Według obiegowego stereotypu chusta, hidżab lub burka to symbole zniewolenia muzułmanek. Nic bardziej mylnego: walka o równouprawnienie kobiet w świecie islamu toczy się wzdłuż zupełnie innych linii frontu i hidżaby są w niej co najwyżej drugorzędnym rekwizytem. Ba, potrzebnym bardziej kobietom niż mężczyznom
W istniejących meczetach nigdy nie czułam się jak w domu. Te nowe wielkie świątynie są niewiarygodnie piękne, lecz zawsze miałam poczucie, że jestem obca w tym miejscu. My, kobiety, stoimy na balkonie i tylko patrzymy na dół. Wiele kobiet oraz młodych ludzi nie chodzi do meczetu, bo to oznacza wkraczanie do zdominowanej przez mężczyzn, patriarchalnej przestrzeni, w której podłoga należy do mężczyzn, mężczyzna prowadzi modlitwy, mężczyźni są w centrum uwagi – opowiada Sherin Khankan. – Właśnie dlatego zakładamy meczet na kobiecych warunkach – dodaje.
Błękitnooka Khankan mogłaby nawet uchodzić za symbol europejskiego islamu i feminizmu. Córka Syryjczyka i Finki, urodzona w Danii, mieszka w Kopenhadze. Z jej inicjatywy wiosną w duńskiej stolicy powstał Meczet Mariam – świątynia, którą zarządzają kobiety. To one pełnią funkcje imamów i gospodarzy. Mężczyźni mają możliwość korzystania z meczetu, ale muszą respektować obowiązujące w nim porządki. – Wielu imamów w tym kraju należy do tradycyjnej szkoły, która nie liczy się z kulturą, w której żyje. W ten sposób budują przeciwieństwa między byciem praktykującym muzułmaninem a byciem młodym człowiekiem w Danii – twierdzi założycielka Meczetu Mariam, na co dzień nienosząca zresztą chusty. – Ale można kochać i szanować wiele kultur jednocześnie, bez poczucia, że zdradza się ten czy inny obóz – podkreśla.
Nowa świątynia nie świeci pustkami: od marca gospodynie meczetu codziennie prowadzą modlitwy, zorganizowały już kilka ślubów, kolejne są zaplanowane na wrzesień i październik. Imamowie feministki naciskają na zrównanie praw kobiet i mężczyzn w zakresie rozwodów, w szczególności prawa do opieki nad dziećmi, organizują kursy religii i filozofii konkurencyjne w stosunku do innych meczetów, a wreszcie spierają się z patriarchatem w obrębie własnej społeczności.
Bo mężczyźni nie pozostali obojętni na powstanie Meczetu Mariam. – Przecież nie ma żadnej potrzeby, by istniał kobiecy meczet – mówił imam Waseem Hussein, szef Duńskiego Centrum Islamskiego, kilka dni po ogłoszeniu inicjatywy Khankan. – Mogą sobie robić, co chcą, ale ich teologiczne odniesienia są chybione. Bo niby dlaczego kobiety miałyby mieć jakieś specjalne potrzeby? Czy mamy tworzyć meczety tylko dla mężczyzn? To by tylko spowodowało oburzenie w społeczności – dowodził, ignorując fakt, że Meczet Mariam ma być koedukacyjny.
Z perspektywy Khankan jest to tylko ignorowanie przemian zachodzących w społecznościach muzułmańskich. – Uważam, że Meczet Mariam to element znacznie szerszego globalnego ruchu islamskiego feminizmu, który narodził się w latach 70. XX w., a eksplodował w latach 90. – odcinała się waleczna Dunka w niedawno udzielonym wywiadzie. – Na świecie nie brak kobiet imamów oraz kobiet uczonych, które starają się interpretować Koran w zgodzie z duchem czasów i społeczeństw, w których żyją, ze szczególnym uwzględnieniem praw kobiet – dorzucała.
I ma rację. Islam otaczał czcią nie tylko kobiety bliskie Prorokowi – jak jego żonę Aiszę, która miała prowadzić w zastępstwie męża modlitwy – ale miał też grono swoich świętych i kobiet teologów. Jak choćby Rabię Basri, mistyczkę z VIII w., do której przez kolejne stulecia odwoływały się muzułmanki z Półwyspu Arabskiego. W późniejszych wiekach dołączyła spora grupka kobiet teologów, w szczególności z krajów szyickich. Dziś listę badaczek rodzimej religii mogłaby otworzyć np. tłumaczona na polski Marokanka Fatima Mernissi, a obok niej można by wymienić Azizę al-Hibri, Aminę Wadud, Riffat Hassan czy Aiszę Abdul-Rahman.
Ba, w Maroku oficjalnie rzucono kobiety na front walki z radykalizmem. W apogeum wojny z terrorem, po zamachu terrorystycznym w Casablance w maju 2003 r., władze kraju postanowiły stworzyć zastęp kobiet imamów znanych jako mourchidat. Pierwsze kilkadziesiąt kobiet wykształconych do pełnienia funkcji religijnych (choć nie mają wszystkich kompetencji imamów mężczyzn) opuściło mury uczelni w 2007 r. Do dziś liczba mourchidat sięgnęła prawdopodobnie kilku tysięcy, a stołeczny Rabat podchodzi do ich misji – przynajmniej oficjalnie – ze śmiertelną powagą.
Femen, zostawcie nas w spokoju
– Kiedy ludzie zastanawiają się, dlaczego nie noszę hidżabu, odpowiadam im, że noszę – mówi Khankan. – Po prostu mam inną interpretację znaczenia hidżabu. Dla mnie hidżab oznacza szczerość. Oznacza bycie bliżej Allaha – ucina. Cóż, być może energiczna Dunka chce stworzyć bezkolizyjny pomost między życiem w Europie a zachowaniem muzułmańskiej tożsamości religijnej. Niewątpliwie czasy dla tradycji nie są dobre: pod koniec sierpnia w największych krajach kontynentu przeprowadzono badania sondażowe dotyczące poziomu akceptacji dla burek – strojów całkowicie, wraz z twarzą, zasłaniających kobietę. Wyniki były miażdżące: w stosunkowo liberalnej Wielkiej Brytanii zakaz noszenia burki poparłoby 57 proc. ankietowanych, w Szwajcarii – aż 71 proc., uwzględniając też tych, którzy zakaz poparliby z pewnymi oporami. Rekordowy odsetek niechętnych burce odnotowano w Niemczech – aż 81 proc.
Badania i cała kwestia muzułmańskiego kobiecego stroju odżyły w ostatnich tygodniach za sprawą Francuzów. Najpierw władze niektórych kurortów zakazały noszenia burkini, odpowiednika burki w wersji kąpielowej, czyli krótkiej tuniki, w której muzułmanki pojawiały się na plażach. W ubiegłym tygodniu francuski sąd najwyższy tymczasowo zawiesił te przepisy, ostateczną decyzję odkładając na niesprecyzowaną przyszłość. Zanim jednak zapadła decyzja sędziów, przez media nad Sekwaną – a wkrótce potem przez resztę świata – przetoczyła się wieść o incydencie, do którego doszło w Nicei. Tamtejsi policjanci wypatrzyli na miejskiej plaży muzułmankę wylegującą się w burkini na piasku, podczas gdy jej dzieci pluskały się w wodzie u brzegu. Funkcjonariusze z marsowymi minami nakazali plażowiczce zdjęcie burkini, co ta – chcąc, nie chcąc – zrobiła.
Sceny z Nicei utrwalone i wrzucone do sieci przez świadków zdarzenia wzburzyły muzułmańskie aktywistki. – Drodzy biali ludzie z Francji: bycie zmuszonym do rozbierania się to niedokładnie to wyzwolenie, na którym mi zależy – na poły ironicznie pisała brytyjska aktywistka i feministka Suhajma Manzur-Khan. – Wygląda na to, że przymus jest tylko wtedy, kiedy brązowi mężczyźni mówią ci, jak się ubierać, kiedy robią to biali, nazywa się to wyzwoleniem. Nawet francuski feminizm ma swoje korzenie w kolonializmie i imperializmie – pisała w tekście manifeście skwapliwie przedrukowanym na łamach brytyjskiego dziennika „The Independent”.
Gdyby chcieć w lapidarnym skrócie streścić podejście muzułmanek do hidżabu, można by użyć następującej przenośni: przeciętna Europejka, zakładając mini lub bluzkę z głębokim dekoltem, musi się liczyć z pożądliwymi spojrzeniami mężczyzn, a w najgorszym przypadku – niewyszukanymi zaczepkami lub przemocą (choćby w klubie czy dyskotece). Podejmując decyzję założenia takiego stroju, bierze niejako więc na siebie ryzyko reakcji otoczenia. A kobieta pragnąca zachować skromność, o której tak często mówią muzułmanki, woli w takiej sytuacji skryć się pod chustą, hidżabem czy burką. I strój ten nie jest religijnym przymusem, lecz świadomym wyborem.
Kiedy trzy lata temu 19-letnia wówczas Tunezyjka i sympatyczka aktywistek z ukraińskiego Femenu Amina Tyler wykaligrafowała sobie na nagim biuście hasło „Pieprzyć waszą moralność” oraz „Moje ciało należy do mnie i nie jest źródłem niczyjego honoru” – i udokumentowane na zdjęciach dzieło upubliczniła w sieci – jej rodaczki były wściekłe. A gdy dwa miesiące po akcji Tyler do Tunezji pojechały trzy członkinie grupy, by protestować topless w Tunisie, tamtejsze aktywistki nie ukrywały, że metody Femenu uważają za wyjątkowo kiepski sposób walki o prawa kobiet. – Femen, prosimy, zostawcie nas w spokoju – apelowała wówczas Maja Dżibri, feministka i działaczka tunezyjskiej opozycji. – Ryzykujecie, że wszystko, o co walczyłyśmy, zostanie zrujnowane – dorzucała.
Bo też w kampaniach muzułmańskich aktywistek nie chodzi o kiecki, tylko przede wszystkim – o prawo. O przepisy zrównujące kobiety z mężczyznami w dostępie do pracy, o równość w dostępie do systemu sprawiedliwości czy prawie rodzinnym, o zmianę tradycyjnych modeli funkcjonowania rodzin i społeczności, o dostęp do edukacji. Możliwość eksponowania atrakcyjnej figury, dekoltu, makijażu, wysokich obcasów czy jaskrawego lakieru na paznokciach jest drugorzędna.
Kobieta siedzi w domu i gotuje herbatę
Weźmy choćby Ambreen Sadiq, na Wyspach Brytyjskich gwiazdę ringu. – Pierwszą prawdziwą walkę stoczyłam w Leeds, miałam 15 lat. Na widowni siedzieli głównie Azjaci i ciemnoskórzy, sala pękała w szwach. Wyszłam i usłyszałam szmer: „Czy to Azjatka?!”. Wszyscy wertowali programy walk – wspominała ta 22-letnia Brytyjka pakistańskiego pochodzenia. – Kiedy wreszcie przeskoczyłam liny, zobaczyłam, że ludzie wyglądają, jakby byli wystraszeni. A po walce ci sami ludzie przepychali się, żeby mnie uścisnąć, tłum muskularnych, wielkich facetów z tatuażami i złotymi zębami – kwituje.
Brzmi jak zwieńczenie historii z filmu, który mógłby nakręcić Clint Eastwood. Ale to początek drogi przez mękę Sadiq. Utalentowana zawodniczka już następnego dnia usłyszała od wujka, że przynosi wstyd rodzinie. W szkole rówieśnicy zaczęli ją nazywać transseksualistką, sąsiedzi pytali, dlaczego rodzina pozwala jej boksować, a na jej profilu na FB pojawiły się groźby. – Wielu muzułmanów będzie powtarzać, że chodzi o religię. Ale myślę, że tu chodzi o kulturę i to, jak ludzi wychowano. W naszej doktrynie religijnej mężczyźni i kobiety są traktowani tak samo. Ale w tej kulturze przyjęło się, że kobieta siedzi w domu i gotuje herbatę – kwitowała. W historii Sadiq kwestia galanteryjna nie miałaby żadnego znaczenia, gdyby nie to, że boksuje w krótkich spodenkach – to jeszcze jeden element, który był dla krytyków bokserki nie do przełknięcia.
Ale tak jak Sadiq w końcu przestała budzić emocje, tak zmiany w świecie islamu zachodzą w niezauważalny, lecz i nieodwracalny sposób. Przykładem może być historia innej sportsmenki, tym razem z Iranu. Niloufar Ardalan jest kapitanem kobiecej drużyny futbolowej, rodacy nazywają ją Lady Gol. Dokładnie rok temu, po raz pierwszy w historii reprezentacji, Iranki wybierały się na międzynarodowe mistrzostwa organizowane w Malezji. Nieoczekiwanie okazało się, że Ardalan nie pojedzie na prestiżową imprezę. Przyczyna była trywialna – rozgrywki zbiegały się z początkiem roku szkolnego, a małżonek Lady Gol uznał, że nie wyobraża sobie sytuacji, w której ich syn zaczynałby edukację, a mamusia kopała piłkę gdzieś na świecie. I, lapidarnie rzecz ujmując, zabronił jej wyjazdu, do czego – w świetle obowiązujących przepisów – miał święte prawo. Tworzy je specjalna adnotacja w kontrakcie małżeńskim, oddająca decyzję o tym, czym zajmuje się żona, w ręce męża.
Finał historii był taki, że tysiące Irańczyków – zarówno kobiet, jak i mężczyzn – zaczęło umieszczać na portalach społecznościowych fotografie swoich kontraktów małżeńskich z przekreśloną wspomnianą adnotacją. Co więcej, zwyczajowy zapis z kontraktów małżeńskich ma swój odpowiednik w lokalnym prawie dotyczącym wydawania paszportów – co oznacza, że zagraniczny wyjazd żony jest uzależniony od pozwolenia udzielonego przez męża. Kilka miesięcy po kampanii w obronie Ardalan Teheran rozluźnił i te przepisy: stwarzając wyjątek dla kobiet chcących uczestniczyć w konferencjach naukowych oraz imprezach sportowych. Wczesną zimą ubiegłego roku Ardalan poprowadziła drużynę w meczu rozegranym w Gwatemali.
Daleko poza meczet
Świat muzułmański nigdy jednak nie był monolitem: pozycja kobiet w krajach północnej Afryki bywa zupełnie inna niż tych z Półwyspu Arabskiego i tych z Azji Południowo-Wschodniej. Nie mniejszy wpływ na to ma także status materialny i otoczenie. Kobiety z odległej wioski są w zupełnie innej sytuacji niż mieszkanki dużych miast.
Jedno jednak łączy feministki z Algieru, Bagdadu, Kabulu czy Kuala Lumpur: Koran. Narodziny islamu w VII w. w swoim czasie oznaczały też rewolucję obyczajową. Bo wraz z pojawieniem się tej religii dotychczasowy status kobiet uległ poprawie. Jak ujmuje to „Oxford Dictionary of Islam” – „kobiety uzyskały pełnię osobowości”, zwłaszcza gdy chodzi o prawa małżeńskie, rozwodowe i dziedziczenie. – Posag, wcześniej uznawany za cenę, jaką płaci się ojcu panny młodej, teraz stał się podarunkiem dla żony i częścią jej majątku osobistego – przekonuje John L. Esposito, amerykański badacz historii religii. – Mahomet zagwarantował kobietom prawa i przywileje w zakresie życia rodzinnego, małżeństwa, edukacji, przedsiębiorczości – dodaje.
Wzorzec stanowiły żony Proroka. Chadidża, samotna wdowa, prowadziła swoiste wczesnośredniowieczne przedsiębiorstwo, którego pracownikiem był przyszły Prorok. Aisza z kolei była interpretatorką doktryny religijnej tworzonej przez męża i miała w biografii epizod militarny – kiedy to na polu walki dowodziła oddziałami wiernymi Mahometowi. Przez kilka stuleci po pojawieniu się islamu majętne kobiety były w stanie wpływać na przestrzeń publiczną na równi z mężczyznami – na podobnych zasadach jak bogate arystokratki w średniowiecznej Europie. Kobiety fundowały uczelnie i meczety, np. na 160 meczetów istniejących w Damaszku w XII–XIII w. 26 ufundowały panie.
Oczywiście trudno się w tym doszukiwać feminizmu, podobnie jak trudno byłoby o nim mówić w świecie zachodnim. Za symboliczne narodziny tego ruchu w świecie muzułmańskim należałoby zapewne uznać wydanie książki „Wyzwolenie kobiet” autorstwa egipskiego prawnika Kasima Amina. Na kartach tej książki spisana jest krytyka wielu barier, jakie napotykają w swoim życiu muzułmanki – od poligamii, przymusu noszenia określonych strojów, separacji płciowej. Inna sprawa, że XIX-wieczny egipski prawnik w tej samej książce powiela inne, niepochlebne stereotypy na temat kobiet, więc współczesne feministki raczej niechętnie widzą w nim patrona swojego ruchu.
Niewątpliwie Amin wyczuwał ducha czasów. Idee nowożytnego, zachodniego feminizmu przedostawały się na Bliski Wschód już od lat 80. XIX w. i tamtejsze elity w Stambule, Kairze, Teheranie, Bejrucie czy Damaszku dyskutowały na temat żądań stawianych przez europejskie kobiety. Wkrótce później narodziła się Egipska Unia Feministyczna, na czele której stanęła Huda Shaarawi. Organizacja była szczególnie aktywna w latach 20. i 30. XX w., kiedy to Shaarawi dosyć skutecznie lobbowała m.in. na rzecz podniesienia progu wieku umożliwiającego dziewczynie zawarcie małżeństwa, ograniczenia poligamii, rozszerzenia praw kobiet do opieki nad dziećmi itp. Ruch też szybko nawiązał kontakty z europejskimi sufrażystkami, wydawał swoje pisma, a w okresie II wojny światowej i po niej włączył się w politykę.
O ironio, powojenne rządy „oświeconych” arabskich przywódców w olbrzymiej mierze przetrąciły kark organizacjom feministycznym, w tym także Egipskiej Unii Feministycznej. Reżim Gamala Abdela Nasera dał co prawda kobietom nad Nilem prawo głosu, nowe możliwości kształcenia się i opieki zdrowotnej – a jednocześnie zakazał działania wszelkim organizacjom, które nie były partią rządzącą. Innymi słowy, kobiety mogły się zrzeszyć wyłącznie w strukturach Arabskiej Unii Socjalistycznej. Nie inaczej postępowali inni oświeceni liderzy – Muammar Kadafi w Libii, Hafez Assad w Syrii czy Mohammad Reza Pahlawi w Iranie. W tym ostatnim przypadku na czele organizacji kobiecej stała siostra szacha.
Nawet jednak jeśli kobiece niezadowolenie ze status quo rozbrajano poprzez podporządkowanie kobiecych organizacji partiom czy monarchiom, to jednak już nie dało się zamknąć im ust. Oczywiście, z rozmaitym skutkiem: Kuwejtki po raz pierwszy złożyły żądanie przyznania równych praw wyborczych w tamtejszym parlamencie w 1971 r. i dobijały się o nie przez kolejne dekady. Feministki z Sudanu bezskutecznie żądają ograniczenia praktyk obrzezania kobiet (charakterystycznych dla północnej Afryki). Ruch palestyńskich feministek rozmył się w końcu w cieniu potęgi Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Ale są też bardziej krzepiące przykłady: założone w 1977 r. Rewolucyjne Stowarzyszenie Kobiet Afganistanu przetrwało interwencję Armii Czerwonej, kolejne odsłony wojny domowej, rządy talibów oraz burzliwe półtorej dekady po ich obaleniu.
W ubiegłym roku grupa muzułmańskich aktywistów, polityków i pisarzy obojga płci opublikowała Deklarację Reform, której częścią są prawa kobiet. „Popieramy równe prawa dla kobiet, w tym prawo do dziedziczenia, bycia stroną w sądzie, prawo do pracy, mobilności, praw osobistych, edukacji. Mężczyźni i kobiety mają równe prawa w meczecie, zarządach firm, przywództwie politycznym i wszystkich sferach funkcjonowania społeczeństwa. Odrzucamy seksizm i mizoginię” – napisali sygnatariusze deklaracji umieszczonej potem na drzwiach Centrum Islamskiego w Waszyngtonie.
W tym duchu chce działać Khankan. – Chcemy zmieniać nie tylko patriarchalne interpretacje Koranu, lecz też być źródłem i wyzwaniem dla struktur wewnątrz instytucji religijnych – mówiła Dunka dziennikarzom stacji Al Arabija. Imamki, jak Dunka określa kobiety prowadzące modlitwy w Meczecie Mariam, mogą też załagodzić islamofobiczne nastroje w Danii i reszcie Europy. – Wyczuwam nadchodzące zmiany, gdy słyszę, jak moja pięcioletnia córka opisuje imamki jako „kobiety, które robią bardzo ważne rzeczy” – podkreśla Khankan. – Widać już, jak ta idea zmienia umysł pięciolatki. Mam nadzieję, że wkrótce takie postrzeganie równości wyjdzie daleko poza meczet – dodaje. ⒸⓅ
Kiedy ludzie zastanawiają się, dlaczego nie noszę hidżabu, odpowiadam im, że noszę. Po prostu mam inną interpretację znaczenia hidżabu. Dla mnie hidżab oznacza szczerość. Oznacza bycie bliżej Allaha – opowiada Sherin Khankan, która stworzyła w Kopenhadze meczet dla kobiet