Gruzja szybkimi krokami zmierza w stronę dwuwładzy. W sobotę kolegium elektorskie wybrało na prezydenta Micheila Kawelaszwilego, byłego piłkarza, polityka prorosyjskiej partii Siła Ludu, którego wsparło rządzące Gruzińskie Marzenie (KO). Opozycja zbojkotowała głosowanie, a urzędująca prezydent Salome Zurabiszwili oświadczyła, że ponieważ było ono nielegalne, ona sama nie zamierza ustępować ze stanowiska. W tle są trwające od półtora miesiąca burzliwe protesty uliczne przeciwko zarzuceniu integracji europejskiej przez rząd.
53-letni Kawelaszwili był napastnikiem grającym dla klubów w Anglii, Gruzji, Rosji (z północnoosetyjską Ałaniją Władykaukaz zdobył tytuł mistrza kraju) i Szwajcarii, a także dla gruzińskiej kadry narodowej. W 2016 r. wszedł do parlamentu z ramienia KO, partii zorganizowanej przez oligarchę, najbogatszego Gruzina Bidzinę Iwaniszwilego, a po sześciu latach z grupą kolegów odszedł do bardziej radykalnej Siły Ludu. Jej niezależność od KO była jednak czysto formalna, czego dowodem jest fakt, że w listopadzie obóz władzy właśnie Kawelaszwilego zdecydował się uczynić kandydatem na głowę państwa. Kolegium składające się z członków parlamentu i przedstawicieli władz lokalnych zebrało się w sobotę po raz pierwszy w historii. Wcześniej prezydenci byli wybierani w wyborach powszechnych. Kawelaszwili ma zostać zaprzysiężony 29 grudnia.
Dotychczasowa prezydent Zurabiszwili w poprzednich wyborach także była popierana KO, jednak kolejne autorytarne kroki władz, oddalające Gruzję od Unii Europejskiej, sprawiły, że głowa państwa coraz bardziej zbliżała się do opozycji, by ostatecznie stać się nieformalną przywódczynią protestów. Opozycja oskarża władze o manipulacje, które ułatwiły KO obronę większości w październikowych wyborach parlamentarnych. Od tego czasu na ulicach Tbilisi i innych miast trwają burzliwe protesty. Różnego rodzaju obrażenia odniosło w nich już kilkaset osób. Wystąpienia mogą się nasilić, odkąd Zurabiszwili oświadczyła, że ponieważ wybór parlamentu odbył się naruszeniem zasad, to i elekcja prezydenta była nielegalna. Podobnie uznała przygniatająca większość polityków partii alternatywnych wobec KO, które zbojkotowały sobotnie wybory. W teoretycznie 300-osobowym kolegium Kawelaszwili zdobył 224 głosy na 200 wymaganych.
„Jestem i pozostanę tutaj. W tym kluczowym momencie kraj potrzebuje instytucji posiadających legitymację i przedstawicieli naprawdę wybranych przez ludzi” – napisała Zurabiszwili na platformie X, by następnie nazwać sobotnie głosowanie „parodią wyborów i hańbą pozbawioną jakichkolwiek oznak legalności”. Kawelaszwili oskarżył z kolei opozycję o działanie na zlecenie Stanów Zjednoczonych, które może grozić „ukrainizacją sytuacji” w postaci wybuchu wojny domowej, a mer stolicy z KO, również były piłkarz Kacha Kaladze przekonywał, że „należy położyć kres liberalnemu faszyzmowi”. – Tak patriotycznego i psychicznie zrównoważonego prezydenta nie było w Gruzji od 30 lat – komplementował elekta premier Irakli Kobachidze. Władze starają się walczyć z kreatywnością demonstrantów za pomocą nowych przepisów. W przeddzień wyboru prezydenta parlament, którego prace opozycja bojkotuje, zakazał m.in. stosowania laserów i zakrywania twarzy na demonstracjach.
Manifestanci tymczasem próbują decentralizować protesty, by trudniej było je stłumić. Na niedzielę planowano 12 różnych marszów i wieców, rozpoczynających się o różnych porach w różnych punktach Tbilisi i grupujących przedstawicieli różnych branż. I tak o godz. 14 pod resortem kultury skrzykiwali się archeolodzy, restauratorzy i znawcy sztuki, godzinę później na jednym z placów mieli się zebrać informatycy, po kolejnej godzinie pod filharmonią gruzińscy kibice Realu Madryt i FC Barcelona – i tak aż do wieczora. Policja zwykle reaguje użyciem gazu łzawiącego i armatek wolnych. Władze korzystają też z usług bandytów polujących na aktywistów opozycji. Podczas ukraińskiej rewolucji w 2014 r. tacy ludzie byli nazywani tituszkami. W czwartek tituszki pobili opozycyjnego poetę Zwiada Ratianiego, który wcześniej odsiedział już ośmiodniową karę aresztu za stawianie oporu policji. – Bezkarność musi się skończyć i sprawcy powinni ponieść odpowiedzialność – skomentował akcje sił porządkowych minister spraw zagranicznych Danii Lars Løkke Rasmussen. Opozycja liczy, że Zachód nie uzna wyboru Kawelaszwilego. ©℗