Po tym, jak Słowacja i Węgry zablokowały projekt nałożenia sankcji na Gruzję, Bruksela szuka alternatywnych sposobów na wzmocnienie presji na rządzące krajem Gruzińskie Marzenie (KO). Szczególnie że działania w tym zakresie podjęły już Stany Zjednoczone. „Wprowadzamy zakaz wydawania wiz osobom odpowiedzialnym za osłabianie demokracji w Gruzji” – ogłosił w ubiegłym tygodniu Departament Stanu. Ograniczenia nałożone przez Waszyngton obejmują ok. 20 osób, w tym ministrów, parlamentarzystów i funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa.
Projekt sankcji, który zaproponowała w poniedziałek nowa szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas, nie został ujawniony, ale wiadomo, że był wymierzony w gruzińskich urzędników zaangażowanych w tłumienie demonstracji. Te rozpoczęły się pod koniec listopada, kiedy premier Irakli Kobachidze ogłosił zawieszenie rozmów akcesyjnych z Unią Europejską do 2028 r. (de facto ten proces został zamrożony przez Brukselę już kilka miesięcy wcześniej). Konfrontacja przybrała brutalną formę; policja do rozbijania protestów używa armatek wodnych i gazu łzawiącego, a w ostatnich tygodniach zatrzymała setki demonstrantów. Funkcjonariusze służb regularnie przeszukują biura partii opozycyjnych i organizacji pozarządowych. Dodatkowo aktywiści są bici przez nieznanych sprawców.
Gruzini na ulice wyszli też w ostatnią sobotę, sprzeciwiając się wyborowi Micheila Kawelaszwilego na nowego prezydenta. Kawelaszwili, były piłkarz Manchesteru City, był jedynym kandydatem. Opozycja zbojkotowała głosowanie, twierdząc, że proces był od początku zmanipulowany. W wyborach po raz pierwszy udziału nie brali obywatele, tylko kolegium elektorskie zdominowane przez polityków KO. Kawelaszwili zastąpi proeuropejską prezydent Salome Zurabiszwili, ale ta zapowiedziała, że nie ustąpi ze stanowiska, dopóki nie zostaną powtórzone wybory parlamentarne, których wynik nie został uznany przez opozycję. Jak stwierdził Parlament Europejski w przyjętej niedawno rezolucji, „nie odzwierciedlał on woli narodu gruzińskiego”.
Nie wszystkie państwa zgadzają się z takim stanowiskiem. Przed poniedziałkowym posiedzeniem ministrów spraw zagranicznych w Brukseli Węgry – bliski sojusznik KO – otwarcie zapowiedziały, że zablokują przyjęcie jakichkolwiek środków restrykcyjnych wobec Tbilisi. Szef tamtejszej dyplomacji Péter Szijjártó skrytykował stanowisko UE, mówiąc, że Bruksela pobiła „światowy rekord politycznej hipokryzji wobec Gruzji”, i opisując rząd gruziński jako „zorientowany na pokój” i „patriotyczny”. Słowacja, której premier Robert Fico często zgadza się z Viktorem Orbánem w kwestiach polityki zagranicznej, była bardziej dyskretna. Jej minister spraw zagranicznych Juraj Blanár stwierdził jedynie, że „żadne pochopne działania nie pomogą”. – Konieczne jest podejście do Gruzji z szacunkiem i otwartością przy pozostawieniu otwartych kanałów komunikacji w dyplomacji i innych sprawach – przekonywał.
Możliwości Brukseli są ograniczone. UE prawdopodobnie zdecyduje się wyłącznie na zawieszenie ruchu bezwizowego dla gruzińskich posiadaczy paszportów dyplomatycznych. To rozwiązanie wymaga jedynie większości kwalifikowanej, będzie więc możliwe ominięcie sprzeciwu Budapesztu i Bratysławy. Według niemieckiego „Spiegla” Berlin dąży z kolei do stworzenia „koalicji chętnych”, która byłaby skłonna nałożyć sankcje na poszczególnych członków KO. Na razie wiadomo, że w inicjatywę miałyby się zaangażować m.in. Francja i Polska. Na początku miesiąca na podobny ruch zdecydowały się Estonia, Łotwa i Litwa, które samodzielnie nałożyły sankcje na Tbilisi. Na czarnej liście, którą wspólnie opracowały, znalazło się 11 osób, w tym oligarcha Bidzina Iwaniszwili, założyciel KO i jego nieformalny lider, jak również minister spraw wewnętrznych i kilku jego zastępców.
Wszyscy oni zostali objęci zakazem wjazdu na terytorium trzech państw bałtyckich. W oświadczeniu czytamy, że te środki zostały podjęte w odpowiedzi na „ich udział w poważnych naruszeniach praw człowieka przez agresywne tłumienie protestów”. – Ludzie w Gruzji powinni mieć prawo do obrony swoich praw, tymczasem ich partia rządząca od dłuższego czasu systematycznie okłamuje Gruzinów. Ludzie mają prawo wyrażać swoje uczucia przez protesty. Przemoc wobec protestujących jest nieproporcjonalna i łamie prawa człowieka – powiedział estoński minister spraw zagranicznych Margus Tsahkna. ©℗