Pakt o migracji i azylu wejdzie w życie za dwa lata, a pozostały czas europejskie stolice mają wykorzystać na wdrożenie przepisów wzmacniających granice zewnętrzne UE. Tymczasem niektóre państwa postanowiły nie czekać na długą ratyfikację i wprowadzają analogiczne rozwiązania na własną rękę.
Finowie przygotowali i wdrożyli nowe prawo ze względu na stosowanie migracji jako narzędzia destabilizacyjnego przez Rosję. Szef rządu Petteri Orpo określił to jako rodzaj „broni” stosowanej przez Kreml w analogiczny sposób, jak miało to miejsce na granicy polsko-białoruskiej oraz w krajach bałtyckich. To z resztą element konsekwentnej polityki Finlandii, która od początku rosyjskiej inwazji w Ukrainie zamykała swoją liczącą ponad 1300 km granice z Rosją. W kwietniu władze zdecydowały o jej pełnym zamknięciu na czas nieokreślony. Zdaniem fińskiego MSW obecnie Kreml, instrumentalizując migrację, wywiera stałą presję na bezpieczeństwo kraju.
Na mocy nowych przepisów służby będą mogły – w przypadku sytuacji stanowiącej zagrożenie dla społeczeństwa – zablokować osobom ubiegającym się o azyl wjazdu do kraju i pozbawić je tego prawa aż do odwołania. Ustawa jest wyjątkiem od konstytucji stosowanym w sytuacji zagrożenia i teoretycznie może być w sprzeczności z przepisami paktu, który zakłada, że osoba ubiegająca się o azyl musi złożyć wniosek w kraju pierwszego kontaktu UE. Jak na razie jednak rzecznik KE Christian Wigand zapewnił, że Bruksela przeanalizuje fińskie przepisy pod kątem zgodności z prawem europejskim. Zaznaczył jednak, że obowiązkiem państw członkowskich jest w pierwszej kolejności ochrona granic zewnętrznych i to one są najlepiej przygotowane do określenia tej ochrony „w praktyce”.
Takie podejście niekoniecznie podoba się organizacjom pozarządowym, które podkreślają, że stosowanie push backów, czyli odmowa przyjęcia wniosku azylowego i cofnięcie migranta na granicy, pozostają nielegalne w świetle Karty praw podstawowych UE i europejskiej konwencji praw człowieka. Podobne przepisy zostały przyjęte w 2021 r. przez Polskę, Litwę i Łotwę po rozpoczęciu presji migrantów z Bliskiego Wschodu przez reżim Alaksandra Łukaszenki. Wówczas również pojawiły się głosy organizacji pozarządowych, które podtrzymują swoje zarzuty, że na granicy łamane jest prawo przez stosowanie push backów. Organizacje te od kilku miesięcy krytykują już nie tylko prawicowe rządy, lecz także główną europejską siłę polityczną – Europejską Partię Ludową – za zaostrzenie polityki migracyjnej, które ich zdaniem doprowadzi do łamania praw człowieka. Zgodnie z paktem o migracji możliwe będzie zawracanie nielegalnych migrantów zachęcanych do migracji do UE przez rządy państw trzecich, tj. tych, którzy pojawią się u europejskich granic na skutek instrumentalizacji migracji.
Według Amnesty International fińskie prawo idzie jednak znacznie dalej niż pakt o migracji i – jak twierdzi dyrektor krajowego ośrodka organizacji Frank Johansson – daje przyzwolenie na przemoc.
Obawy te podziela także komisarz praw człowieka Rady Europy Michael O’Flaherty. Fińskie władze nie zamierzają się jednak z nich wycofywać i podkreślają, że prawo formalnie weszło w życie od poniedziałku. Komisja Europejska nie sygnalizuje, jakoby była tym przepisom przeciwna. Szefowa KE Ursula von der Leyen w swoim wystąpieniu przed europosłami w ubiegłym tygodniu postawiła sprawę granicy wschodniej UE jako jedną z najważniejszych kwestii dla utrzymania europejskiego bezpieczeństwa. Zaproponowała wówczas potrojenie liczby funkcjonariuszy Frontexu do 30 tys. W kolejnych miesiącach Bruksela ma kontynuować rozmowy z państwami afrykańskimi w sprawie zahamowania przemytu ludzi do Europy w zamian za określone pakiety pomocy finansowej. Kontynuowany ma być też kurs na utrzymanie stabilnych granic zewnętrznych. ©℗