W ramach lipcowego politycznego porozumienia z Waszyngtonem, regulującego warunki wzajemnego handlu, Unia Europejska zobowiązała się do zakupu amerykańskich produktów energetycznych, takich jak ropa, gaz ziemny, węgiel i technologie jądrowe, o wartości 750 mld dol. w ciągu trzech najbliższych lat. W zgodnej ocenie ekspertów spełnienie tego warunku jest niemal niemożliwe. W 2024 r. import surowców energetycznych z USA miał wartość 75 mld dol. Żeby zbliżyć się do założonej kwoty 250 mld dol. rocznie, musiałby zwiększyć się przeszło trzykrotnie.
Rosyjski gaz a umowa handlowa USA-UE
Komisja Europejska rozważa m.in. zagregowanie popytu na gaz z USA w ramach mechanizmu AggregateEU, wprowadzonego po inwazji Rosji na Ukrainę na początku 2022 r. Umożliwia on unijnym firmom wspólne zakupy surowca. Przynajmniej w teorii UE ma możliwość wypełnienia swojego zobowiązania; w zeszłym roku państwa wspólnego rynku zaimportowały produkty energetyczne o wartości 436 mld dol. Gdyby niecałe 60 proc. tej kwoty przeznaczyć na zakupy w USA, otrzymamy właśnie 250 mld dol.
Mniej optymistycznie wygląda możliwość gwałtownego zwiększenia amerykańskiego eksportu. W zeszłym roku Stany Zjednoczone sprzedały na zagranicznych rynkach energię o wartości 318 mld dol. Nie mają możliwości przekierowania 80 proc. tej kwoty do UE. Na przeszkodzie stoją nie tylko ograniczenia techniczne, ale także długoterminowe umowy podpisane np. z odbiorcami azjatyckimi.
Dlaczego więc zawarto porozumienie, którego wypełnienie jest niemożliwe? Być może po to, żeby uniknąć eskalacji handlowego konfliktu i jednocześnie ogłosić polityczny sukces. Eksperci przypominają, że w pierwszej kadencji Donald Trump podpisał umowę, zgodnie z którą Chiny miały importować z USA surowce energetyczne o wartości 200 mld dol. rocznie. Ustalenia nie zostały zrealizowane. Eksperci zwracają także uwagę, że porozumienie ze Stanami Zjednoczonymi nie jest prawnie wiążące, zwłaszcza dla prywatnych firm, które miałyby je w praktyce realizować.
Transatlantycka umowa wygląda nieco inaczej, jeśli uwzględnić scenariusz, w którym Stany Zjednoczone staną się pośrednikiem w zakupach rosyjskiego gazu ziemnego przez UE. Jak pisaliśmy na łamach DGP, to rozwiązanie, analizowane już na początku roku, ponownie leży na stole. Jeszcze w 2019 r., w ostatnim okresie normalnych dostaw, do UE trafiło poprzez rurociągi i w postaci LNG ok. 200 mld m sześc. gazu o wartości 80 mld dol. Obecnie, po wyeliminowaniu większości tras, import z Rosji można szacować na 40 mld m sześc. rocznie.
Tranzytem przez Ukrainę
Przywrócenie dostaw do wcześniejszego poziomu wydaje się niemożliwe. Pomijając kwestie techniczne, na taką ilość gazu nie ma już miejsca na unijnym rynku. Rosyjski surowiec został zastąpiony dostawami LNG z USA, a jednocześnie Unia zmniejszyła zużycie gazu o 60 mld m sześc. rocznie. Jednak rezygnacja z surowca została wymuszona przede wszystkim przez warunki rynkowe. Zbyt drogi gaz sprawił, że produkcja w sektorach energochłonnych niemieckiego przemysłu po rosyjskiej inwazji na Ukrainę spadła o 20 proc. Według informacji DGP Niemcy są gotowe ponownie przyjąć rosyjski gaz na swoim rynku.
Do przywrócenia zaoszczędzonych 60 mld m sześc. na unijny rynek nie trzeba byłoby nawet rozgrzebywać skomplikowanej kwestii dostaw przez biegnące po dnie Bałtyku rurociągi Nord Stream i Nord Stream 2. To można byłoby zrobić w przyszłości, jeśli zajdzie taka konieczność. Na początek wystarczyłoby przywrócić dostawy przez Ukrainę: tą drogą w 2019 r. do UE trafiło 90 mld m sześc. gazu. Biorąc pod uwagę naciski Białego Domu na Kijów, nakłonienie Ukraińców do takiego rozwiązania nie powinno być problemem. To w dalszym ciągu nie zapewni zakupów produktów energetycznych od USA za 250 mld dol., ale otworzy realną drogę do osiągnięcia tego poziomu w przyszłości.
Pytanie, czy USA będą zainteresowane dostarczaniem na unijny rynek surowca konkurencyjnego cenowo w stosunku do gazu ze Stanów Zjednoczonych. Obecna administracja amerykańska pokazała, że w relacjach handlowych potrafi zastosować niekonwencjonalne rozwiązania. I tak np. firmy Nvidia i AMD za przywilej eksportu chipów do Chin płacą swojemu rządowi 15 proc. wartości sprzedawanych towarów. Można wyobrazić sobie scenariusz, w którym transakcje dotyczące rosyjskiego gazu będą realizowane przez prywatne firmy, ale kontrola nad parametrami wymiany pozostanie w rękach Białego Domu.