– Chcę wam powiedzieć, że nie przegraliście tych wyborów, bo wasz głos został skradziony. Teraz Gruzińskie Marzenie (KO) próbuje ukraść także waszą przyszłość. Nie mają do tego prawa. Wiem, że wy na to nie pozwolicie – mówiła z ustawionej na schodach gruzińskiego parlamentu sceny prezydentka kraju Salome Zurabiszwili. I dodała: będę wspierać was na tej europejskiej ścieżce do samego końca, aż dotrzemy do bram Europy. – Nie mamy żadnej alternatywy – przekonywała.

Aleja Rustawelego, przy której położony jest gmach parlamentu, wypełniła się w poniedziałkowy wieczór tysiącami Gruzinów, którzy – podobnie jak Zurabiszwili i sprzymierzone z nią partie opozycyjne – uznali, że wyniki sobotnich wyborów parlamentarnych zostały sfałszowane przez rządzące krajem od 12 lat KO. Na kartonowych plakatach, w które uzbrojeni byli uczestnicy demonstracji, zobaczyć można było m.in. wizerunek uśmiechniętego lidera ugrupowania Bidziny Iwaniszwilego z workiem skradzionych głosów na plecach.

Gruzini manifestowali jednak przede wszystkim swoje ambicje. „Chcemy do Unii Europejskiej” – brzmiał jeden z banerów, a chwilę po godz. 21 zebrany przed parlamentem tłum odśpiewał „Odę do radości”. Był to prawdopodobnie najbardziej podniosły moment protestu: ulica mieniła się od świateł telefonicznych latarek, a nad głowami demonstrantów powiewały flagi Gruzji, UE i Ukrainy.

Według wstępnych szacunków w wydarzeniu udział wzięło nawet 75–85 tys. osób. W tłumie zaobserwować można było ludzi w każdym wieku. Jednak nastroje trudno określić jako bojowe. Mieszkańcy miasta spokojnie wysłuchali przemówień polityków, które były głównym elementem wiecu. Rzadko słychać było okrzyki i pogwizdywanie, a po niecałych dwóch godzinach wszyscy rozeszli się do domów.

Opozycja zbojkotuje prace parlamentu

Partie opozycyjne są jednak z tego wyniku zadowolone. Ich sztabowcy mówili DGP dzień wcześniej, że liczą na frekwencję oscylującą w granicach 100 tys. ludzi. Nie tylko ze względu na potrzebę wzmocnienia morale gruzińskiego społeczeństwa, które na przestrzeni ostatniego roku wielokrotnie wychodziło na ulice stolicy, by protestować przeciwko kontrowersyjnym działaniom KO, związanym choćby z przyjęciem ustawy o zagranicznych agentach.

Źródła DGP wskazują, że kluczowe było pokazanie sojusznikom z Zachodu, że Gruzini są zmotywowani do walki i nie oddadzą władzy walkowerem. Tłumaczą, że tylko w ten sposób zachęcą poszczególnych przywódców z Europy i USA do zwiększenia wsparcia i wycieczek do Tbilisi w ramach solidarności z opozycją. Po głosowaniu stolicę odwiedził bowiem wyłącznie przywódca Węgier Viktor Orban, który opowiedział się po stronie KO i jako pierwszy pogratulował jej zwycięstwa.

Wsparcie Zachodu jest o tyle ważne, że opozycja postuluje konieczność powtórzenia wyborów. Jak podkreśla liderka Zjednoczonego Ruchu Narodowego (ENM) Tina Bokuchawa, parlament nie będzie prawomocny, dopóki ten scenariusz nie zostanie zrealizowany. – Głosowanie musi zostać przeprowadzone pod kontrolą podmiotów międzynarodowych, które cieszą się niepodważalnym zaufaniem – wskazywała podczas protestu.

Zachód daleko od decyzji

Ale zachodni politycy powstrzymywali się dotychczas od uznania wyborów za sfałszowane i wezwań do ich bojkotu. Zarówno Bruksela, jak i Waszyngton za konieczne uznały jedynie przeprowadzenie kompleksowego dochodzenia w sprawie sobotniego głosowania. Sekretarz stanu USA Antony Blinken skrytykował m.in. „niewłaściwe wykorzystanie środków publicznych, kupowanie głosów i zastraszanie wyborców”. W podobnym tonie wypowiadali się dyplomaci z państw UE. Matthew Miller, rzecznik Departamentu Stanu USA, poinformował zaś, że Stany Zjednoczone prowadzą rozmowy ze swoimi europejskimi partnerami na temat tego, jaki organ byłby odpowiedni do zbadania doniesień o naruszeniach.

Negocjacje w tej sprawie, podobnie jak samo dochodzenie, zajmą najpewniej sporo czasu. Dlatego opozycja, podzielona na cztery oddzielne bloki wyborcze, ogłosiła na razie, że nie obejmie mandatów i zbojkotuje prace parlamentu. Podobną decyzję opozycjoniści podjęli po poprzednich wyborach, ale po mediacji Zachodu zdecydowali się wrócić do parlamentu.

Dziś jej przedstawiciele nie chcą powtórki z 2020 r. Z naszych informacji wynika, że kolejny protest odbędzie się dopiero w poniedziałek 4 listopada. Opozycjoniści obawiali się bowiem, że zachęcając obywateli do codziennego wychodzenia na ulice, szybko stracą oni motywację do walki. Szczególnie jeśli nie zobaczą natychmiastowych efektów. – Przygotowujemy się do długotrwałego kryzysu, którego szczyt nastąpić może dopiero za kilka tygodni, kiedy KO będzie próbowało powołać rząd i potencjalnie także nowego prezydenta – słyszymy.

Nie wiadomo jeszcze, jaką strategię obierze Gruzińskie Marzenie. Premier z ramienia tego ugrupowania Irakli Kobachidze oskarżył opozycję o próbę „wstrząśnięcia porządkiem konstytucyjnym” kraju. Stwierdził też, że jego rząd pozostaje zaangażowany w integrację europejską. ©℗

ikona lupy />
Demonstracje zwolenników opozycji w alei Rustawelego / EPA/PAP / fot. David Mdzinarishvili/EPA/PAP