Największym błędem odchodzącego dziś prezydenta Stanów Zjednoczonych Joego Bidena było poddanie się rosyjskiemu szantażowi. Gdy tylko rosyjskie wojska zaczęły ponosić na froncie ukraińskim porażki, Kreml zaczął straszyć Zachód użyciem atomu.

Biały Dom uwierzył, ograniczył pomoc dla Kijowa i zmusił go do powstrzymania się od zmasowanych ataków na wycofujące się rosyjskie oddziały. Gdyby tak się nie stało, linia frontu przebiegałaby dziś w innym miejscu, a pozycja negocjacyjna Ukrainy i całego Zachodu w dzień inauguracji Donalda Trumpa byłaby silniejsza.

Simon Shuster w książce „Showman. Wołodymyr Zełenski i inwazja, która uczyniła go przywódcą” pisze, że gdy Ukraińcy na przełomie marca i kwietnia 2022 r. zmusili Rosjan do wycofania się spod Kijowa, w Białym Domu zapanowało przekonanie, że da się pójść za ciosem i ich pokonać. Sekretarz obrony Lloyd Austin, który na początku inwazji „należał do amerykańskich wysłanników tłumaczących Ukraińcom, że nie wchodzi w grę dostarczenie potężniejszej broni, np. haubic, i że zamiast tego Ukraińcy powinny zająć się tworzeniem okopów spowalniających rosyjską ofensywę”, teraz uznał, że Amerykanie mają „szansę na zniszczenie rosyjskiej machiny wojennej”, więc „poruszą niebo i ziemię, by pomóc Ukrainie osiągnąć cel”. Shuster pisze, że nawet ryzyko użycia taktycznej broni jądrowej było wówczas wkalkulowane.

Parę miesięcy później, gdy Ukraińcy pod Chersoniem zaczęli wypychać Rosjan na lewy brzeg Dniepru, podejście było diametralnie inne. Bob Woodward, legenda amerykańskiego dziennikarstwa, opisuje w książce „War” („Wojna”), jak w październiku 2022 r., miesiąc przed odbiciem Chersonia przez Ukraińców, Biały Dom starał się ubłagać Władimira Putina, by ten nie użył atomu. Biden miał na prywatnym obiedzie przekonywać, że świat zbliża się do katastrofy, Putin nie żartuje, a jego pogróżki są poważne, więc USA powinny zaoferować Rosji wyjście z twarzą. W efekcie Amerykanie zmusili Ukraińców, by nie nękali głównych sił rosyjskich opuszczających prawobrzeże. Kijów w miarę postępów ofensywy nie wykluczał próby desantu na lewy brzeg Dniepru i przebicia korytarza na Krym bądź nad Morze Azowskie. Pod presją USA musiał ustąpić.

Zdaniem Woodwarda Austin w rozmowie z ówczesnym rosyjskim ministrem obrony Siergiejem Szojgu miał powiedzieć, że jeśli Rosja użyje broni „A”, Amerykanie zdejmą ograniczenia nakładane na Ukrainę, jeśli chodzi o wykorzystanie dostarczanego sprzętu, i przekażą pewne jego rodzaje, które do tej pory dostarczane nie były. Woodward pisze, że od tego czasu dostawy broni z USA zostały mocno ograniczone. Można to odczytywać tak, jak to robi autor, czyli jako opowieść, jak Biden uratował świat od katastrofy. Można jednak uznać, że pogróżki były blefem (np. ze względu na opór świata na czele z wasalizującymi Rosję Chinami) albo że taktycznie użycie atomu sytuacji na froncie by diametralnie nie zmieniło. Wówczas wychodzi na to, że kremlowskie groźby wystarczyły, by Amerykanie przestraszyli się ukraińskich sukcesów.

Takie wnioski płyną z obu książek, choć autorzy nie wysnuwają ich wprost. Shuster w jednym miejscu przekonuje, że Kijów i Waszyngton miały jeden cel: pokonanie Rosji, by tuż obok opisywać, ile wysiłku Biały Dom włożył w „unikanie eskalacji”. John Sullivan, który do września 2022 r. był ambasadorem USA w Rosji, przyznaje we wspomnieniach „Midnight in Moscow” („O północy w Moskwie”), że „zawsze zadziwiało go, jak szybko jego rosyjscy rozmówcy potrafili przejść do groźby wojną jądrową, by wesprzeć swoje stanowisko i przekierować dyskusję o temacie, który nie miał nic wspólnego z wojną czy bronią atomową”. Woodward przytacza, jakie warunki brzegowe użycia atomu przedstawiali Rosjanie. Szef sztabu gen. Walerij Gierasimow w rozmowie ze swoim amerykańskim odpowiednikiem Markiem Milleyem podał np. wtargnięcie na terytorium Rosji. W sierpniu 2024 r. Ukraińcy wkroczyli do obwodu kurskiego, a jednak Kreml broni jądrowej nie zastosował.

Woodward z kolei opisuje (w pochwalnym tonie!), jak Biden oszukał Kijów w sprawie czołgów. Biały Dom ogłosił zamiar wysłania nad Dniepr abramsów w styczniu 2023 r., ale – co zaproponował doradca Bidena Jake Sullivan, główny hamulcowy pomocy dla Ukrainy – nie miał zamiaru tej obietnicy spełnić. W efekcie pierwsze czołgi z USA przyleciały dopiero latem, gdy ukraińska kontrofensywa od dawna buksowała. Paradoks polega na tym, że jeśli Trump faktycznie – jak obawiają się niektórzy – sprzeda Ukrainę Putinowi, ci sami ludzie będą go gromić za zdradę narodowych interesów. A gdyby w 2022 r. byli szybsi, odważniejsi i bardziej decyzyjni, nasze dylematy na 2025 r. mogłyby wyglądać mniej dramatycznie. ©℗