Aneksja czterech ukraińskich obwodów we wrześniu 2022 r. nie doprowadziła do pełnej integracji terenów okupowanych z Rosją. Między nią a okupowaną częścią Ukrainy wciąż istnieje realna granica, rosyjskie firmy z rzadka wchodzą na lokalne rynki, a kolaboranckie elity są wypierane przez urzędników z głębi Federacji. W tle toczy się brutalna walka o kontrolę nad czterema obwodami. A przynajmniej toczyła się, bo wiele wskazuje na to, że na razie wygrał ją Siergiej Kirijenko, pierwszy zastępca kierownika administracji prezydenta Władimira Putina.
Strefy buforowe
30 września 2022 r. na Kremlu odbyła się podniosła uroczystość – Putin podpisywał z kierownikami okupacyjnych administracji obwodów: chersońskiego, donieckiego, ługańskiego i zaporoskiego, umowy o ich przyłączeniu do Rosji. Porozumienia poprzedziło sfałszowane referendum, a aneksja została przeprowadzona ze złamaniem nie tylko międzynarodowego, lecz nawet rosyjskiego prawa. W dodatku Moskwa nie kontrolowała wówczas całości żadnego z anektowanych obwodów. Pod kontrolą Kijowa pozostawało Zaporoże, a półtora miesiąca później Ukraińcy odbili Chersoń. Do dziś Rosja nie panuje nad całością żadnego z tych obwodów, choć w przypadku Ługańszczyzny brakuje jej raptem kilku wsi.
Oprócz Putina swoje podpisy składali nominalni przywódcy dwóch parapaństw uznanych przez Rosję w przeddzień rozpoczęcia inwazji na Ukrainę – Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych i dwóch uznanych pro forma przed aneksją, których nazw nawet nie próbowano dostosować do tworzonej właśnie potiomkinowsko-wirtualnej rzeczywistości. I tak tereny okupowane reprezentowali: Denys Puszylin z Doniecka, przed wojną menedżer średniego szczebla w piramidzie finansowej, Łeonid Pasicznyk z Ługańska, wcześniej podpułkownik Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, Wołodymyr Saldo, mer Chersonia sprzed ponad dekady, oraz Jewhen Bałycki z obwodu zaporoskiego, deputowany dwóch kadencji ukraińskiego parlamentu.
– Ludzie w Doniecku i Ługańsku, w Chersoniu i Zaporożu wsparli przywrócenie naszej historycznej jedności – perorował Putin, przywołując ulubionego filozofa Iwana Iljina, swego czasu zachwycającego się rosnącym za jego życia w siłę europejskim faszyzmem. „Jeśli uważam Rosję za swoją ojczyznę, znaczy to, że po rosyjsku kocham, rozważam i myślę, po rosyjsku śpiewam i mówię, że wierzę w duchowe siły ludu rosyjskiego. Jego duch jest moim duchem, jego los – moim losem, jego cierpienia – moim bólem, jego kwitnienie – moją radością” – cytował.
We wrześniu miną dwa lata od tej ceremonii, a jednak „historyczna jedność” wciąż nie została „przywrócona”. Między Rosją a okupowanymi terenami Ukrainy nadal istnieje twarda granica. Moskwa czerpie w tym zakresie z doświadczeń z przeszłości. Gdy w 1939 r. wcielono wschodnie tereny Polski do sowieckich Białorusi i Ukrainy, przedwojenna linia graniczna w terenie została zachowana aż do niemieckiej agresji na Związek Radziecki. Wciąż sprawdzano podróżnym dokumenty, a bez powodu i zgody władz nie dało się przejechać ze starej Ukrainy do nowej. Dzisiaj sytuacja się powtarza. Rosjanie wycofali z granicy kontrolę celną, ale pogranicznicy wciąż są na niej obecni. Mieszkańcy tych terenów po wjeździe do Rosji są kierowani na filtrację, zaś kontrola nad granicą, zamiast łagodnieć, jest stopniowo zaostrzana.
W maju Wasilij Gołubiew, gubernator graniczącego z Doniecczyzną i Ługańszczyzną obwodu rostowskiego, ogłosił utworzenie szerokiej na 5 km strefy buforowej oddzielającej jego obwód od okupowanej Ukrainy. „Na tym terytorium został utworzony szczególny reżim prawny analogiczny do strefy przygranicznej” – napisał na Telegramie. Gołubiew nie mógł podjąć takiej decyzji bez zgody, a może i bezpośredniego polecenia Moskwy. Przebywanie w strefie jest legalne pod warunkiem posiadania dokumentu tożsamości, a jeśli ktoś chce wejść w 100-metrową strefę przylegającą do granicy, musi 12 godzin wcześniej powiadomić o tym pograniczników, którzy w Rosji podlegają Federalnej Służbie Bezpieczeństwa. Cel? „Ochrona przed przeniknięciem na teren regionu terrorystów, ekstremistów i ich wspólników, nielegalnym przewożeniem broni, amunicji i środków dywersji”.
Przymusowa filtracja
Trzydziestokilkuletni Ołeksij do 2020 r. mieszkał w Doniecku, lecz w trakcie pandemii przeniósł się do Kijowa. Spotykam go na jednym ze stołecznych blokowisk nieopodal niedziałającego od 2022 r. lotniska na Żulanach. Jego zestaw poglądów to miks niechęci do Rosji ze względu na trwające ostrzały ukraińskich miast z przekonaniem, że jego rodzinnej metropolii aneksja przyniosła inwestycje. Choć mężczyzna sam wyjechał za pracą do Kijowa, a nie do Moskwy, opowiada o boomie w budownictwie na ziemiach zajętych przez Rosjan w 2014 r. i tych podbitych później, po rozpoczęciu inwazji, jak zrównany z ziemią Mariupol. – Pieniądze łatwo zarobić, bo rosyjscy żołnierze nie mają oporów, żeby wydawać żołd – przekonuje. Na pytanie, dlaczego w takim razie nie wróci do Doniecka, odpowiada, że wprawdzie zastanawiał się nad tym, ale nie chce ryzykować filtracji na Szeremietiewie.
W październiku 2023 r. moskiewskie lotnisko Szeremietiewo stało się jedynym punktem, przez który obywatel Ukrainy może wjechać do Rosji. Najpierw trzeba wyjechać z Ukrainy, co dla mężczyzny w wieku poborowym (z pewnymi wyjątkami) jest legalnie niemożliwe. Później – samolot do Erywania lub Stambułu, skąd można polecieć do Moskwy. Formalnie Rosjanie pozwalają też na wjazd przez Vientuļi/Łudonkę, ale to przejście z kolei zamknęła Łotwa. – Szeremietiewa nikomu nie życzę. Najpierw zajmuje się tobą FSB, a potem specjalna komisja. Wszystko sprawdzają: co pisałeś na Facebooku i na WKontaktie, czego słuchałeś na YouTubie, co czytasz na Telegramie, nawet historię zamówień z Uklona (ukraińska sieć przewozu osób – red.). Wyczyszczenie telefonu ani wzięcie nowego niczego ci nie da. I tak wydobędą te dane. Ktoś z bliskich służył w ukraińskiej armii? Pisałeś coś o Putinie? Dalej nie pojedziesz. A jeśli cię puszczą, potem czeka cię druga filtracja w obwodzie rostowskim. Szkoda zachodu – macha ręką Ołeksij.
Prawnik Pawło Łysianski przed wojną był wicedyrektorem dwóch kopalń w obwodzie ługańskim. Sam pochodzi z górniczego miasta o wszystko mówiącej nazwie Antracyt. Teraz mieszka w Odessie i kieruje Wschodnią Grupą Obrony Praw Człowieka (SPH), jedną z organizacji najlepiej poinformowanych o tym, co się dzieje na okupowanym Donbasie. Jak mówi, SPH wie o co najmniej czterech obywatelach Ukrainy, którzy zmarli na Szeremietiewie. – Filtracja trwa od 15 o 27 godzin. Wielu podróżnych spędza ten czas na stojąco, a 60–70 proc. obywateli Ukrainy zostaje ostatecznie deportowanych bez możliwości przejazdu przez tereny okupowane – opowiada.
Olha, z którą rozmawiało rosyjskie Radio Swoboda, filtracji nie przeszła. Rosjanie deportowali ją za wideo rosyjskiego blogera Ilji Warłamowa znalezione w historii wyszukiwań na YT. – Zwykle wiąże się z tym zakaz wjazdu na pięć lat, ale tym, którzy mają w telefonie niepożądane kontakty, wlepiają dożywotni. Jedną dziewczynę deportowali za ukraińską piosenkę „Czerwona kałyna” na playliście – opowiadała.
Ankieta, którą wypełnia się na starcie, zawiera 33 pytania. Od tych o dane osobowe i adresy kont w serwisach społecznościowych po trudniejsze – o udział w działaniach wojennych, kontakty z ukraińskimi służbami, polityczną działalność bliskich, posiadanie informacji o „działalności radykalnych ukraińskich organizacji nacjonalistycznych”, wreszcie o otrzymane nagrody i poglądy na temat „polityki kierownictwa Ukrainy” i „przeprowadzanie przez Siły Zbrojne Rosji specjalnej operacji wojskowej na Ukrainie”. Można się napić wody i zjeść to, co da się kupić w automatach, które jednak przyjmują wyłącznie rosyjskie karty bankowe i niskie nominały rublowe. Sama rozmowa z pogranicznikiem trwa według Swobody kilkadziesiąt minut. Resztę czasu spędza się w kolejce, choć w jednej z sal po wypełnieniu ankiety można się przespać na materacu. O drugim przesłuchaniu przed komisją, o której wspominał Ołeksij, radio niczego nie wie. Opowieść, którą doniecczanin usłyszał od znajomych, mogła zostać po drodze nieco udramatyczniona.
Wymiana na swoich
Na terenach okupowanych trwa tymczasem wymiana elit. Na razie na czele wszystkich czterech anektowanych w 2022 r. podmiotów nominalnie stoją miejscowi, ale Łysianski przekonuje, że to tylko kwestia czasu. Za ich plecami już dziś stoją gdzieniegdzie obwodowi premierzy ściągnięci z głębi Rosji. W Doniecku od marca 2023 r. jest nim Jewgienij Sołncew, urodzony w Woroneżu, który wcześniej pełnił funkcje menedżerskie w rosyjskich kolejach RŻD. Do okupowanej części obwodu zaporoskiego przywieziono polityka z Wołogdy Antona Kolcowa. – Gauleiterowi Bałyckiemu z pomocą okupacyjnego lidera Krymu Siergieja Aksionowa udało się wychodzić w Moskwie jego odwołanie. Na miejsce Kolcowa przysłano z Czelabińska Irinę Giecht. A teraz stołek chwieje się pod samym Bałyckim i najpewniej to właśnie Giecht go zastąpi. W ten sposób po raz pierwszy okupanci formalnie odbiorą władzę miejscowemu kolaborantowi i przekażą ją spadochroniarce z Rosji – mówi Łysianski.
Według niego swojej pozycji nie może być też pewny nawet Puszylin, weteran w gronie kolaborantów, który różne funkcje we władzach sterowanej z Kremla samozwańczej DRL pełnił od 2014 r. Jeśli upadnie, zapłaci za własny błąd. Lider z Doniecka postawił na złego konia – Andrieja Turczaka. Przez ostatnie miesiące senator Turczak, sekretarz kremlowskiej partii Jedna Rosja, rywalizował o wpływy na terenach okupowanych z Siergiejem Kirijenką. Turczak ufał w swoje siły, bazujące na sięgającej lat 90. osobistej znajomości z Putinem, na tyle, że tworzył struktury konkurencyjne wobec tych budowanych przez Kirijenkę w imieniu administracji prezydenta. Przykładem są paramilitarne struktury młodzieżowe. Gdy Kirijenko rozbudowywał Młodą Armię, Turczak promował Braterstwo Bojowe. Turczak chciał przy tym w walce z Kirijenką wykorzystać rzucony przez Putina slogan o tym, że nową elitą będą kadry specjalnej operacji wojskowej. W efekcie do regionów na ważne stanowiska zaczęli być wysyłani lojalni wobec niego weterani wojny z Ukrainą. Wywoływało to zrozumiały opór miejscowych elit. Te sprzymierzyły się taktycznie z Kirijenką, którego pomysł stworzenia dodatkowej ścieżki awansu dla weteranów niepokoił, ale z zupełnie innego powodu. Zagrażał mianowicie wymyślonej przez niego szkole liderów, w której rokujący urzędnicy uczą się zarządzania państwem. Już 250 absolwentów konkursu „Liderzy Rosji” trafiło na różne stanowiska w administracji. W oczywisty sposób stanowią oni zaplecze ambitnego Kirijenki.
Tarcia zakończyły się tym, że Turczak dostał kopniaka w górę. 4 czerwca senator został zesłany do dalekowschodniego Ałtaju na stanowisko p.o. kierownika republiki. Rosyjskie media państwowe przedstawiły to jako awans, ale w rzeczywistości to zsyłka. We wrześniu Turczak ma stanąć do wyborów. Do tego czasu Kreml będzie go obserwować, a Łysianski nie wyklucza, że jeśli test nie wypadnie pozytywnie, Moskwa pozwoli „wygrać” któremuś z jego rywali, np. przedstawicielowi systemowych komunistów.
Cel: zrusyfikować
Kirijenko – twierdzi Łysianski – chciałby zaś połączyć funkcję na Kremlu ze stanowiskiem pełnomocnika Putina w planowanym noworosyjskim okręgu federalnym, który mógłby objąć całą okupowaną Ukrainę. W rosyjskich warunkach odstrzelenie patrona wywołuje zmiany na dole. Efekt domina na razie nie dosięgnął Puszylina, ale jeśli tak się stanie, skutkiem będzie też zmiana struktury własności kluczowych aktywów gospodarczych. Łysianski przekonuje, że to Puszylin stoi za spółką Impieksdon, która w ostatnich latach kontroluje nad dużą częścią kopalń węgla. Innymi zarządza za pośrednictwem spółki Donskije Ugli Wiktor Medwedczuk, były szef administracji prezydenta Ukrainy Łeonida Kuczmy, przyjaciel Putina i lider prorosyjskiej Platformy Opozycyjnej, wydany Rosji w ramach wymiany jeńców. – Od 2023 r. zwiększyła się liczba zamówień rosyjskich wagonów towarowych, co świadczy o tym, że Rosjanie planują wzrost produkcji. Najwyraźniej chcą odnowić łańcuch węgiel–metal, inwestując w wydobycie węgla koksującego na Ługańszczyznie – mówi Łysianski.
Ogólnie jednak kopalnie są zamykane. Zamiast 94, które działały w 2014 r., pozostało ich przy życiu 9. Problem polega nie tylko na braku pieniędzy na utrzymanie wydobycia, lecz także na tym, że na terenach okupowanych nie ma komu pracować. Tysiące mężczyzn zginęły na wojnie, gdzie byli traktowani przez Rosjan jak mięso armatnie. Do tego dochodzą zachęty do emigracji. Moskwa traktuje Ukraińców z terenów okupowanych jak rezerwuar siły roboczej dla deficytowych regionów.
Ogólny kierunek wyznaczyło postanowienie rządu z marca 2022 r. Rząd ustanowił w nim kwoty dla przesiedleńców z Ukrainy z podziałem na poszczególne regiony. Widać w nich nadreprezentację obwodów azjatyckich, z kolei kwota dla wydzielonych miast Moskwa i Petersburg wynosi 0. Z raportu SPH wynika, że na okręgi federalne, w których średni dochód miesięczny na mieszkańca był niższy niż 50 tys. rubli (2,25 tys. zł), przypadło 64 proc. ukraińskich przesiedleńców.
– W miejscach, do których ich przesiedlają, nie ma ukraińskich szkół. Chcą z nich zrobić Rosjan – zauważa Maksym Butczenko z Instytutu Studiów Strategicznych i Bezpieczeństwa. Nihil novi. Byłaby to kolejna fala rusyfikacji Ukraińców. Według radzieckiego spisu powszechnego w 1926 r. na terenie Rosji sowieckiej Ukraińcy stanowili 7,4 proc. ludności. Na wielu obszarach byli wręcz większością. W obwodzie kubańskim stanowili 62 proc. mieszkańców, w Kraju Nadmorskim ze stolicą we Władywostoku – 48,2 proc., a w graniczącym z Chinami Kraju Ałtajskim – 46,8 proc.
Jeszcze w latach 90. na południe europejskiej części Rosji jeździły ekspedycje etnologiczne, które badały miejscowe dialekty ludności wiejskiej zbliżone do języka ukraińskiego. Ludność już wówczas traciła jednak ukraińską tożsamość narodową. Ostatni spis powszechny, który Rosja przeprowadziła w 2021 r., wykazał obecność tylko 0,6 proc. Ukraińców, i to z uwzględnieniem anektowanego już wówczas Krymu i Sewastopola. Taki los Moskwa przewidziała dla wszystkich terenów, które uda jej się podbić. Były prezydent Dmitrij Miedwiediew pisał niedawno o konieczności „wbicia ostatniego gwoździa w trumnę banderowskiego quasi-państwa”, „likwidacji resztek jego krwawego dziedzictwa i powrocie pozostałych po nim ziem na łono ziemi rosyjskiej”. ©Ⓟ