Zapowiedź wprowadzenia przez Friedricha Merza stałych kontroli na wszystkich granicach państwa (a wszystkie są granicami wewnętrznymi UE) to nic innego jak zapowiedź łamania unijnego prawa.
Merz chce łamać unijne prawo
Zgodnie z obowiązującymi wciąż regulacjami państwa członkowskie UE nie mogą wprowadzać stałych i permanentnych kontroli wewnątrz strefy Schengen, a jedynie czasowe kontrole odpowiednio uargumentowane nadzwyczajnymi okolicznościami. Tak było chociażby gdy Francja przywróciła kontrole w związku z trwającymi Igrzyskami Olimpijskimi. Teraz jednak większość państw swoje „tymczasowe” kontrole na granicach argumentuje przede wszystkim wzrostem presji migracyjnej.
Przeczą temu jednak liczby – większość szlaków migracyjnych jak wskazują zebrane w ubiegłym tygodniu dane Frontexu odnotowuje spadek prób nielegalnego przekroczenia granicy UE. Z jednym wyjątkiem – granicy wschodniej. Tutaj wzrosty są ogromne, choć dane Frontexu odbiegają od tych przedstawianych przez polski resort spraw wewnętrznych. Według MSWiA 24 proc. więcej osób próbowało przedostać się przez wschodnią granicę UE w ubiegłym roku, z kolei szacunki Frontexu mówią o wzroście w 2024 r. w stosunku do 2023 r. aż o 192 proc. Rząd Olafa Scholza od wielu miesięcy prowadzi „tymczasowe” kontrole na granicy z krajami sąsiednimi, w tym najdłużej z Polską oraz Austrią. Komisja Europejska w odpowiedzi na krytyczne uwagi polskiego rządu stwierdzała kilkukrotnie, że zastosowane środki tj. kontrole muszą być adekwatne w stosunku do sytuacji. I jak na razie nie wyraziła sprzeciwu wobec niemieckiej strategii przedłużania ich na kolejne miesiące.
Będą kontrole graniczne na stałe
Najbardziej prawdopodobny zwycięzca lutowych wyborów parlamentarnych Friedrich Merz uznaje jednak przywrócenie przez Scholza kontroli granicznych za niewystarczające i zapowiada, że będą to kontrole stałe. Tymczasem nawet te nadzwyczajne i w zamyśle krótkoterminowe kontrole stały się przyczynkiem do pogorszenia relacji polsko-niemieckich i wielokrotnej krytyki przez Donalda Tuska działań Scholza. Z kolei Merz wydaje się naturalnie bliższym partnerem dla Tuska – obaj bowiem wraz ze swoimi ugrupowaniami politycznymi są filarami Europejskiej Partii Ludowej. Lider CDU ma jednak znacznie poważniejsze problemy na głowie w postaci utrzymującego się około 20 proc. poparcia Alternatywy dla Niemiec przed lutowymi wyborami, która najsilniej podnosi potrzebę znacznego zaostrzenia krajowej polityki migracyjnej i bardzo krytycznie odnosi się do dotychczasowej, ale i przyszłej polityki migracyjnej UE. Merz przesuwa największą, najbardziej mainstreamową niemiecką partię zdecydowanie na prawo, chcąc wytrącić argumenty skrajnej prawicy z AfD. Rzutem na taśmę jednak może doprowadzić do kryzysu w relacjach z Polską, a także do podważenia unijnych przepisów.
Powrót stałych kontroli to właściwie wyrzucenie do kosza największego i najbardziej udanego projektu UE jakim jest strefa Schengen. To m.in. możliwość swobodnego przemieszczania się po Starym Kontynencie stała u podstaw dobrych nastrojów społecznych wokół europejskiego projektu. Tymczasem Merz w iście trumpowskim stylu nie zamierza oglądać się na jakieś biurokratyczne ustalenia, tylko grubą kreską zamierza oddzielić nieskuteczne eurokratyczne uzgodnienia od pragmatycznych i wręcz radykalnych działań, które w zamyśle zahamują napływ nielegalnych migrantów. Nie tylko jest to wyraz braku zaufania wobec działań Polski na wschodniej granicy, ale także wyraźny sygnał powrotu narodowych partykularyzmów – nawet jeśli przypadkiem są one zgodne z nastrojami pozostałej części Unii. Pomijając już fakt, że legalne wprowadzenie tych kontroli musiałoby wiązać się ze zmianami choćby w kodeksie granicznym Schengen, a co za tym idzie akceptacją całej „27”. Spodziewałbym się raczej, że do takich zmian nie dojdzie, a działania Berlina będą milcząco akceptowane przez Brukselę. Nie wróży to jednak dobrze ani dla relacji polsko-niemieckich ani dla szukania jednomyślności w innych kluczowych obszarach jak choćby zielona transformacja czy bezpieczeństwo. Jest jeszcze trzecie, najbardziej banalne rozwiązanie – Merz pozostaje w logice kampanii wyborczej, która zdecydowanie osłabnie w momencie objęcia urzędu kanclerza. Nawet jeśli tak się stanie to nastroje w Berlinie i innych stolicach są wyraźne w kontekście migracji i wskazują na zdecydowany kurs zaostrzania przepisów.