Na szczycie Sojuszu nie będzie oficjalnych rozmów o atomie. Nie oznacza to jednak, że temat wkrótce nie wróci, a Polska nie powinna brać udziału w NATO-wskim programie odstraszania nuklearnego.
Dziś w Waszyngtonie rozpocznie się szczyt liderów 32 państw Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jeszcze wczoraj, przed wylotem polskiej delegacji doszło do posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego. – Otrzymaliśmy stanowisko rządu na szczyt NATO. Przeanalizowaliśmy je w szczegółach z szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jackiem Siewierą oraz ekspertami. Podzielamy je. W sprawach bezpieczeństwa mówimy z rządem jednym głosem – zapewniał prezydent Andrzej Duda. Wiadomo, że w polskiej delegacji oprócz prezydenta będą m.in. wicepremier – minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
Czego można się spodziewać na szczycie? Tak jak już wcześniej informowano, NATO utworzy specjalne dowództwo, które będzie koordynowało pomoc dla Ukrainy. Wiadomo, że będzie ono w amerykańskiej bazie w Niemczech i służyć tam będzie ok. 700 żołnierzy, a dowodzić jednostką ma trzygwiazdkowy generał. – Oczekuję, że szefowie państw i rządów uzgodnią znaczący pakiet dla Ukrainy – mówił na przedszczyto wej konferencji prasowej Jens Stoltenberg, sekretarz generalny Sojuszu, który swoją funkcję będzie pełnił do końca września. Jednak szanse na jednoznaczne deklaracje dotyczące terminu przyjęcia Ukrainy do Sojuszu są na tym etapie minimalne.
Drugim ważnym punktem spotkania będzie potwierdzenie art. 5 i zdolności odstraszania Sojuszu. Na pewno będzie podkreślane też to, że w 2024 r. 2 proc. PKB na obronność będą wydawać już 23 kraje sojusznicze. Ważną częścią spotkania będzie także zaznaczenie współpracy z państwami demokratycznymi w Azji – Japonią, Koreą Południową, Australią i Nową Zelandią. – Im bardziej współpracują państwa autorytarne, tym ważniejsza jest ścisła współpraca z naszymi przyjaciółmi w regionie Indo-Pacyfiku – wyjaśniał Stoltenberg.
Choć w oficjalnej agendzie spotkania nie ma mowy o broni jądrowej, to w kuluarach można się spodziewać rozmów o niej. Częścią odstraszania nuklearnego, oprócz arsenału jądrowego Stanów Zjedno czonych oraz znacznie mniejszych obecnych w Wielkiej Brytanii i we Francji, jest program Nuclear Sharing. Polega on na tym, że Stany Zjednoczone ulokowały w Europie ok. 100 nuklearnych bomb grawitacyjnych, które mogą być przenoszone przez samoloty Niemiec, Belgii, Holandii, Włoch i Turcji. – Euro pejscy sojusznicy wystawiają swoje samoloty w ramach ćwiczeń i misji nuklearnych Sojuszu – wyjaśnia Justyna Gotkowska, wicedyrektorka Ośrodka Studiów Wschodnich. Wcześniej w programie brały udział także Kanada i Grecja.
O tym, że Polska jest zainteresowana uczestnictwem w tym programie, mówił już dwa lata temu dzisiejszy ambasador w Chinach, a wówczas szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej, Jakub Kumoch. Jakie są na to szanse? – Nie sądzę, by na szczycie ten temat był poruszany, ponieważ ostatnio było już o tym głośno i dlatego teraz jest potrzeba spokoju – mówi DGP jeden z urzędników, który był zaangażowany w przygotowania do szczytu.
Jeśli spojrzeć realistycznie, Polska mogłaby uczestniczyć w tym programie dopiero po dostawach samolotów F-35, które rozpoczną się w 2026 r, a zakończą w 2030 r. W najbardziej optymistycznym scenariuszu jest więc mowa o początku kolejnej dekady. – W moim przekonaniu to dla nas doskonały sposób na kooperację z Niemcami, które również biorą udział w tym programie i także wkrótce otrzymają samoloty F-35 – dodaje Justyna Gotkowska.
– Większe zmiany w polityce nuklearnej NATO i dyskusje na ten temat będą możliwe po amerykańskich wyborach prezydenckich. Ma to związek z agresywną polityką Rosji i jej retoryką w obszarze nuklearnym oraz rozbudową arsenału Chin – wyjaśnia Artur Kacprzyk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, który specjalizuje się m.in. w polityce odstraszania nuklearnego. – Republikanie mają w tym obszarze ostrzejsze stanowisko, część z nich domaga się, by amerykański arsenał nuklearny zwiększać już teraz. Administracja prezydenta Joego Bidena jest ostrożniejsza, ale też się nad tym zastanawia. Amerykanie mogą oczekiwać większego zaangażowania sojuszników w takie odstraszanie – dodaje ekspert.
Dziś scenariusz, w którym w Polsce składowana jest amerykańska broń jądrowa, tak jak to się dzieje np. w Niemczech czy Belgii, jest bardzo mało prawdopodobny, w najbliższych latach wręcz nierealny. Ale to, by polskie samoloty były przygotowane do przenoszenia tej broni i takie działanie regularnie ćwiczyły, jest już do wyobrażenia. ©℗