Partia Pracujących Kurdystanu (PKK) rozpoczęła proces rozbrojenia. Na razie ma on charakter symboliczny – część bojowników złożyła broń w As-Sulajmanijji w Iraku. Władze w Ankarze przedstawiają ten krok jako szansę na pokojową przyszłość. – Dziś otwiera się nowa karta historii. Drzwi do wielkiej i silnej Turcji, do tureckiego stulecia, zostały szeroko otwarte – oznajmił prezydent Recep Tayyip Erdoğan podczas wystąpienia skierowanego do członków Partii Sprawiedliwości i Rozwoju. To jak dotąd najdobitniejszy sygnał poparcia Erdoğana dla wysiłków na rzecz zakończenia konfliktu z PKK – organizacją, którą zarówno Turcja, Unia Europejska, jak i Stany Zjednoczone uznają za terrorystyczną.

Erdoğan przyznaje się do błędów

Jednocześnie wielu ekspertów uważa to za najbardziej ryzykowny krok w dotychczasowej karierze prezydenta, który sprawuje urząd od 2014 r. (wcześniej przez 11 lat był premierem). Biorąc pod uwagę, że poparcie dla Erdoğana wyraźnie słabnie nawet wśród konserwatywnych wyborców, wielu obserwatorów podejrzewa, że kończąc najdłuższy i najbardziej wyniszczający konflikt polityczno-wojskowy w historii współczesnej Turcji, który przez 40 lat pochłonął ok. 40 tys. ofiar, wieloletni przywódca próbuje wzmocnić swoją pozycję na tureckiej scenie politycznej i zapewnić sobie kolejne lata u władzy. Erdoğan liczy bowiem na zdobycie poparcia licznej mniejszości kurdyjskiej. Szacuje się, że w Turcji mieszka ok. 15 mln Kurdów, co stanowi ok. 18 proc. populacji kraju.

Dlatego prezydent przyznał się do błędów, jakie państwo tureckie popełniło w walce z PKK – w tym do pozasądowych egzekucji, tortur w więzieniach i ograniczania używania języka kurdyjskiego. Zaznaczył też, że konflikt od 1984 r. kosztował turecką gospodarkę 2 bln dol.

Według Erdoğana zakończenie konfliktu z PKK przyniesie „pokój i bezpieczeństwo” również Kurdom w krajach sąsiednich, w tym w Syrii, gdzie wspierani przez USA bojownicy powiązani z PKK kontrolują obszary znajdujące się poza zasięgiem nowych władz w Damaszku. Ankara od 2016 r. przeprowadziła kilka operacji wojskowych przeciwko syryjskim Kurdom, a po upadku reżimu Baszara al-Asada w grudniu zeszłego roku zaczęła się domagać, by ich siły zostały zintegrowane z syryjskimi strukturami bezpieczeństwa.

Uwolnić Öcalana

Pytanie, czy plan władz w Ankarze się powiedzie, pozostaje otwarte. Poprzednia próba zakończenia walk z PKK upadła w 2015 r., co doprowadziło do najbardziej krwawej fazy konfliktu oraz do rozprawy władz z legalnym ruchem kurdyjskim. Tysiące działaczy wciąż przebywają w więzieniach.

W sobotnim przemówieniu Erdoğan nie zapowiedział zresztą żadnych konkretnych działań. Na razie wiadomo jedynie, że jeszcze w lipcu zostanie powołana komisja parlamentarna, która opracuje propozycje na rzecz „pokoju i demokratycznego procesu społecznego”, mającego rozpocząć się w październiku. Komisja będzie dyskutować m.in. nad dalszymi losami Abdullaha Öcalana, lidera PKK, który odbywa karę dożywocia za zdradę stanu i separatyzm w więzieniu na wyspie İmralı, które jest określane mianem „tureckiego Alcatraz”.

W oświadczeniu opublikowanym w czwartek PKK podkreśliła, że sukces procesu pokojowego w dużej mierze będzie zależeć od ustępstw ze strony tureckiego rządu. Symboliczny gest, do którego doszło w piątek, gdy grupa bojowników złożyła broń w As-Sulajmanijji, został przedstawiony jako wyraz gotowości PKK do pojednania. Jednak, jak podkreślono, pełne rozbrojenie będzie wymagać politycznych, prawnych i społecznych działań ze strony władz w Ankarze.

PKK domaga się nie tylko uwolnienia Öcalana, lecz także zmian w tureckim kodeksie karnym, które pozwoliłyby na zwolnienie tysięcy kurdyjskich więźniów politycznych – zwłaszcza osób starszych i chorych. Organizacja oczekuje również amnestii dla bojowników składających broń oraz stworzenia możliwości ich udziału w legalnym życiu politycznym. ©℗