Prezydent Erdoğan ma obecnie niezwykle mocne karty w globalnej grze geopolitycznej?

Faktycznie, kilka czynników o charakterze globalnym ułożyło się na jego korzyść. Wojna Ukrainy z Rosją daje Ankarze możliwości wejścia w rolę negocjatora i istotnego gracza w procesie pokojowym, co ma podkreślać globalny status Turcji. Nowy prezydent USA Donald Trump także z przychylnością patrzy na swojego tureckiego odpowiednika. Z kolei Europa, nieco porzucona przez USA, pozostała w próżni i musi szukać nowych partnerów i kierunkiem, w którym będzie patrzeć, z pewnością będzie właśnie Turcja.

Trump lubi Erdoğana?

Oni zawsze mieli dobre relacje, była i jest między nimi pewna personalna chemia. Trump lubi silnych przywódców, więc ceni też Erdoğana. Gdy niedawno w USA był prezydent Izraela Binjamin Netanjahu, to Trump w pochlebnych słowach wypowiadał się o tureckim przywódcy i zapewniał, że Erdoğan jest jego przyjacielem. Układ sił w nowej amerykańskiej administracji sprzyja Turcji i mam wrażenie, że Erdoğan może zyskać przez te kilka lat prezydentury Trumpa.

Np. swobodę w działaniach na Bliskim Wschodzie czy wobec wewnętrznych przeciwników politycznych?

Turcji zależy, żeby Amerykanie wycofali swoje siły z Syrii. Tak, żeby to Turcja była głównym rozgrywającym w tym kraju po upadku rządów Baszszara al-Asada. Już teraz Ankara ma bardzo bliskie relacje z nowym rządem w Damaszku i zależy jej, żeby rozwój polityczny i gospodarczy Syrii sterowany był przez Ankarę. Siły polityczne, które objęły rządy po al-Asadzie są sprzymierzeńcami Erdoğana, więc ten wspiera ich na arenie międzynarodowej w rokowaniach o zdjęcie z Syrii sankcji gospodarczych, by kraj mógł się odbudowywać po latach wyniszczającej wojny domowej.

Jeśli chodzi o politykę wewnętrzną, to oczywiście najważniejszym wydarzeniem było aresztowanie pod koniec marca burmistrza Stambułu Ekrema İmamoğlu z opozycyjnego ugrupowania Republikańskiej Partii Ludowej który jest głównym konkurentem politycznym Erdoğana. Tyle że uwarunkowania sprzyjają Erdoğanowi i nie należy spodziewać się gwałtownej reakcji społeczności międzynarodowej na ten ruch. Trump nie przykłada szczególnej wagi do poszanowania wartości demokratycznych w innych krajach, wiec lider Turcji wie, że ze strony amerykańskiej nie spadną na niego słowa potępienia i krytyki. Tak samo jak ze strony UE, która ma obecnie większe problemy niż procesy demokratyczne nad Bosforem, bo skupia się na odbudowie swojego potencjału obronnego, w czym zresztą Turcja może odegrać niebagatelną rolę.

Nazwałaby pani już obecny ustrój polityczny Turcji „dyktaturą”?

Turcja przez lata utrzymywała model hybrydowy – demokrację z mocnymi akcentami autorytarnymi. W ostatnim czasie doszło jednak do przekroczenia punktu zwrotnego i te procesy de-demokratyzacji się zintensyfikowały. Powiedziałabym, że w Turcji mamy do czynienia z sytuacją, w której co prawda wybory odbywają się regularnie i w większości są wolne od masowych oszustw, to jednak sprawujący władzę nadużywają zasobów państwowych, aby utrzymać władzę, co jednocześnie uniemożliwia uczciwą rywalizację polityczną. W sposób formalny prześladują także kandydatów opozycji, co uwidacznia się w sytuacji zatrzymania burmistrza Stambułu. Wśród tureckich politologów panuje przekonanie, że kraj podąża drogą Wenezueli, Rosji czy Białorusi. Erdoğan zdał sobie sprawę, że nawet w warunkach autorytaryzmu, jaki panował nad Bosforem wcześniej, może przegrać wybory, więc uciekł się do zatrzymania swojego przeciwnika politycznego.

Turcja udanie balansuje też między Rosją a Ukrainą nie opowiadając się jednoznacznie za którąś ze stron wojny.

To charakterystyczne dla Erdoğana, który od początku pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę przyjmuje taką pozycję. Z jednej strony mówi, że Turcja nie uznaje rosyjskiej aneksji Krymu i nie odwróci się od Ukrainy, a z drugiej strony nie zrywa relacji politycznych czy gospodarczych z Rosją. Ankara odegrała dużą rolę w negocjacjach dotyczących uwolnienia jeńców wojennych oraz odblokowania portów ukraińskich i przywrócenia handlu zbożem na Morzu Czarnym. Turcja chętnie dozbrajała militarnie wojska ukraińskie i przy okazji zrobiła świetną reklamę swoim dronom Bayraktar. Jednocześnie Ankara nie przyłączyła się do zachodnich sankcji na Rosję i ogólnie krytyczna narracja wobec Putina jest nad Bosforem wyraźnie umiarkowana.

Widać więc duży pragmatyzm po stronie Ankary, Turcy poprzez politykę gry na kilku fortepianach chcą czerpać jak najwięcej korzyści dla siebie. W tym miesiącu do Turcji przyleciał też minister spraw zagranicznych Rosji Sergiej Ławrow, który wziął udział w Antalya Forum Diplomacy. Być może odbyły się pewne zakulisowe rozmowy, zarówno ze stroną rosyjską jak i ukraińską. Ankara chce utrzymać status głównego mediatora, choć ostatnia runda rozmów pokojowych miała miejsce w Arabii Saudyjskiej.

Spójrzmy na relacje Turcji z Unią Europejską. Ankara od prawie 40 lat zabiega o członkostwo, ale proces integracji od wielu lat w zasadzie stoi w miejscu. Dla Turcji to nadal istotny punkt polityki międzynarodowej?

Tak, Ankara nadal głośno mówi, że zależy jej na pełnej akcesji i że bez Turcji Unia nie będzie w stanie przetrwać. Turcja może być dla UE istotnym partnerem w dziedzinie bezpieczeństwa i ten fakt powoli zaczynają rozumieć m.in. Włochy. Efektem jest umowa o współpracy między włoskim koncernem Leonardo i turecką firma Baykar w obszarze bezzałogowych systemów powietrznych.

Z kolei Turcy w rozmowach z UE ciągle podnoszą konieczność liberalizacji unijnej polityki wizowej oraz modernizacji unii celnej. Tyle że przełomu w tych sprawach nie widać i raczej nie zanosi się na łagodniejsze stanowisko Brukseli. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę politykę wewnętrzną Erdoğana i coraz wyraźniejsze naruszanie przez niego standardów demokratycznych.