Donald Trump rozpoczął budowę nowego rządu. Do obsadzenia pozostaje łącznie ok. 4 tys. stanowisk w administracji, z czego ponad jedna czwarta wymaga zgody Senatu. Choć oficjalnie republikańska władza zacznie się formować po zaprzysiężeniu zaplanowanym na 20 stycznia, to już weszliśmy w „okres przejściowy”. W poszczególnych resortach Joe Biden wyznaczył urzędników, którzy odpowiadają za płynny proces przekazania władzy. Sytuacja wygląda nieco inaczej niż cztery lata temu, gdy panował blackout – triumfujący wtedy demokraci nie informowali po wyborach w szczegółach o swoich planach, nie próbowali ich wprowadzać przed styczniem. Trump jako prezydent elekt tymczasem już zabrał się do polityki, dyplomacji i kadr.
Szefową personelu Białego Domu (czy inaczej szefową kancelarii prezydenta) zostanie kampanijna menedżerka republikanina Susie Wiles. Na tym stanowisku 67-latka będzie pierwszą kobietą w historii. Wiles to polityczna weteranka, zaczynała jeszcze w kampanii Ronalda Reagana w 1980 r. Znana jest z wyrachowania i mrówczej zakulisowej pracy. W noc wyborczą w Mar-a-Lago nie była w pierwszym rzędzie. Nie brylowała w mediach. W pełnym ekscentryków otoczeniu Trumpa wyróżnia się łagodnym usposobieniem, umiejętnością łagodzenia konfliktów oraz dobrymi kontaktami z demokratami. W wolnych chwilach zajmuje się pieczeniem ciast oraz obserwowaniem ptaków. Ze względu na jej łagodny temperament Trump nazywa ją czasem „lodowatą panią”.
Pewną prezydencką nominację ma oprócz Wiles także Elise Stefanik, która obejmie prestiżowe stanowisko ambasadora USA przy ONZ. Ta kongresmenka z Nowego Jorku to młoda gwiazda prawej strony. Gdy w 2014 r., w wieku 29 lat, wchodziła po raz pierwszy na Kapitol, była najmłodszą kobietą, która tego dokonała. Im dłużej była w Kongresie, tym większą stawała się lojalistką Trumpa i wyżej pięła się w strukturach Partii Republikańskiej. Dała się poznać jako jedna z obrończyń byłego prezydenta podczas jego pierwszego impeachmentu. Wspierała go także w „wielkim kłamstwie”, czyli bezpodstawnych twierdzeniach o sfałszowaniu wyborów prezydenckich w 2020 r. W kwietniu 2024 r. przyszła ambasador USA przy ONZ głosowała przeciwko wielomiliardowemu wojskowemu pakietowi pomocowemu dla Ukrainy.
Jeśli chodzi o sekretarza stanu, na faworyta wyrasta Richard Grenell, w pierwszej administracji Trumpa m.in. ambasador USA w Niemczech oraz dyrektor Wywiadu Narodowego. To sprawdzony w boju bliski zaufany nowojorczyka, gotowy do każdej misji. Niezależnie od tego, jaką pozycję obejmie w administracji, ma być ze strony amerykańskiej głównym graczem odpowiedzialnym za proces negocjacji między Rosjanami oraz Ukraińcami. Prawdopodobnie to on będzie bezpośrednio kontaktował się z Kremlem. Będzie odgrywać więc analogiczną rolę do szefa CIA Williama Burnsa za rządów Joego Bidena.
W spekulacjach dotyczących czołowych stanowisk w nowej administracji są także wymieniani m.in. były dyrektor Wywiadu Narodowego John Ratcliffe, były doradca wiceprezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego gen. Keith Kellogg (współautor planu Trumpa dla Ukrainy) czy postulujący większą priorytetyzację zagrożeń przez Waszyngton Elbridge Colby, były pracownik wysokiego szczebla w Departamencie Obrony USA. W administracji zabraknie natomiast miejsca dla Mike’a Pompeo, byłego sekretarza stanu, oraz prawdopodobnie Roberta O’Briena, byłego doradcy Trumpa. Do końca nie wiadomo, na ile jest to decyzja samego prezydenta elekta, a na ile brak chęci do wejścia do nowego rządu ze strony wyżej wymienionych osób. Z pewnością mnóstwo stanowisk zostanie obsadzonych przez zatrudnionych w America First Policy Institute (AFPI), think tanku założonym w 2021 r. przez Brooke Rollins i Larry’ego Kudlowa. Miejsce to w Waszyngtonie jest nazywane „przechowalnią trumpistów”, a pod względem wpływów stało się ważniejsze od konkurencyjnego konserwatywnego ośrodka analitycznego Heritage.
W cieniu rządowej karuzeli nazwisk rozgrywa się walka o pozycję szefa Senatu, który od stycznia znajdzie się pod kontrolą republikanów. Tu z dnia na dzień rosną szanse senatora z Florydy i faworyta najzagorzalszych trumpistów Ricka Scotta. Polityk wydaje się na dobrej drodze do zastąpienia Mitcha McConnella, który po 17 latach partyjnego przywództwa w izbie wyższej amerykańskiego parlamentu odchodzi na polityczną emeryturę. Swoich nowych liderów będą musieli również wyłonić znajdujący się w rozsypce demokraci, u których trwają rozliczenia i wzajemne wewnętrzne oskarżenia. Nie wiadomo, jaką rolę politycznie będzie odgrywać od nowego roku Kamala Harris. ©℗
Kontakty z Kremlem będzie utrzymywał Richard Grenell