„Konflikt między Putinem a Zachodem staje się coraz bardziej niebezpieczny” – pisze Nicolas Richter w „Sueddeutsche Zeitung”.

Putin chce podzielić Zachód

Rosyjskie drony wysłane do Polski „wpisują się w wojnę hybrydową prowadzoną przez Moskwę przeciwko krajom NATO w coraz bardziej bezczelny sposób”. „Konieczna jest wyraźna reakcja (ze strony NATO), aby zapobiec eskalacji” – uważa komentator.

„Władimir Putin chce wywołać niepokój, wprawić w zakłopotanie i podzielić Zachód” – pisze Richter zaznaczając, że atak blisko 20 dronów oznacza „eskalację przez Kreml hybrydowej wojny”.

Ten incydent wpisuje się w praktykę „coraz intensywniejszych prowokacji, które nie są przypadkiem, lecz rosyjską strategią”. Putin jest najwidoczniej gotowy do podejmowania dużego ryzyka. Oznacza to, że konflikt Rosji z Zachodem wchodzi w jeszcze bardziej niebezpieczną fazę. Komentator uspokaja, że nie oznacza to wybuchu trzeciej wojny światowej – „Polska odpowiedziała środkami militarnymi i na tym prawdopodobnie skończy się sprawa. Jednak Putin ciągle podnosi stawkę. To prowadzi do zwiększenia ryzyka błędnych ocen, nadreakcji i niechcianej eskalacji” – czytamy w „Sueddeutsche Zeitung”.

Putin sprawia wrażenie, jakby „tracił respekt przed Zachodem”, a w stosunku do NATO testuje granice tego, co możliwe. Przyczyną jest zdaniem komentatora ugodowa postawa prezydenta Donalda Trumpa wobec Rosji.

„Putin prawdopodobnie nie jest zainteresowany otwartą wojną z NATO, gdyż byłoby to zbyt ryzykowne. Władca Kremla nauczył się jednak, że za pomocą niewygórowanej stawki może sporo osiągnąć. Prawdopodobnie wysłał drony do Polski, aby zbadać skutki tej akcji. Jak zareaguje Warszawa? A przede wszystkim: jak zareaguje Trump?” – czytamy w „Sueddeutsche Zeitung”. Być może prezydent Rosji liczy na to, że Zachód nie zgodzi się na poważne ostrzeżenie, a Trump okaże obojętność.

Konieczna jest polityczna jedność NATO

„Jeżeli NATO chce zapobiec eskalacji, musi teraz jednoznacznie wyznaczyć granicę. Polski rząd zareagował prawidłowo niszcząc rosyjskie drony, po raz pierwszy w przestrzeni NATO. Słuszne jest także to, że władze w Warszawie szukają kontaktu z sojusznikami” – pisze Richter.

Konieczna jest „polityczna jednoznaczność” – kraje NATO muszą potwierdzić, że nie będą tolerować naruszania granic – ani w Polsce, ani w Krajach Bałtyckich, ani też na Morzu Bałtyckim. Decydujący będzie głos Trumpa – „Powinien ostrzec wyraźnie Putina przed wkraczaniem na terytorium NATO. Jeżeli nie okaże zdecydowania, to Putin może pokusić się o destabilizację Bałtów lub nawet o wkroczenia tam” – ostrzegł w konkluzji komentator „Sueddeutsche Zeitung”.

„W najlepszym razie jest to wielka rosyjska prowokacja” – ocenił komentator „Die Welt” Philipp Fritz.

„W nocy z wtorku na środę doszło do bezpośredniej konfrontacji pomiędzy Rosją a NATO na terytorium NATO, a konkretnie w przestrzeni powietrznej Polski” – podkreślił autor. „To nie było zwykłe naruszenie przestrzeni powietrznej, to była wielka rosyjska prowokacja – w najlepszym razie. A w najgorszym razie był to po prostu atak na kraj NATO” – czytamy w „Die Welt”. Rosja testuje, jak daleko może się posunąć wobec Europy.

Trump „daje się rozgrywać Putinowi”

Europejczycy po zapewnieniach o solidarności powinni sprawić sobie instrumenty przeciwko wrogom zewnętrznym i nie bać się sięgać po nie. W przeciwnym razie należy spodziewać się, że Rosja będzie nie tylko prowokować i testować Europę, ale będzie coraz bardziej eskalować. Co stanie się po ataku dronów na Polskę? Interwencja „małych zielonych ludzików” w Narwie w Estonii? A może lądowanie na wyspie na Bałtyku czy też wystrzelenie rakiet na którąś ze stolic europejskich? „Terror, strach, przerażenie? Europejczycy nie powinni do tego dopuścić”.

Przed rozpoczęciem manewrów Zapad, Zachód powinien uzmysłowić stronie rosyjskiej, co może się stać, jeżeli nie zakończy hybrydowej wojny. „Autorytarni władcy i dyktatorzy odbierają cofanie się jako zaproszenie do dalszego testowania czy prowokacji – ostrzegł Fritz. Jego zdaniem Ameryka stała się „chwiejnym partnerem”, a Trump „daje się rozgrywać Putinowi”. Komentator zwraca uwagę, że Waszyngton zwleka z reakcją na rosyjską prowokację, chociaż podczas wizyty Nawrockiego prezydent USA zapewniał o poparciu dla Polski.

„Europa musi uzyskać pewność siebie, że w razie konieczności może reagować na wojenne zapędy Rosji także bez USA. Trzeba stworzyć instrumenty i to szybko” – pisze w konkluzji Fritz.

„Po ataku dronów na Polskę, Waszyngton długo milczał. Putin wyciągnie z tego wniosek, że może sobie u Trumpa na wszystko pozwolić” – pisze Berthold Kohler we „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. W jego ocenie NATO tylko „warunkowo” zdało test zaprogramowany przez Putina.

„Czy drony przyleciały z Marsa, jak zielone ludziki na Krym? Czy też może Ukraińcy zaatakowali wspierającą ich Polskę, z której terytorium dostarczana jest lwia część dostaw broni z Zachodu?

Dane z radarów NATO pokazują, że drony zostały wysłane z Białorusi i to celowo, w co nie wątpi niemiecki minister obrony Pistorius. Nie był to wypadek – podkreślił Kohler.

Jaki cel miała prowokacja Kremla? Była i jest podwójnym testem NATO, jego politycznej zwartości i zdolności do obrony obszaru sojuszu – tłumaczy komentator.

Atak został odparty dzięki współpracy polskiego lotnictwa z europejskimi sojusznikami. Dobrze, że sojusz zachował zimną krew – ocenił Kohler. Jego zdaniem NATO nie może chować głowy w piasek, szczególnie nie może tego robić najpotężniejszy kraj Sojuszu.

Podczas gdy w Berlinie, Londynie, Paryżu i innych stolicach Europy skrytykowano Kreml szybko i ostro, w Białym Domu w Waszyngtonie panowała „absolutna cisza”. Putin także z tego testu wyciągnie wniosek, że podobnie jak (premier Izraela) Netanjahu może sobie wobec Trumpa pozwolić na wszystko – czytamy w konkluzji komentarza w „FAZ”.

Jacek Lepiarz (PAP)

lep/wr/