Po szoku, jaki wywołały wyniki I tury wyborów prezydenckich przed tygodniem, umiarkowane partie rumuńskiej koalicji rządzącej najpewniej odtworzą sojusz po niedzielnych wyborach parlamentarnych. Finałem rozgrywki będzie II tura głosowania na głowę państwa, zaplanowana na przyszłą niedzielę. Zmierzy się w niej zwycięzca I tury, znany głównie z TikToka nacjonalista Călin Georgescu z liberałką Eleną Lasconi. Możliwy jest też inny scenariusz; wczoraj wieczorem, już po zamknięciu tego wydania DGP, Sąd Najwyższy mógł zarządzić ponowne przeliczenie głosów z I tury. Lasconi wyprzedziła w niej premiera Marcela Ciolacu jedynie o 2,74 tys. głosów, więc teoretycznie możliwy jest scenariusz, w którym po przeliczeniu to on znalazłby się na drugim miejscu.
Ośrodki badania opinii publicznej skompromitowały się już tydzień temu. Nikt nie przewidział rosnącej głównie dzięki serwisom społecznościowym popularności Georgescu (najmłodsze pokolenie gremialnie okłamywało ankieterów) ani sukcesu Lasconi. W efekcie po raz pierwszy w historii demokratycznej Rumunii w II turze nie będzie przedstawiciela ani jednego z głównych ugrupowań, które obecnie tworzą koalicję – Partii Socjaldemokratycznej (PSD), do niedawna kierowanej przez Ciolacu, oraz Partii Narodowo-Liberalnej (PNL), na której czele stał były szef rządu, a obecnie przewodniczący Senatu Nicolae Ciucă. Ciolacu i Ciucă zrezygnowali z kierowania partiami po porażce w I turze wyborów prezydenckich. Nie wiadomo na razie, kto ich zastąpi.
Wiadomo za to, że PSD i PNL nie zamierzają zrywać wielkiej koalicji, choć będą potrzebować dodatkowego partnera. – Chcemy kontynuować europejski kurs Rumunii – mówił wiceszef PSD Victor Negrescu. Do wyboru mają dwie partie. Pierwszą jest liberalna Unia Ocalenia Rumunii (USR), która pomogłaby ustabilizować system zwłaszcza w przypadku zwycięstwa jej liderki Lasconi nad Geor gescu w II turze. Drugą – konserwatywno-liberalny Demokratyczny Związek Węgrów w Rumunii, blisko współpracujący z Fideszem Viktora Orbána, ale bardziej od niego proeuropejski i umiarkowany. W sytuacji braku większości PSD i PNL mogą też rządzić przy poparciu 18 posłów innych mniejszości. Rumuńska ordynacja pozwala każdej z nich na wybór własnego deputowanego. Stąd wciąż będzie go miał np. Dom Polski – głosowało na niego 4,2 tys. osób, czyli 0,05 proc. ogółu. Poza spektrum partii systemowych znajduje się skrajna prawica, która będzie w izbie niższej reprezentowana przez trzy ugrupowania.
Najważniejszym jest Unia na rzecz Jedności Rumunów (AUR). To stronnictwo opowiadające się za zjednoczeniem z Mołdawią, utrzymujące bliskie relacje z Suwerenną Polską Zbigniewa Ziobry przed jej wchłonięciem przez Prawo i Sprawiedliwość. Nominalnie antyrosyjska i pronatowska, łączy te hasła z umiarkowanym eurosceptycyzmem i hasłami obrony tradycyjnych wartości przed płynącą z Zachodu zgnilizną. Niektóre sondaże wróżyły AUR pierwsze miejsce, ale ostatecznie PSD wyprzedziła ją o 4 pkt proc. Dalej na prawo są siły związane z politykami wywodzącymi się z AUR, np. SOS Rumunia, której jedyna rozpoznawalna postać to antyukraińska i anty szczepionkowa senator Diana Șoșoacă. Nieco mniej znana jest Partia Młodych Ludzi (POT) z liderką wybraną w 2020 r. również z list AUR, posłanką Anamarią Gavrilă. Tajemnicę sukcesu POT stanowi fakt, że to jedyne stronnictwo, które od początku popierało kandydaturę Georgescu na prezydenta.
Jeśli właśnie on zostanie prezydentem, może w pierwszym kroku powierzyć misję tworzenia rządu skrajnej prawicy, choć najpewniej nie zakończy się ona sukcesem. Do stworzenia gabinetu „sił patriotycznych, suwerenistycznych i nacjonalistycznych” wezwała już Șoșoacă. Kamil Całus z Ośrodka Studiów Wschodnich przewidział wzrost poparcia dla skrajnej prawicy w kwietniowej analizie. Tłumaczył go „postępującym zmęczeniem i rozczarowaniem elektoratu klasycznymi, mainstreamowymi ugrupowaniami prawicowymi i centroprawicowymi, na czele z PNL” oraz „narastającym rozczarowaniem członkostwem w UE”. „Związane jest ono z poczuciem znacznej części opinii publicznej, że Rumunii nie traktuje się w Unii w sposób równy czy że wręcz ją wyzyskują zachodni partnerzy. Paliwem dla tego typu nastrojów jest m.in. motywowane politycznie blokowanie przez część państw UE (niegdyś Holandię, aktualnie Austrię) akcesji Rumunii do strefy Schengen” – czytamy. Być może także z obawy o skutki podobnych emocji 22 listopada, dwa dni przed I turą wyborów prezydenckich w Rumunii, Wiedeń wycofał weto dla pełnego otwarcia strefy Schengen na Rumunię. ©℗