Nominowany przez Donalda Trumpa do Sądu Najwyższego Neil Gorsuch jest zwolennikiem teorii, zgodnie z którą sądy powinny interpretować konstytucję USA, tak jak rozumieli ją ojcowie założyciele.
O ile konserwatyści nie mogli sobie wymarzyć lepszego kandydata, o tyle liberałowie widzą w nim uzurpatora, który ma zająć miejsce zarezerwowane już dla sędziego, którego wskazał poprzedni prezydent Barack Obama. Problem w tym, że najprawdopodobniej zabraknie im argumentów, żeby storpedować nowego kandydata.
Wszystkie pozycje w życiorysie zawodowym i prywatnym Gorsucha idealnie wpasowują się bowiem w modelowy profil, który od lat preferuje partyjny establishment, niezależnie od barw politycznych. Tak jak każdy obecny sędzia amerykańskiego SN 49-letni Gorsuch jest absolwentem prestiżowych uczelni należących do Ligi Bluszczowej (Ivy League). Jego kolegą z roku w szkole prawa Uniwersytetu Harvarda był zresztą sam prezydent Barack Obama. Po dyplomie obaj poszli jednak zupełnie różnymi ścieżkami. Podczas gdy były prezydent w pierwszych latach po studiach działał w organizacjach pozarządowych promujących zaangażowanie obywatelskie, Gorsuch powoli torował sobie drogę do Sądu Najwyższego. Najpierw pomagał w obowiązkach sędziemu apelacyjnemu, a następnie zdobył elitarną posadę asystenta w SN (clerkship), współpracując tam m.in. z sędzią Anthonym Kennedym, z którym zapewne już niedługo przyjdzie mu orzekać. To pierwszy przypadek w historii amerykańskiego SN, kiedy patron zasiądzie za jednym stołem sędziowskim ze swoim byłym uczniem.
W 1995 r. Gorsuch dołączył do waszyngtońskiej kancelarii prawnej Kellogg Huber Hansen, gdzie zajął się m.in. sprawami skomplikowanych oszustw finansowych. Firmę opuścił po 10 latach już jako partner, żeby przyjąć stanowisko prokuratora w Departamencie Sprawiedliwości. Zaledwie rok później prezydent George W. Bush wręczył mu sędziowską nominację na stanowisko w federalnym sądzie apelacyjnym w jego rodzinnym Denver (Senat zaakceptował jego kandydaturę jednogłośnie). Przysięgę złożył przed swoim mentorem z SN.
Opinie i zdania odrębne prezydenckiego kandydata sugerują jednak, że na jego sędziowską filozofię i styl największy wpływ wywarł nie tyle umiarkowany pragmatyzm Kennedy’ego, co bezkompromisowy konserwatyzm w wydaniu Antonina Scalii, po którym ma przejąć schedę w SN. I właśnie to najbardziej martwi dziś liberałów. Jeśli Senat zatwierdzi kandydaturę Gorsucha, „konserwatywni” sędziowie teoretycznie z powrotem odzyskają przewagę w składzie orzekającym (przy czym sędziemu Kennedy’emu zdarzało się w przeszłości głosować tak jak liberałom).
Podobnie jak zmarły przed rokiem Scalia kandydat prezydenta Trumpa jest nieskrywanym orędownikiem oryginalizmu, czyli teorii, że sądy powinny interpretować konstytucję USA, tak jak rozumieli ją ojcowie założyciele. Taka perspektywa w sposób nieunikniony prowadzi zaś do konserwatywnych rozstrzygnięć oraz zdecydowanego sprzeciwu wobec sędziowskiego aktywizmu. W procesie wykładni należy bowiem wziąć w nawias zarówno intencje ustawodawcy i własne przekonania moralne, jak i potencjalne konsekwencje sądowych decyzji dla społeczeństwa. – Rolą sędziów jest stosować, a nie zmieniać prawo uchwalone przez przedstawicieli narodu – podkreślił Gorsuch w swoim krótkim wystąpieniu podczas ubiegłotygodniowej ceremonii ogłoszenia nominacji. Była to aluzja do często stawianego liberałom zarzutu, że swoją agendę polityczną wolą przepychać tylnymi drzwiami za pośrednictwem sądów, niż korzystać z normalnej ścieżki legislacyjnej.
Gorsuch nie miał okazji orzekać w sprawach, które w USA wywołują największe podziały (aborcja, prawa homoseksualistów czy dostęp do broni), ale jego publikacje raczej nie pozostawiają wątpliwości, po której stoi stronie. „Wszystkie istoty ludzkie są samoistnie wartościowe, a celowe odebranie życia ludzkiego jest zawsze złe” – napisał w książce na temat przyszłości wspomaganego samobójstwa i eutanazji, sprzeciwiając się w niej wszelkim formom ułatwiania śmierci nawet osobom nieuleczalnie chorym.
Uznanie od konserwatystów zyskał przede wszystkim bardzo szeroką interpretacją wolności religijnej w dwóch ważnych sprawach, które znalazły potem finał w Sądzie Najwyższym. Najgłośniejsza z nich została zainicjowana przez chrześcijańską sieć sklepów Hobby Lobby. Firma odmawiała swoim pracownikom pokrycia kosztów środków antykoncepcyjnych w ramach systemu ubezpieczeń zdrowotnych Obamacare, powołując się na moralne zakazy. Gorsuch uznał, że właściciele sklepów mają do tego prawo, gdyż nie można żądać, aby zdradzili swoje przekonania religijne. Wręcz przeciwnie, władze muszą okazać szacunek wierzącym, nawet jeśli uzasadnienia ich poglądów wydają się niespójne czy nienaukowe (w 2014 r. SN potwierdził to rozstrzygnięcie).
Chyba jedyna kwestia, w której Gorsuch wydaje się bardziej konserwatywny od swojego intelektualnego mistrza, dotyczy swobody interpretacji regulacji przez federalne agencje. W 1984 r. SN stwierdził, że sądy muszą uznawać wykładnię przepisów dokonywaną przez rządowe instytucje. Zdaniem Gorsucha w praktyce oznacza to zawłaszczenie przez biurokratów uprawnień sądów i ustawodawcy, które narusza trójpodział i równowagę władz.