Sąd Apelacyjny w Warszawie rozpoczął badanie apelacji w głośnym procesie o korupcję i fałszowanie dokumentacji medycznej - co umożliwiało odraczanie kar przestępcom. W I instancji m.in. na 7 lat więzienia skazano prokuratora Krzysztofa W., na 6 lat - adwokata Andrzeja P.

Sprawa miała rozpocząć się przed warszawskim SA już w grudniu ubiegłego roku, SA wystąpił jednak do Sądu Najwyższego o przekazanie sprawy do innego sądu równorzędnego. Ostatecznie jednak sam ją bada.

SA rozpozna apelacje w sprawie - w sumie - 18 oskarżonych. Część procesu ma się toczyć za zamkniętymi drzwiami. Jedna z sal Sądu Apelacyjnego została w tym celu specjalnie przygotowana, zabezpieczona i wydzielona taśmami. Gromadzących się przed salą adwokatów policjanci i ochroniarze informowali o konieczności pozostawienia w depozycie wszystkich przedmiotów z funkcjami nagrywania – w tym telefonów i laptopów.

W poniedziałek właśnie na tej sali, w trybie niejawnym, swoją apelację przedstawi kilku obrońców. Niejawna ma być też część wystąpienia prokuratora. W czerwcu 2015 r. Sąd Okręgowy w Warszawie wydał nieprawomocny wyrok w pierwszym z wątków wielkiego śledztwa korupcyjnego b. Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi. Dotyczy ono przyjmowania i wręczania łapówek, płatnej protekcji i poświadczania nieprawdy w dokumentacji medycznej. Na jej podstawie sądy decydowały o odraczaniu wykonania kar lub nieosadzaniu w aresztach osób podejrzanych, w tym gangsterów z grup wołomińskiej i pruszkowskiej. Akt oskarżenia w tym wątku trafił do sądu w 2012 r. 28 oskarżonym postawiono łącznie 69 zarzutów za lata 2002-2007 - groziło za to do 10 lat więzienia. Część podsądnych dobrowolnie poddała się karom więzienia w zawieszeniu; były też zakazy wykonywania zawodu.

Zarzuty sformułowano głównie na podstawie zeznań świadka koronnego Konrada T., skruszonego przestępcy, który obracał się kilka lat w stołecznym światku prawniczym i za pieniądze załatwiał fikcyjne zwolnienia lekarskie. Dostałby za to 140 zarzutów - status świadka koronnego gwarantuje mu bezkarność w zamian za obciążające zeznania. Wiarygodność T. kwestionuje obrona, według której jako agent Centralnego Biura Śledczego dopuszczał się niedozwolonej prowokacji. "Nie może się ostać linia obrony, że T. jest autorem fałszywych oskarżeń" - mówił prok. Daniel Lerman, przyznając, że to "załatwiacz za pieniądze".

SO uznał w 2015 r. winę wszystkich pozostałych 18 oskarżonych. Najwyższą karę orzekł wobec prok. Krzysztofa W. (zawieszonego w obowiązkach) - 7 lat więzienia; adwokata Andrzeja P. - 6 lat oraz radiologa Andrzeja P. - 4 lat. Oskarżonych ukarano także wielotysięcznymi grzywnami oraz zakazami wykonywania zawodów (najwyższe dostali prok. W. i mec. P - na 10 lat). Sąd orzekał też przepadek przyjmowanych korzyści majątkowych. Sprawy trojga lekarzy uznał za "wypadki mniejszej wagi" - sprawy dwojga warunkowo umorzył przy stwierdzeniu winy, ale z nakazem grzywien lub świadczeń pieniężnych; trzeciego ukarał 30 tys. zł grzywny. Prok. W. uznano za winnego m.in. przyjęcia od T. ok. 66 tys. zł łapówek - za pomoc w utrudnianiu śledztw wobec przestępców - oraz volkswagena, którego dostał w użyczenie od T., a potem go kupił po preferencyjnej cenie (SO orzekł przepadek auta). Według SO, W. przyjmował od T. korzyści za informacje o postępowaniach prokuratorskich.

Mec. P. uznano za winnego przekazywania łapówek i powoływania się na wpływy. Na poczet kary zaliczono mu pobyt w areszcie przez pół roku w 2009 r. Mec. Luiza T. otrzymała karę 2 lat więzienia w zawieszeniu, 40 tys. zł grzywny. Sąd uznał, że doradzała "klientom" T., jak "skutecznie uniknąć" postępowań karnych.

Radiolog Andrzej P. usłyszał wyrok 4 lat więzienia i grzywnę za to, że za łapówki po 500 zł wystawiał przestępcom fałszywe opisy po badaniach rezonansem magnetycznym. Lekarka Maria Ż.-L., która wystawiała "lewe" zwolnienia, dostała 1,5 roku więzienia w zawieszeniu i 30 tys. zł grzywny. SO uznał, że "nie działała w celu korzyści osobistej". Lekarka Jolanta B.-Ch. dostała 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu i 10 tys. zł grzywny za rady dla przestępcy, jak symulować chorobę kręgosłupa. Psychiatrę Tomasza K. skazano na 1,5 roku w zawieszeniu i 20 tys. zł grzywny, bo za 1 tys. zł doradził przestępcy, jak symulować chorobę psychiczną, a potem wystawił mu fałszywą opinię.

"Do Konrada T. pasuje określenie +oszust+" - mówił sędzia SO Andrzej Krasnodębski w uzasadnieniu wyroku. Dodał, że oszukiwał on wszystkich: swych "klientów", swych współpracowników, adwokatów i lekarzy, od których uzyskiwał "lewe" zwolnienia. "Oszukiwał nawet oficerów CBŚ, przekazując im tylko te informacje, które były dla niego korzystne" - oświadczył sędzia. Zaznaczył, że słowa T. mają potwierdzenie w materiale dowodowym. Według SO, osoby współpracujące z T. potwierdzały jego zeznania. Sędzia dodał, że SO nie badał zasadności przyznania T. statusu świadka koronnego przez sąd w Łodzi. Sędzia podkreślił, że jeden lekarz i jeden adwokat potrafili odmówić udziału w procederze T.

Jednym z umorzonych wypadków "mniejszej wagi" była sprawa dr. Pawła B., b. ordynatora ze "STOCER-a", który przyjął pieniądze za "czynności lecznicze" wobec przestępcy, by umożliwić mu uchylanie się od odbycia kary. Dr B. ma oddać 1 tys. zł oraz zapłacić 15 tys. zł świadczenia pieniężnego na cel społeczny. Prokuratura złożyła apelację, bo kwestionuje uznanie przypadków "mniejszej wagi", obrona zaś wciąż podważa wiarygodność T. W SO adwokaci zwracali uwagę, że obrońca nie jest w stanie weryfikować rzetelności dokumentacji medycznej otrzymywanej od klienta i dołączanej do wniosku np. o odroczenie wykonania kary. (PAP)