Anżalika Mielnikawa po raz ostatni miała się kontaktować ze współpracownikami zdalnie 25 marca. Kobieta zniknęła z dwojgiem dzieci. Jej były mąż Andrej Mielnikau 23 marca miał wyjechać z Polski na Białoruś przez granicę lądową, jednak poza słowami Łatuszki i na to nie ma dowodów.

Polskie MSWiA nie wie nic

Na podstawie rozmów z mieszkańcami Nieświeża Euroradio i „Zierkało” podały, że męża i córkę Mielnikawej widziano w ich rodzinnym mieście. „Nasza niwa” twierdzi, że kobieta wyleciała z Polski do Wielkiej Brytanii, nie podając źródeł informacji. W białoruskiej diasporze żywa jest obawa, że kobietę porwały służby Alaksandra Łukaszenki lub nakłoniły ją do wyjazdu w inny sposób. Takie sugestie przekazują lojalni wobec Łukaszenki propagandyści. Jeden z nich, Ihar Tur, skomentował na Telegramie wpis o jej zniknięciu dłuższym tekstem pt. „Kim są oficerowie wywiadu?”.

Na cud już nie ma co czekać. Trzeba zakładać, że Anżalika znajduje się na terytorium Białorusi w układzie współrzędnych białoruskiego reżimu – powiedział Biełsatowi Anatol Labiedźka, doradca Cichanouskiej. Mielnikawa, zanim w 2020 r. wsparła opozycję, była wicedyrektorką Coca-Cola Beverages Belarus. W tej roli zdarzało jej się współpracować przy projektach społecznych z reżimowymi strukturami siłowymi.

Rzecznik polskiego resortu spraw wewnętrznych Jacek Dobrzyński 29 marca napisał w serwisie X, że „według wiedzy polskich i partnerskich służb ta osoba przebywała od wielu tygodni poza Polską”, a służby „będą wspierać działania służb innych państw oraz Rady Koordynacyjnej Białorusi w celu ustalenia miejsca pobytu pani Mielnikawej”. W biurze prasowym MSWiA usłyszeliśmy w piątek, że ten komunikat „pozostaje wiążący”.

Kobieta nie tylko kierowała pracami parlamentu na uchodźstwie, ale i pomagała w przepływie zachodnich grantów dla opozycji. Część struktur, z Radą Koordynacyjną na czele, nie ma osobowości prawnej. Pomoc trafiała do nich przez konto prowadzonej przez Mielnikawą fundacji Białoruś Liberty. Wraz z jej zniknięciem dostęp do części pieniędzy stracił emigracyjny parlament oraz Cyberpartyzanci, informatycy walczący z Łukaszenką. Stasia Hlinnik, zastępczyni Mielnikawej w Radzie, przyznała, że na razie „wszystkie wersje pozostają tylko wersjami”.

Białoruska diaspora: skandale szpiegowskie

W szeregach opozycji poruszenie wywołały też dwa skandale szpiegowskie. W środę czeski kontrwywiad BIS poinformował o dodaniu na listę sankcyjną białoruskiej dziennikarki. Natalla Sudlankowa miała według komunikatu Informacyjnej Służby Bezpieczeństwa „brać udział w działalności informacyjnej i operacjach wpływu koordynowanych przez rosyjskie organy państwowe”, za co pobierała wynagrodzenie od oficera rosyjskiego wywiadu wojskowego GUGSz Aleksieja Szawrowa, wpisanego na czarną listę razem z nią. Sudlankowa, która mieszkała nad Wełtawą od 1999 r., dostała 30 dni na opuszczenie kraju. W Czechach kierowała rosyjskojęzycznym pismem „Prażskij tielegraf” i współpracowała z krajowymi mediami. Szawrow, jak pisze tygodnik „Respekt”, jest już w Rosji.

W czwartek „Nasza niwa” oskarżyła zaś męża dziennikarki Wolhy Siamaszki o pracę na rzecz białoruskich służb. Fiodar Harbaczou jest informatykiem, ale według pisma dysponuje również drugim paszportem na nazwisko Wiktar Makawiejeu, co miałoby wskazywać, że pozostaje oficerem którejś ze służb specjalnych. W piątek informację o drugiej tożsamości potwierdzili serwisowi Reform.news Cyberpartyzanci, mający dostęp do wykradzionej reżimowi bazy białoruskich paszportów. Siamaszka przez 20 lat pracowała w białoruskim radiu państwowym, skąd odeszła po stłumieniu ulicznych protestów w 2020 r. Później kierowała w Warszawie pracami białoruskiego zespołu Radia Wnet Krzysztofa Skowrońskiego, przygotowując audycje po białorusku, dopóki po zmianie władzy w Polsce resort dyplomacji nie wstrzymał ich finansowania. Siamaszka, która obecnie mieszka w Wilnie, zaprzeczyła informacjom „Naszej niwy”. ©℗