Gazety odnotowują również na pierwszych stronach słowa prezydenta Włoch Sergio Mattarelli, który nawiązał do klimatu napięć z 1914 roku sprzed wybuchu pierwszej wojny światowej i ostrzegł, że istnieje ryzyko „upadku w otchłań” i „konfliktu o niewyobrażalnych i niekontrolowanych rozmiarach”.
„La Repubblica” zamieściła na pierwszej stronie wielki nagłówek „Atak Putina w Polsce”.
„To nie tylko chodzi o Kijów, to wyzwanie wobec NATO”- oceniła gazeta. W artykule redakcyjnym podkreśliła, że „rój dronów kamikadze wysłanych przeciwko Polsce i NATO otwiera na nowo zakurzone atlasy wojskowe z lat 1939-1945 i potwierdza strategię Władimira Putina, który w żadnym razie nie złagodniał po pochlebstwach i czerwonych dywanach na szczycie w Anchorage” z prezydentem Trumpem.
Jak stwierdził publicysta, Putina „zaspokoiłoby tylko to, gdyby NATO zostało sprowadzone do biwaku niezdarnych, niezdolnych do walki żołnierzy”.
Według autora wniosek Polski o uruchomienie artykułu 4. NATO, umożliwiającego pilne konsultacje między państwami członkowskimi to „krok ku możliwemu przywołaniu artykułu 5”, według którego atak na jeden kraj Sojuszu oznacza atak na wszystkie państwa członkowskie.
O krok od pokoju, o krok od wojny
„Corriere della Sera” nazwało wtargnięcie dronów „nalotem”, którym Putin rzuca wyzwanie NATO. W komentarzu mowa jest o tym, że Polska granicząca z Ukrainą „jest na pierwszej linii i jest wewnętrznie podzielona”, „rozdarta z powodu pojedynku między rządem a prezydentem Karolem Nawrockim”. „Teraz Polska próbuje się ponownie zjednoczyć” - zauważono.
Zdaniem komentatora nieobecność Polski w Waszyngtonie na sierpniowych rozmowach europejskich przywódców z prezydentem Trumpem ukazała „paraliż” kraju na arenie międzynarodowej. W ocenie publicysty objęcie urzędu prezydenta przez Karola Nawrockiego „osłabiło premiera Donalda Tuska wywołując konflikt instytucjonalny i polityczny, który odebrał Warszawie możliwość podkreślania jej znaczenia dyplomatycznego i strategicznego”.
„Wichry wojny światowej” - to nagłówek z „Il Giornale”. Redaktor naczelny Alessandro Sallusti wyraził opinię: „Technicznie są wszystkie elementy, by powiedzieć, że Putin chce rozszerzyć konflikt i doprowadzić do wojny światowej”.
Ale, napisał, „bardziej prawdopodobne jest to, że to był crash-test, prowokacja Rosji po to, by ocenić zdolność i wolę Zachodu do reakcji w obliczu bezpośredniego ataku”.
„W ciągu paru tygodni przeszliśmy od tego, że byliśmy o krok od pokoju po spotkaniu między Putinem i Trumpem na Alasce, do miejsca o krok od wojny światowej”- podsumował szef gazety.
Putin rzuca wyzwanie NATO
„Il Messaggero” zamieściło nagłówek „Putin rzuca wyzwanie NATO”.
Rzymska gazeta zwróciła także uwagę na to, że Putin ma plan, którego celem jest przetestowanie obrony „nieba NATO”.
Następnie przypomniała inne zdarzenie: „Przez trzy tygodnie nie mówiło się prawie o niczym innym w kręgach NATO i bezpieczeństwa europejskiego: rosyjski dron typu Shahed przeleciał nisko przez 100 kilometrów polskiej przestrzeni powietrznej zbliżając się na mniej niż 80 kilometrów od Warszawy i 40 kilometrów od Lotniczej Akademii Wojskowej, a następnie eksplodował koło miejscowości Osiny”.
Jak zaznaczono w artykule, był to odizolowany epizod, być może błąd, uznany za jeden z wielu rosyjskich wypadów kończących się poza granicami ukraińskimi.
„A wczoraj nastąpił przełom: więcej dronów razem, dziesiątki według polskich źródeł, co najmniej około dziesięciu, jak mówią Ukraińcy przekroczyło znowu wschodnią granicę. Tym razem, co bezdyskusyjne, to był efekt decyzji”- podsumowała gazeta. Na jej łamach padło pytanie, dlaczego Putin postanowił tak bardzo zaryzykować.
„Pierwsze wytłumaczenie jest militarne. To test. Rosja już sprawdzała przenikalność nieba NATO: w Rumunii, w Chorwacji, w państwach bałtyckich” - dodał dziennik kładąc nacisk na to, że to, jak daleko drony wtargnęły w głąb terytorium polski i intensywność tej operacji to „skok naprzód”.
„Moskwa chciała sprawdzić szczelność obrony lotniczej sojuszników. To nie agresja, by zaatakować, ale ryzykowna gra, niebezpieczny eksperyment. To symulacja pod gołym niebem przeprowadzona wobec systemu bezpieczeństwa nie tylko samej Polski, ale NATO. Wydaje się, że test wywołał uspokajającą odpowiedź dla Sojuszu”- zauważył Sallusti.
Publicysta zwrócił następnie uwagę na polityczny kontekst tego zdarzenia, które miało miejsce dokładnie w momencie, gdy w Europie dyskutuje się o gwarancjach bezpieczeństwa dla Ukrainy i o możliwości rozlokowania międzynarodowych sił po zakończeniu wojny.
Jak zaznaczył autor komentarza, to właśnie w takiej chwili Rosja ingeruje, by sprawdzić, „jak bardzo Europejczycy są zdeterminowani, by bronić granic NATO i wspierać Kijów; na ile są gotowi przejść od słów do czynów i jaka będzie linia Trumpa, który umocnił niedawno relacje z Warszawą podczas spotkania z prezydentem Nawrockim”.
Stołeczna gazeta podsumowała, że był to „rosyjski eksperyment tak polityczny, jak i militarny”.
Wymieniła trzecie wytłumaczenie tego, co się stało: strategiczne, a za jego cel wymienia pokazanie przez Moskwę siły, by wpłynąć na trwające negocjacje.
„Wtargnięcie dronów może służyć temu, by nakłonić Europejczyków do tego, aby zmusić Ukrainę do pokoju według Rosji. Im więcej dronów przeleci bez zakłóceń, tym bardziej wzrośnie wrażenie, że NATO jest słabe i niewystarczająco reaguje” - uważa publicysta „Il Messaggero”.
Z Rzymu Sylwia Wysocka(PAP)
sw/wr/