Kilka tygodni potrwa przegląd prawny i redakcyjny umowy między Unią Europejską a krajami Mercosuru, czyli Brazylią, Argentyną, Urugwajem i Paragwajem – słyszymy ze źródeł w Komisji Europejskiej. Następnie – jak dodaje jeden z naszych rozmówców – dokument będzie tłumaczony na wszystkie 23 europejskie języki urzędowe, co potrwa około pół roku. Gotowy tekst umowy Bruksela dostarczy państwom i europosłom za osiem-dziesięć miesięcy. Oznacza to, że głosowanie w Radzie, czyli gronie ministrów państw członkowskich, będzie mogło zostać zorganizowane dopiero w drugiej połowie roku – w czasie prezydencji duńskiej. Wówczas może dojść także do głosowania w Parlamencie Europejskim. Dopiero formalne przyjęcie przez państwa członkowskie i europosłów będzie powodowało skutki prawne. A pełne wejście w życie przepisów, w tym stopniowe zdejmowanie taryf to kwestia nawet kilku lat – twierdzą unijni urzędnicy.
Trwająca od prawie ćwierć wieku saga tworzenia jednej z największych stref wolnego handlu jeszcze więc potrwa, mimo że szefowa KE Ursula von der Leyen w ubiegłym tygodniu podpisała porozumienie polityczne ze wspomnianymi państwami.
Polityczna konieczność
Umowa może objąć bezcłowym handlem obszar zamieszkiwany przez prawie 700 mln ludzi z 31 państw. Założeniem jest zniesienie lub obniżenie ceł i barier pozataryfowych, które dziś według sygnatariuszy porozumienia znacznie obniżają potencjał wymiany handlowej. Dodatkowo UE liczy na możliwość pozyskiwania surowców krytycznych niezbędnych do realizacji celów klimatycznych i rozwoju czystych technologii.
Do największych zwolenników umowy należą Niemcy mające ogromną w stosunku do innych krajów nadwyżkę w handlu z Mercosurem (w 2023 r. ponad 9 mld euro), a do największych sceptyków Francja i Polska (choć Paryż również może się pochwalić nadwyżką rzędu prawie 2 mld euro za ubiegły rok). Dla UE to przede wszystkim jeden z pierwszych pozytywnych bodźców handlowych od wielu miesięcy i element przygotowań do potencjalnego narzucenia 10 proc. taryf na europejskie produkty przez administrację Donalda Trumpa. Po fiasku rozmów m.in. z Australią Bruksela chce zintensyfikować rozmowy o kolejnych umowach handlowych.
– W coraz bardziej konfrontacyjnym świecie pokazujemy, że demokracje mogą na sobie polegać. Ta umowa to nie tylko szansa gospodarcza. To polityczna konieczność – mówiła w ubiegłym tygodniu von der Leyen.
Tego entuzjazmu nie podzielają wszyscy członkowie UE. Polski rząd podobnie jak francuski zapowiada, że nie zgodzi się na warunki dla rolnictwa zaproponowane w umowie. Nie do końca jasne jest stanowisko Włoch. Do ratyfikacji nie będzie najprawdopodobniej potrzebna jednomyślność, lecz większość kwalifikowana (trzech piątych państw reprezentujących 65 proc. populacji).
Prof. Artur Nowak-Far z SGH podkreśla jednak, że takich umów jak z Mercosurem nie stosuje się w całości, dlatego poszczególne rynki będą otwierane jeden po drugim, żeby uniknąć zakłóceń, a cały proces potrwa nawet do siedmiu lat. Ponadto – jak dodaje – najbardziej drażliwe produkty, w tym żywność, będą objęte czasowymi odstępstwami od umowy.
Wyjątki dla rolnictwa
Umowa budzi kontrowersje szczególnie w państwach dysponujących silnym sektorem rolnym. Hodowcy i producenci obawiają się konkurencji ze strony wielkich południowoamerykańskich koncernów oferujących znacznie tańsze produkty. Podnoszą też kwestię niższych standardów produkcji i jakości żywności. W części dotyczącej rolnictwa – jak wskazuje nasz rozmówca z KE – umowa nie uległa zmianom właściwie od 2019 r. Zaproponowano jednak liczne odstępstwa, w tym możliwość sprowadzenia do Unii jedynie 99 tys. ton wołowiny (ok. 1,6 proc. całkowitej europejskiej produkcji) z cłem w wysokości 7,5 proc. 55 proc. stanowić będzie świeże lub schłodzone mięso, a 45 proc. mięso mrożone. Jeśli chodzi o drób, to do UE będzie mogło trafić 180 tys. ton (ok. 1,4 proc. konsumpcji), czyli o 60 tys. ton mniej, niż importujemy obecnie. W przypadku cukru trzcinowego limit importu wyniesie także 180 tys. ton, a dodatkowy bezcłowy kontyngent w wysokości 10 tys. ton otrzyma tylko Paragwaj. Kontyngenty obejmą jeszcze m.in. miód czy ryż.
Bruksela zapewnia, że wszyscy producenci rolni i hodowcy z krajów Mercosuru będą podlegać takim samym standardom dotyczących jakości żywności jak producenci europejscy. Istotnym elementem umowy jest możliwość zawieszenia jej w przypadku odstąpienia od porozumienia paryskiego. UE udało się zobowiązać państwa Ameryki Południowej do przeciwdziałania wylesianiu Puszczy Amazońskiej i współpracy w walce ze zmianami klimatycznymi.
Szanse dla Polski
– Wołowina z Ameryki Południowej jest jedną z najlepszych na świecie, ale jest dla nas problemem. W Polsce i w UE musimy dbać o bezpieczeństwo żywnościowe i nie możemy zaakceptować takiej logiki, że to świetnie, że kupujemy np. tani ryż w Chinach i wołowinę w Argentynie kosztem naszych rolników – ocenia prof. Nowak-Far. Jak dodaje, umowa może być szansą m.in. dla polskiego przemysłu chemicznego i maszynowego.
Polska eksportuje do krajów Mercosuru maszyny o wartości 290 mln euro (dane za 2023 r.), przemysł chemiczny i farmaceutyczny sprzedaje tam produkty za 133 mln euro rocznie. Obecni są na tym rynku także producenci wyposażenia do transportu (83,7 mln euro), narzędzi optycznych, do pomiaru oraz medycznych (29 mln euro), a także gumy i plastiku (87,5 mln euro). Towary te są dziś objęte cłem w wysokości 14–35 proc. ©℗