Wybory lokalne w Rosji potwierdziły trend: autorytaryzm się umacnia, partie koncesjonowanej opozycji mają coraz mniejszy zakres autonomii, a oczekiwania Kremla co do deklarowanej skali poparcia stale rosną. Nawet przy przykręcaniu śruby Moskwie nie udało się jednak do końca przykryć problemów, których symbolem była niska oficjalna frekwencja na okupowanym Krymie (tylko 46,8 proc.) i słaby wynik rządzącej Jednej Rosji (JeR) w tradycyjnie problematycznym Kraju Chabarowskim.
Tym razem podczas tzw. jedynego dnia głosowania Rosjanie mieli wybrać 21 głów regionów, 13 parlamentów, dwóch merów regionalnych stolic, 20 rad na tym szczeblu, a także liczne stanowiska we władzach niższego rzędu – w sumie 4135 oddzielnych kampanii wyborczych. Część wyborów odbyła się na Krymie anektowanym przez Rosję w 2014 r., który z punktu widzenia prawa międzynarodowego należy do Ukrainy. Dodatkowo obsadzono trzy mandaty w parlamencie ogólnorosyjskim. Jedyny dzień głosowania wbrew nazwie trwał trzy dni, a w niektórych regionach nawet dłużej. I nie było to jedyne nadużycie semantyczne; w opinii analityków wyborczych samo głosowanie trudno było nazwać wyborami, ponieważ kontrolę nad całym procesem sprawuje Kreml – i z wyborów na wybory pozostawia coraz mniej miejsca na realne liczenie głosów.
Wszyscy zachowali stanowiska
W rezultacie wszyscy urzędujący gubernatorzy i p.o. gubernatorzy zachowali stanowiska. Według wstępnych, niepełnych jeszcze danych uzyskali oni od 59,3 proc. głosów w przypadku gubernatora Petersburga Aleksandra Biegłowa do 85,2 proc. dla Wadima Szumkowa z obwodu kurgańskiego. Wszyscy wybrani kierownicy regionów poza jednym reprezentują JeR, a Aleksandr Osipow z Kraju Zabajkalskiego, jedyny w tym gronie formalnie niezależny, nie miał kontrkandydata jedinorossa. Partia władzy zdobyła samodzielne większości we wszystkich regionalnych wyborach parlamentarnych. W Kraju Chabarowskim tym samym odzyskała z rąk Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji status największej siły, choć to zarazem jedyny region, w którym nie zdobyła oficjalnie większości oddanych głosów (jej wynik to 45,9 proc.).
– Partia wysunęła ponad 36 tys. kandydatur na 35 tys. mandatów i zdobyła większość z nich – cieszył się p.o. sekretarz władz partii Władimir Jakuszew. – Znacznie spadła liczba skarg na realne naruszenia, pretensji do tych, którzy przeprowadzają wybory. A przecież jedyny dzień głosowania odbył się w nadzwyczajnych, ekstremalnych, niezwykłych warunkach – chwaliła się Ełła Pamfiłowa, szefowa Centralnej Komisji Wyborczej. Być może miała na myśli trwającą wojnę i okupację przez Ukraińców części obwodu kurskiego, w którym głosowano na gubernatora i miano wybrać wiele rad lokalnych. Część tych wyborów w rejonach, do których weszli Ukraińcy, została odwołana, ale na przesunięcie wyborów gubernatora Kreml się nie zdecydował. Dotychczasowy, Aleksiej Smirnow z JeR, miał otrzymać 65,3 proc.
Obserwatorzy zwracają uwagę na postępującą erozję procesu wyborczego. Jej symbolem jest trwający od ponad roku areszt Grigorija Mielkonjanca, współzałożyciela grupy Głos, zbierającej informacje o łamaniu ordynacji. Ponad 20 aktywistów Głosu władze uznały za agentów zagranicznych. Niedzielne wybory były pierwszymi, w których taki status uniemożliwiał kandydowanie. Głos informuje o zawężaniu konkurencji i zmuszaniu do głosowania (z wykorzystaniem nowoczesnych technologii w rodzaju konieczności okazania w miejscu pracy geolokalizacji na terenie lokalu wyborczego czy zeskanowania znajdującego się w nim kodu QR). Analitycy informują również o matematycznych anomaliach wskazujących na fałszerstwa. Szczególnie wiele takich dowodów pochodzi z Petersburga i spod Moskwy. Ich skalę będzie można oszacować po publikacji oficjalnych wyników.
Trzy z czterech partii nie zarejestrowały kontrkandydatów
Dla Kremla wybory były przygrywką do głosowania do Dumy w 2026 r. Moskwa wspomagała kandydatów władzy również odpowiednim doborem konkurentów. Jak pisała Meduza, w Petersburgu rywale niepopularnego i skonfliktowanego z częścią elit Biegłowa celowo zgłaszali absurdalne idee (jak zakaz emisji muzyki zagranicznej, likwidacja usługi dostaw jedzenia, powrót do nazwy „Leningrad”), by z jednej strony skupić głosy elektoratu protestu, a z drugiej – stanowić tło, na którym gubernator wyglądałby korzystniej. Co więcej, trzy z czterech partii parlamentarnych w ogóle nie zarejestrowały w starej stolicy kontrkandydatów, chociaż w uczciwych wyborach teoretycznie akurat w tym mieście mieliby oni szanse na wygraną. Meduza pisze też, że przed 2026 r. Kreml może stworzyć nową partię lewicową, która zastąpiłaby słabnących komunistów i Sprawiedliwą Rosję. – Po prawej mamy już Jedną Rosję dla lojalnych i Nowych Ludzi dla umiarkowanych i wątpiących – mówił portalowi rozmówca zbliżony do administracji Władimira Putina. ©℗