Pod koniec ubiegłego roku na podstawie dość niskiej jakości dokumentów służb specjalnych Sąd Konstytucyjny unieważnił pierwszą turę wyborów prezydenckich, którą wygrał Georgescu. I przyczynił się do szybkiego wzrostu jego popularności. Prokuratura, która postawiła mu teraz serię zarzutów – m.in. antysemityzmu, poświadczenia nieprawdy i podżegania do działań wymierzonych w porządek konstytucyjny – zachowuje się tak, jakby działała z nim w zmowie. Rezultatem tych zabiegów będą tylko jeszcze lepsze notowania polityka. Wydarzenia te dadzą wskazówkę, jak daleko może się posunąć „demokracja walcząca”. I czy taki kurs na konfrontację z dojrzewającymi w Europie ruchami politycznymi kwestionującymi system jest skuteczny.
Patrząc na wyniki AfD w wyborach parlamentarnych w Niemczech, można mieć co do tego poważne wątpliwości. Tam również próbowano powstrzymać skrajną, prorosyjską prawicę metodami policyjnymi. Okazję stworzyła współczesna wersja konferencji w Wannsee (tym razem wybrano Poczdam), na której kieszonkowi Führerzy omawiali plan deportacji migrantów z RFN. Wcześniej był książę Heinrich XIII i jego Obywatele Rzeszy, którzy planowali pucz. Od maja 2024 r. toczy się w tej sprawie proces. O tym, że arystokrata ma szowinistyczne, antysemickie spiskowe poglądy Niemcy wiedzieli jednak od dawna. Informacje, które wypływają przy okazji procesu, świadczą o tym, że jego zamach stanu bardziej przypominał scenariusz „Gangu Olsena” niż poważne przedsięwzięcie. Ani Poczdam, ani spisek księcia nie zaszkodziły AfD. Partia zdobyła 20,8 proc. głosów, 152 mandaty i drugie miejsce po CDU/CSU.
We Francji powstrzymywanie lokalnych trumpizmów odbywa się nieco inaczej. System polityczny jest ustawiony tak, by jak najbardziej spowolnić marsz potencjalnych marszałków Pétainów. Ich czas jednak się zbliża.
Perspektywa Donalda Trumpa
Trump patrzy na to ze spokojem. Klaruje swój kurs. Jego przyboczny Elon Musk zdążył już poprzeć AfD. W środę na portalu X skomentował zatrzymanie Georgescu, określając sytuację jako „popapraną”. Podczas konferencji w Monachium anulowanie pierwszej tury wyborów skrytykował też wiceprezydent J.D. Vance. Stany Zjednoczone wciągają w swoją orbitę nowe elity – zarówno w Europie Zachodniej, jak i w Rumunii czy Ukrainie. Warto obserwować, jak zostanie potraktowany w Waszyngtonie Wołodymyr Zełenski. On też nie jest ulubieńcem Trumpa. Nawet nie dlatego, że wsparcie dla Ukrainy kosztowało Amerykanów miliardy dolarów. Przede wszystkim dlatego, że jest sowietoliberałem – połączeniem mentalności postsowieckiej i fascynacji liberalnym Zachodem.
Podejście Trumpa do Europy to nie tylko cła, lecz także pogląd, że Unia została powołana do tego, aby wykorzystać USA. Administracja w dużej mierze postrzega relacje ze Starym Kontynentem w kategoriach konfliktu o ideologię i filozofię uprawiania polityki. Nie przewiduje zbyt wiele miejsca na stare elity i układy. Trump inwestuje w wyklętych przez system. Buduje klub odrzuconych, z którymi chce budować „nowe”. Konsekwencje tych wysiłków dla obszarów peryferyjnych – przede wszystkim wschodniej flanki NATO – mogą być opłakane. AfD chce wrócić do normalnych relacji z Rosją. Francuskie Zjednoczenie Narodowe, które po aneksji Krymu zaciągało kredyty w bankach putinowskich oligarchów, nie interesuje się losem państwa ukraińskiego i jego granic. Niespecjalnie kocha też NATO. Georgescu zdążył już zgłosić roszczenia terytorialne do Ukrainy, żądając m.in. Budziaku (historycznej krainy obejmującej część obwodu odeskiego i południowej Mołdawii). Razem z Viktorem Orbánem i Robertem Ficą niebawem może budować nową normę w NATO, UE i Bukareszteńskiej Dziewiątce, formacie współpracy krajów Europy Środkowej. Jeśli w ogóle można mówić jeszcze o jakiejś normie w tradycyjnych instytucjach świata euroatlantyckiego.
Niewykluczone, że wydarzenia ostatnich tygodni (deklaracje Trumpa, wybory w Niemczech i zatrzymanie Georgescu) są czymś na miarę przybicia 95 tez przez Marcina Lutra na drzwiach katedry Wszystkich Świętych. Początkowo dotyczyły one głównie sprzedaży odpustów. Jednak za sprawą druku zawładnęły umysłami Europejczyków, zapoczątkowując proces, którego sam Luter najpewniej sobie nie wyobrażał. ©Ⓟ