Commerzbank broni się przed przejęciem ze strony Włochów z UniCredit.Ale nawet jeśli to się uda, problemy się nie skończą.

W Niemczech rośnie sprzeciw wobec przejęcia Commerzbanku, drugiego co do wielkości gracza na tamtejszym rynku, przez włoski UniCredit, czyli drugi pod względem wartości rynkowej bank we Włoszech. W poniedziałek wypowiedział się premier Olaf Scholz. – Nieprzyjacielskie ataki i wrogie przejęcia nie są dobre dla banków, stąd takie, a nie inne nastawienie rządu Niemiec – stwierdził cytowany przez Agencję Reutera. Dzień później cytowała ona ministra finansów Christiana Lindnera: – Styl zachowania UniCredit zaniepokoił wielu akcjonariuszy w Niemczech i dlatego rząd nie zdecydował się na sprzedaż kolejnych akcji.

Próba obrony

UniCredit niedawno stał się właścicielem 9-proc. pakietu akcji Commerzbanku. Do przekroczenia progu 10 proc. potrzebna jest zgoda Europejskiego Banku Centralnego. Włosi dzięki transakcjom pochodnym mają opcję na akcje dające w sumie ponad 20 proc. pakietu „Commerza”. I to właśnie próba obejścia ograniczeń skutkuje falą wypowiedzi polityków w największym kraju strefy euro. Przejęcie banku z siedzibą we Frankfurcie mogłoby być bliżej, niż się wydawało.

W piątek poinformowano, że rząd Niemiec, który jest właścicielem 12 proc. akcji Commerzbanku o wartości ok. 2,5 mld euro, nie ma zamiaru ich sprzedawać. Wcześniej deklarował, że udziały, w których posiadanie wszedł, ratując bank przed problemami w trakcie globalnego kryzysu finansowego, będą spieniężone.

Przeciwko są nie tylko politycy, lecz także sam obiekt zainteresowania Włochów. Już prawie dwa tygodnie temu Commerzbank nieoficjalnie przekazywał, że przygotowuje się do obrony. Wczoraj otwarcie mówiło o tym trzech przedstawicieli rady nadzorczej. Cała trójka to reprezentanci załogi. To ona należy do najmocniej sprzeciwiających się transakcji, w której stroną przejmującą byłby zagraniczny bank. A równocześnie to ona jest w znacznej mierze źródłem słabości Commerzbanku. W czym nie różni się on zbytnio od lokalnych konkurentów.

Za duża konkurencja

Niemieckie banki słyną bowiem… z braku efektywności. Według Europejskiego Banku Centralnego w 2023 r. stopa zwrotu z kapitału w niemieckim sektorze bankowym wyniosła 5,7 proc. i był to najgorszy wynik w Unii Europejskiej. Średnia rentowność od 2010 r. wynosiła 2,4 proc. Od 2015 r. niemiecki sektor bankowy jest regularnie w trzeciej dziesiątce w UE pod względem poziomu dochodowości.

Jeden z powodów to wysokie koszty – w tym pracownicze. Inny – duża konkurencja. W większości europejskich krajów rynek bankowy dzieli między siebie kilku dużych graczy z sektora komercyjnego. W Niemczech jest inaczej. Co prawda takie marki, jak Commerzbank czy Deutsche Bank prowadzą działalność międzynarodową na znaczną skalę, jednak nie brak również banków lokalnych, w tym kas oszczędnościowych. Stosunkowo mocny jest również sektor spółdzielczy. W przeszłości znaczącą rolę odgrywały ponadto banki landowe.

Jeszcze po wybuchu globalnego kryzysu (czyli w końcówce pierwszej dekady XXI w.) w Niemczech działało 1,8 tys. instytucji kredytowych. Do końca 2023 r. ich liczba zmniejszyła się o jedną trzecią. Nadal jednak na Niemcy przypada 37 proc. ogólnej liczby unijnych instytucji kredytowych. Drugą stroną jest to, że taka przeciętna instytucja w Niemczech ma aktywa o wartości 7,7 mld euro. W porównaniu z Polską, gdzie mowa o 1,3 mld euro, może się to wydawać dużą przewagą. Ale my mamy prawie pół tysiąca niewielkich banków spółdzielczych, które ciągną średnią w dół i nasz wynik jest najniższy w UE. A Niemcy, najważniejsza unijna gospodarka, są pod tym względem na 14. miejscu w Unii. Większy od przeciętnego banku u naszych zachodnich sąsiadów jest konkurent z Węgier czy Czech. Statystyczny bank z Włoch jest osiem razy większy od swojego niemieckiego odpowiednika.

Wielkość, czyli posiadane aktywa, kredyty czy obsługiwane depozyty, mają kluczowe znaczenie, bo w bankowości bardzo ważny jest efekt skali.

Powrót do Polski

Rozstrzygnięcie na linii UniCredit–Commerzbank będzie miało znaczenie również dla polskiego rynku. Niemiecki bank jest większościowym udziałowcem naszego mBanku. I największym graczem zza Odry w Polsce. Działająca u nas filia Deutsche Banku ogranicza się do obsługi największych firm i starego portfela walutowych kredytów hipotecznych. Przejęcie Commerzbanku dla UniCredit oznaczałoby powrót do Polski. W 2016 r. Włosi sprzedali posiadane akcje Banku Pekao na rzecz Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń i Polskiego Funduszu Rozwoju. Był to sztandarowy przykład realizowanej przez rządy Prawa i Sprawiedliwości „repolonizacji” (UniCredit wychodził z Polski z uwagi na problemy na lokalnym rynku, które zostawił już za sobą).

Włosi znaleźli się u nas pod koniec lat 90. dzięki udziałowi w prywatyzacji Pekao. Nie jest im obcy również rynek niemiecki. Dwie dekady temu przejęli monachijską grupę HVB z mocną obecnością w Austrii i Europie Środkowej. W Polsce do HVB należał Bank BPH, wtedy jeden z największych na naszym rynku. UniCredit doprowadziło do połączenia Pekao i BPH, ale za cenę wydzielenia części działalności drugiego z banków („mini-BPH” został później przejęty przez amerykańską grupę GE, a kilka lat później przeszedł drugi podział, gdy jego główną działalność przejął Alior Bank). ©℗

ikona lupy />
Przeciętna wartość aktywów instytucji kredytowej / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe