Lucie Castets, Bernard Cazeneuve i Xavier Bertrand – to oni mają największe szanse na objęcie funkcji premiera.

Jutro ruszą pierwsze konsultacje w sprawie przyszłej obsady stanowiska premiera Francji. Ich ostateczny wynik poznamy najpewniej na początku września. Nowy Front Ludowy (NFP), sojusz socjalistów, zielonych i komunistów, który wygrał ostatnie wybory, wytypował na premiera Lucie Castets. Ale Pałac Elizejski sonduje też innych polityków jako kandydatów alternatywnych, co lewica krytykuje jako sprzeczne z zasadami demokracji.

Macron nie spieszył się z konsultacjami

Od początku stawiał sprawę jasno, że nie będzie prowadził żadnych rozmów podczas trwania igrzysk olimpijskich. Jego centrowo-liberalny sojusz pod wodzą rodzimej partii Odrodzenie uzyskał drugi wynik wyborczy, spychając na trzecie miejsce skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe, ale żaden z bloków nie uzyskał samodzielnej większości w parlamencie. Mimo to przywódca NFP Jean-Luc Mélenchon zażądał w ostatnich dniach natychmiastowej nominacji dla Castets i zagroził, że w razie wstrzymywania się z decyzją lewica podejmie próbę impeachmentu prezydenta. Aby to się udało, potrzeba dwóch trzecich głosów w obu izbach parlamentu, których Mélenchon najpewniej by nie znalazł nawet w przypadku taktycznego porozumienia ze skrajną prawicą.

„Odmowa uznania wyniku wyborów parlamentarnych i decyzja o jego zignorowaniu stanowią naganne naruszenie elementarnych wymogów mandatu prezydenckiego” – napisał polityk w artykule opublikowanym w tygodniku „La Tribune”. Znacznie większym problemem dla niego jest jednak to, że swoimi słowami otworzył puszkę Pandory i uwidocznił jedynie wewnętrzne podziały w ramach bloku utworzonego doraźnie na rzecz startu w przedterminowych wyborach parlamentarnych. Choć mariaż jego Francji Nieujarzmionej (LFI) z Partią Socjalistyczną, zielonymi i komunistami zdał egzamin, już kilkutygodniowe konsultacje dotyczące kandydata na szefa rządu pokazały skalę wyzwania.

„Kakofonią” może zastąpić „polifonię”

Antyprezydenckich planów szefa LFI nie poparła żadna ze sprzymierzonych partii, a wschodząca gwiazda lewicy, reprezentująca partię Ekolodzy Marine Tondelier krytycznie odniosła się do składania tego typu propozycji bez konsultacji z koalicjantami. Tondelier przestrzega przed „kakofonią”, która wkrótce może zastąpić „polifonię” lewicowego bloku. Od słów Mélenchona dystansuje się także Partia Socjalistyczna, której lider Oliver Faure coraz częściej sygnalizuje zbyt radykalne nastawienie LFI. Oficjalnie przedstawiciele tych trzech największych ugrupowań mają razem stanowić jedną reprezentację podczas pierwszych rozmów z Macronem, które zaplanowano na piątek. Pałac Elizejski może w świetle wspomnianych kłótni i sporów szukać kolejnych słabych punktów dużej koalicji, żeby utorować drogę do kompromisowego rozwiązania, w ramach którego przynajmniej część jego posłów weszłaby do rządu.

Na razie NFP oficjalnie odrzuca jakiekolwiek propozycje współpracy z macronistami, choć Faure i Tondelier nie są w tym tak radykalni, jak Mélenchon. Sam Macron wyraźnie zasugerował już wcześniej, że nie powierzy misji utworzenia rządu Castets bezwarunkowo, a będzie szukał rozwiązań koalicyjnych. W tym celu – jak przekonuje Pałac Elizejski – do rozpoczynających się jutro rozmów zostaną zaproszeni także inni uczestnicy. Według doniesień medialnych to m.in. były socjalista i były premier Bernard Cazeneuve i konserwatysta Xavier Bertrand, choć to ten pierwszy zdecydowanie częściej jest przytaczany przez francuską prasę jako potencjalny czarny koń w wyścigu o premierostwo. Jedyną oficjalną kandydatką pozostaje Castets, którą mają wesprzeć w Pałacu Elizejskim wszystkie trzy największe partie wchodzące w skład NFP.

Attal dobrze sobie radzi

Nowy rząd na pewno nie zostanie powołany przed zakończeniem igrzysk paraolimpijskich, które potrwają do 8 września. Na razie premierem pozostaje Gabriel Attal, który po wyborach został poproszony przez prezydenta o kontynuowanie pracy i wydaje się, że zgrabnie wykorzystuje ten czas. Attal nie tylko ocalił obóz prezydencki przed całkowitą klęską, zawierając przez II turą porozumienie wyborcze z lewicą, lecz także umocnił się wewnętrznie, przejmując władzę w grupie parlamentarnej macronowskiego Odrodzenia, choć sam prezydent nie chciał do tego dopuścić. Według mediów 35-latek, który był przygotowywany na następcę Macrona, chce teraz przejąć władzę w partii, co także jest nie w smak głowie państwa. Według doniesień „Le Parisien” prezydent ostrzegł współpracowników przed zbyt wczesnym rozpoczynaniem kampanii prezydenckiej z Attalem w roli głównej, co – w jego ocenie – przyczyniłoby się do porażki ich obozu. ©℗