Trwająca właściwie od listopada, czyli od rozpadu trójstronnej koalicji rządzącej kierowanej przez Olafa Scholza kampania wyborcza przyniosła kilka nieoczekiwanych zwrotów akcji i należała do najbarwniejszych na kontynencie. Zainteresowanie wewnętrznymi sprawami Niemiec przekroczyło zresztą granice Europy i wywołało dodatkowe napięcia między partiami głównego nurtu a administracją Donalda Trumpa. W Unii z kolei duże zdziwienie wywołał antyimigracyjny zwrot lidera CDU Friedricha Merza, który na wzór AfD postanowił uczynić z tej kwestii jeden z głównych tematów kampanii. Według badania przeprowadzonego na zlecenie „Welt am Sonntag” polityka migracyjna to główny czynnik, który zgodnie z deklaracjami wyborców będzie wpływał na poparcie dla partii – wskazało na niego 31 proc. ankietowanych. Na drugim miejscu znalazły się sprawy gospodarcze (26 proc.), a na kolejnym bezpieczeństwo socjalne (16 proc.).

Niewielki dystans

Poparcie dla chadeckiej koalicji CDU/CSU deklaruje ok. 30 proc. badanych w większości sondaży, choć część z nich wskazuje w ostatnich tygodniach na niewielkie spadki. Na drugim miejscu (niektóre ośrodki prognozują nawet 22 proc.) utrzymuje się AfD. Różnica między największą niemiecką partią głównego nurtu a ugrupowaniem, które zbudowało swoją popularność na sprzeciwie wobec wszystkich dotychczasowych rządów, może wynieść mniej niż 10 pkt proc.

Podczas jednej z ostatnich debat Merz, dopytywany, z kim mógłby zbudować rząd, odparł: „być może z socjaldemokratami, być może z Zielonymi”. Oba ugrupowania wymiennie zajmowały w sondażach ostatnie miejsce na wyborczym podium, choć więcej ośrodków prognozuje, że SPD osiągnie 15–16 proc., a Zieloni 12–14 proc. Na granicy 5-proc. progu wyborczego w sondażach z końcówki kampanii utrzymywały się aż trzy ugrupowania: antysystemowy Sojusz Sahry Wagenknecht, Wolna Partia Demokratyczna (FDP) – były koalicjant obecnie rządzących – oraz Lewica. Jak wylicza w swojej analizie Ośrodek Studiów Wschodnich, wejście któregokolwiek z nich do parlamentu może spowodować konieczność klejenia koalicji rządowej już nie z dwóch, lecz z trzech partii. Oznaczałoby to powrót do układu znanego z trzech kadencji Angeli Merkel (2005–2009 i 2013–2021).

Recesja i mikroodbicie

Kampanię początkowo naznaczyło dojście w USA do władzy Donalda Trumpa, którego prezydentura może zaważyć na kondycji europejskich gospodarek, szczególnie niemieckiej. Według wstępnych danych nasi zachodni sąsiedzi już zaliczyli drugi rok recesji, podczas gdy wiele krajów UE odnotowuje ponownie wzrosty – np. polski PKB w 2024 r. wzrósł o 3,7 proc., a hiszpański o 3,5 proc. Tymczasem niemiecki w 2023 r. spadł o 0,3 proc., a w 2024 – o 0,2 proc. Na rok 2025 prognozy wieszczą wprawdzie powrót na ścieżkę wzrostu, ale zaledwie na poziomie 0,2–0,3 proc.

W wyborach zgodnie z ostatnimi deklaracjami ma wziąć udział ok. 84 proc. uprawnionych. Niezależnie od dokładnych wyników są spodziewane zmiany stanowiska Niemiec także w kluczowych sprawach dla UE

Receptą Merza na fatalną kondycję niemieckiej gospodarki jest „Agenda 2030”, w której proponuje on obniżkę podatków dochodowych od osób fizycznych i prawnych, uproszczenie procedur administracyjnych dla firm, zmniejszenie świadczeń dla długotrwale bezrobotnych oraz uchodźców, publiczne inwestycje w przemysł (zwłaszcza motoryzacyjny) i postępującą deregulację działalności gospodarczej. SPD z kolei chce przede wszystkim zwiększenia zadłużenia i utworzenia przeznaczonego na rozwój infrastruktury Funduszu Niemieckiego oraz zmniejszenia podatków dla najsłabiej zarabiających, a podniesienia dla najbogatszych i zwiększenia świadczeń rodzinnych. Zieloni ze zwiększonego opodatkowania najlepiej sytuowanych chcieliby finansować zielone inwestycje, przyspieszyć transformację energetyczną i zachować politykę przyciągania wykwalifikowanych imigrantów i ich integracji.

AfD na większość bolączek gospodarczych odpowiada krytyką Unii Europejskiej i postulatem radykalnej obniżki podatków. Sprzeciwia się też szybkiej transformacji energetycznej.

Różnice pomiędzy czterema głównymi partiami dotyczą także migracji. AfD od początku uczyniła postulat walki z nielegalnym napływem ludzi centralnym punktem programu. Chce wypowiedzieć negocjowany przez niemal dekadę pakt o migracji i azylu, wprowadzić surowe kontrole graniczne, odrzucać wnioski azylowe, przyspieszyć deportacje i zmniejszyć lub znieść świadczenia socjalne dla migrantów, którzy – jak twierdzą członkowie partii – żyją z „turystyki socjalnej”. Wiele z tych postulatów w kampanii powtórzył Merz. Skarcili go za to Zieloni, którzy podtrzymują swoją otwartość na migrantów i postulują większe nakłady na ich integrację. CDU tymczasem chce nie tylko wprowadzenia stałych kontroli na granicach, co naraża Niemcy na konflikt z Polską i krytykę w całej UE za łamanie kodeksu Schengen, ale także ustalenia rocznego limitu przyjmowanych uchodźców na poziomie 60–100 tys. osób i regularnych deportacji osób przebywających w RFN bez prawa pobytu. W tej układance SPD pozycjonuje się pośrodku – podkreśla potrzebę reformy przepisów migracyjnych, w tym prawa azylowego, i zwiększenia skuteczności polityki readmisji, czyli odsyłania migrantów do krajów pochodzenia.

Zmiana kursu

Wsparcie AfD przez Elona Muska i wiceprezydenta USA J.D. Vance’a było policzkiem wymierzonym nie tylko urzędującemu wciąż Scholzowi, lecz także przygotowywanemu na kanclerza Merrzowi. Sondaże nie pozostawiają wątpliwości – AfD nie ma najmniejszych szans, żeby objąć władzę, jednak ekipa Trumpa zdecydowała się postawić właśnie na nią. W Europie odczytuje się to jako kolejny przejaw presji ze strony USA, ale też jako krytykę działań podejmowanych i przez UE, i przez jej kraje członkowskie nie tylko w sprawie migracji, lecz także polityki klimatycznej czy regulacji cyfrowych. Niemiecki establishment jest też wyjątkowo zgodny, jeśli chodzi o wsparcie dla Ukrainy – pomimo ślamazarnej polityki Scholza Berlin należał do jej najważniejszych partnerów. Jedynym ugrupowaniem, które idzie pod prąd w tej kwestii, jest AfD.

Początkowo Scholz próbował odgryzać się Elonowi Muskowi, a Merz stanowczo reagował na wspieranie przez Vance’a partii Alice Weidel, ale pod koniec kampanii wypowiedzi obu niemieckich polityków były już bardziej stonowane. Merz akcentował konieczność współpracy transatlantyckiej, a Scholz apelował o zażegnanie podziałów między Europą a USA w sprawie Ukrainy. Trudno się dziwić – USA to największy rynek zbytu niemieckich towarów eksportowych (tylko w ubiegłym roku eksport do Stanów Zjednoczonych osiągnął wartość ponad 163 mld euro).

Właściwie większość ośrodków analitycznych i think tanków, w tym m.in. Fundacja im. Roberta Schumana czy CeMAS, prognozują zmiany w niemieckiej polityce wewnętrznej i zagranicznej w świetle nowego stanowiska administracji amerykańskiej, rosnących wpływów skrajnej prawicy i zmasowanych akcji dezinformacyjnych. Jak sugeruje think tank Global Public Policy Institute (GPPi), polaryzacja społeczna jest tak duża, że może zdecydowanie zwiększyć frekwencję wyborczą, z której jednak – jak dodaje już polski OSW – skorzysta głównie AfD. Mobilizacja po drugiej, establishmentowej stronie jest jednak równie duża. Masowe protesty przeciwko partii Alice Weidel, które zgromadziły 2 lutego w Berlinie ponad 160 tys. osób, a 8 lutego w Monachium ponad 250 tys. W wyborach zgodnie z ostatnimi deklaracjami ma wziąć udział ok. 84 proc. uprawnionych (frekwencja w 2021 r. wyniosła 76,6 proc.).

Niezależnie od dokładnych wyników spodziewane są zmiany stanowiska Niemiec także w kluczowych sprawach dla UE. Merz od kilku miesięcy sugeruje chociażby konieczność rewizji Zielonego Ładu, który wprowadza obciążenia znacznie osłabiające konkurencyjność niemieckiej gospodarki według wszystkich partii z wyjątkiem Zielonych. Przeglądowi zielonej transformacji, w tym nie tylko obciążeń biurokratycznych dla obywateli i biznesu, lecz także strategicznych celów (jak zakaz sprzedaży samochodów z silnikami spalinowymi), ma towarzyszyć większa efektywność wydatkowania środków budżetowych. Przyszły niemiecki rząd z pewnością będzie wywierał nacisk w tej sprawie podczas negocjacji wieloletniego unijnego budżetu, które de facto rozpoczną się dopiero wówczas, gdy Niemcy – największy płatnik – stworzą nowy rząd. A ten może zacząć od radykalnych zmian gospodarczych w stosunku do polityki poprzedników niezależnie od tego, czy w koalicji znajdą się SPD i Zieloni. – Nie tylko polityka gospodarcza Roberta Habecka nie będzie kontynuowana, struktura jego ministerstwa z gospodarką i klimatem pod jednym dachem również zostanie zmieniona – zapowiada Merz. ©Ⓟ