Głównym tematem wizyty ministra Dmytra Kułeby w Pekinie będą rozmowy pokojowe, o których mówi coraz więcej światowych polityków i które Kijów przestał pryncypialnie wykluczać. Zbiega się to z rosnącym przyzwoleniem społecznym na kompromis terytorialny.
„Głównym tematem rozmów będzie poszukiwanie szlaków powstrzymania rosyjskiej agresji oraz możliwa rola Chin w osiągnięciu stałego i sprawiedliwego pokoju” – napisał nowy rzecznik MSZ Ukrainy Heorhij Tychy. Mao Ning, rzeczniczka chińskiego MSZ, na którego czele stoi Wang Yi, podczas poniedziałkowej konferencji nie odniosła się do planowanej wizyty, ale na pytanie Bloomberga o szykowane przez Amerykanów sankcje na chińskie banki za współpracę z Rosją odpowiedziała, że „Chiny ani nie są tym krajem, który wywołał kryzys (tak Pekin nazywa wojnę rosyjsko-ukraińską – red.), ani jego stroną, za to aktywnie pracują, by umożliwić rozmowy o pokoju i polityczne uregulowanie kryzysu”.
Jednocześnie Mao zastrzegła, że „zarówno Chiny, jak i Rosja to niepodległe mocarstwa”. – Chiny i Rosja normalnie współpracują, co nie jest wymierzone w żadną stronę trzecią i nie powinno być celem zewnętrznego wpływu ani przymusu – dodała. ChRL oficjalnie zachowuje neutralność wobec rosyjskiej agresji, jednak zaoferowała Moskwie wsparcie dyplomatyczne i nie ma nic przeciwko wysyłce do Rosji towarów podwójnego przeznaczenia, wykorzystywanych także do produkcji broni. Według niektórych źródeł Władimir Putin ostrzegł swojego chińskiego odpowiednika Xi Jinpinga przed planowanym atakiem na Ukrainę, a zdaniem japońskiej agencji Nikkei przy innej okazji miał nawet zapowiedzieć chińskiemu prezydentowi, że zamierza prowadzić wojnę przez pięć lat.
Chińczycy dwukrotnie przedstawiali własne propozycje, uznane przez Ukraińców za idące na rękę Kremlowi. W pierwszą rocznicę rosyjskiej inwazji Pekin przedstawił 10 punktów, w których uznawał wprawdzie znaczenie suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy, ale zarazem proponował zniesienie zachodnich sankcji na Rosję. Z kolei dwa miesiące temu Wang Yi i doradca prezydenta Brazylii Celso Amorim wezwali wspólnie do rosyjsko-ukraińskiej konferencji na zasadach – jak mówił Lin Jian z MSZ Chin – „równego uczestnictwa stron”. Pekin nie wziął za to udziału w szwajcarskim spotkaniu, na którym omawiano plan Wołodymyra Zełenskiego – głównie dlatego, że nie zaproszono na nie Rosji. Chińczycy trzymają jednak rękę na pulsie. Przedstawiciel MSZ Li Hui dwukrotnie odbył podróż po Europie.
Rozmów z Rosją nie wyklucza także Zachód. Nie chodzi tylko o Donalda Trumpa, który zapewnia, że po ewentualnym zwycięstwie wyborczym w USA wystarczy mu „jeden telefon”, by powstrzymać wojnę, ani o premiera Węgier Viktora Orbána, który za niekonsultowaną z sojusznikami wizytę w Moskwie został ukarany zapowiedzią bojkotu spotkań organizowanych w Budapeszcie w związku z węgierskim przewodnictwem w Radzie UE. Zełenski przed tygodniem wspominał, że na kolejnym szczycie pokojowym Rosja powinna być reprezentowana. Co najmniej dwukrotnie – w rozmowach z BBC i „The Philadelphia Inquirer” – dodawał, że sam jest otwarty na rozmowy z Moskwą. Wcześniej taka ewentualność była przez Kijów kategorycznie wykluczana, a Zełenski wydał nawet formalny zakaz kontaktów z Putinem.
Ukraiński prezydent powiedział amerykańskim dziennikarzom, że akceptowalnym modelem rozmów byłby ten, który pozwolił w 2022 r. wynegocjować obowiązujące przez kilka miesięcy zasady eksportu zboża. Kijów i Moskwa zawarły oddzielne układy z gwarantami w postaci Turcji i ONZ, dzięki czemu nie musiały składać podpisów pod wspólnym dokumentem. Rozmowom sprzyja to, że ukraińskie społeczeństwo jest bardziej otwarte na rokowania. Dwa lata temu 87 proc. ankietowanych deklarowało, że pod żadnym pozorem nie wolno rezygnować z okupowanych terenów, a przeciwnego zdania było 8 proc. Zgodnie z opublikowanymi we wtorek wynikami sondażu KMIS już tylko 55 proc. mówi kategoryczne „nie”, a 32 proc. dopuszcza kompromis terytorialny. Przyczynami tego stanu rzeczy są brak sukcesów na froncie, rosnąca liczba ofiar i pogarszająca się sytuacja ekonomiczna. ©℗