Państwa UE zastanawiają się nad zmianą zasad wydatkowania środków na pomoc rozwojową dla państw trzecich, tak by Unia była bardziej widocznym dawcą. Minister finansów Jerzy Kwieciński podkreśla, że czas skończyć z wizerunkiem "naiwnego" darczyńcy.

Sprawa była omawiana w czwartek na posiedzeniu unijnych ministrów finansów w Luksemburgu. Na razie nie ma żadnych decyzji, ale na stole leży już raport powołanej w kwietniu tego roku grupy mędrców, którzy właśnie przedstawili swoje rekomendacje.

„Unijna polityka rozwojowa jest największa w wymiarze światowym. UE, kraje członkowskie przeznaczają najwięcej pieniędzy na świecie na wsparcie innych krajów, szczególnie w Afryce, w Azji, ale to wsparcie jest bardzo rozproszone, bardzo fragmentaryczne, nieukierunkowane na konkretne cele. Jest bardzo słaby wizerunek tego wsparcia na całym świecie” – powiedział polskim dziennikarzom w Luksemburgu szef resortu finansów.

Łącznie pomoc rozwojowa zarówno pochodząca z kasy UE, jak i z budżetów państw członkowskich wynosi około 80 mld euro rocznie. To więcej niż połowa takich środków w skali całego globu. Odgrywają one znaczącą rolę w walce z ubóstwem czy nierównościami. Struktura wydatkowa tych pieniędzy jest dość skomplikowana nie tylko przez to, że państwa członkowskie zarządzają nimi wedle swojego uznania, ale też dlatego, że nawet na poziomie unijnym nie ma centralizacji. Pomoc rozwojowa jest realizowana przez Komisje Europejską, Europejski Bank Inwestycyjny oraz Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju.

Dlatego raport, którym zajmowali się ministrowie, wzywa do konsolidacji w wydatkowaniu środków, aby wzmocnić widoczność UE w tym zakresie. Dokument nie rozstrzyga jeszcze, jakie ma być rozwiązanie, ale poddaje pod rozwagę trzy opcje.

„Chodzi albo o wykorzystanie Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, by był taką instytucją, która by miała w swoich rękach całą pomoc rozwojową UE, albo wykorzystanie Europejskiego Banku Inwestycyjnego, który by stworzył coś w rodzaju takiej swojej spółki córki, która by się tym zajmowała. Trzecia propozycja polegałaby na utworzeniu nowego bytu, nowej instytucji, przez EBI, EBOiR i KE. My proponowaliśmy, żeby przeanalizować dalej te trzy scenariusze” – podkreślił Kwieciński.

UE nie pierwszy raz przystępuje do debaty w tej sprawie. Teraz dodatkowym bodźcem są zmiany klimatyczne i konieczność walki z globalnym ociepleniem, również przez instrumenty polityki rozwojowej, ale także aktywność coraz potężniejszych Chin, które są bardzo mocno widoczne w Afryce i innych państwach rozwijających się.

„Skoncentrowanie i lepsza koordynacja tej polityki rozwojowej w jednym miejscu da lepsze efekty. (…) Nasza pomoc jest bardzo mile przyjmowana, jesteśmy dobrze postrzegani, ale te kraje (gdzie ona trafia – PAP) nie zawsze widzą, że to jest pomoc z UE i trochę traktują nas jak naiwnego donora, który ma pieniądze, daje, ale niestety efekty z tej pomocy nie płyną ani do nas, ani nie przekładają się na to, na co chcielibyśmy osiągnąć na poziomie międzynarodowym” – zaznaczył Kwieciński.

Na razie nie ma mowy o tym, by krajowa pomoc rozwojowa, która jest zarządzana przez poszczególne stolice, była przenoszona na poziom unijny, ale w przyszłości i taka opcja mogłaby być wzięta pod uwagę. „Musimy zrobić porządek na poziomie unijnym. Musimy być znacznie bardziej efektywni. Wiele innych krajów, nawet Stany Zjednoczone czy Chiny, przeznaczają znacznie mniejsze środki na wsparcie dla krajów trzeciego świata, a jednak efektywność ich działania, ich wizerunek, ale przede wszystkim ich efekty polityczne są znacznie większe aniżeli w przypadku UE” – zaznaczył polski minister.