jego ocenie, sąd rejonowy nie rozważył wszystkich okoliczności sprawy, a zwłaszcza tych korzystnych dla oskarżonego, a wątpliwości rozstrzygnął na jego niekorzyść.

Obrońca twierdzi, że informacje o wypadkach były powszechnie dostępne i każdy przedsiębiorca zajmujący się pomocą drogową miał możliwość - i z tego korzystał - nasłuchu informacji przekazywanych służbom przez dyżurnego policji. Argumentuje też, że używanie telefonów, które policjant miał od przedsiębiorcy, nie miało służyć ukryciu kontaktów z nim, a chodziło jedynie o to, by nie blokować linii alarmowych. Przekonuje też, że chodziło o jak najszybsze uprzątnięcie drogi.

Po zatrzymaniu i postawieniu zarzutów w październiku 2013 roku policjant został zawieszony w czynnościach służbowych, a niedługo potem zwolniony ze służby. Do sądu trafił jeden akt oskarżenia zarówno wobec niego, jak i przedsiębiorcy. Sprawa tego ostatniego została wyłączona do odrębnego postępowania: przyznał się on bowiem, a potem dobrowolnie poddał karze więzienia w zawieszeniu i grzywny. Wyrok wobec niego jest już prawomocny.

Apelację rozpozna Sąd Okręgowy w Białymstoku. Termin nie został jeszcze wyznaczony.