Pakt zawarty przed II turą wyborów parlamentarnych między obozem prezydenckim a lewicowym Nowym Frontem Ludowym (NFP) przyniósł obu stronom dobre rezultaty i klęskę skrajnej prawicy ze Zjednoczenia Narodowego (RN). Wyznaczanie jednego kontrkandydata dla skrajnej prawicy skutecznie pozbawiło młodego Jordana Bardellę złudzeń o większości dla RN. Taktycznie porozumienie sił na lewo od Marine Le Pen nie będzie miało prostego dalszego ciągu. Lewica wyklucza współrządzenie z ludźmi Emmanuela Macrona, a do samodzielnej większości – jak pokazują oficjalne już wyniki – brakuje im wielu głosów.

NFP z poparciem 26,3 proc. zyskał 188 miejsc w 577-osobowym Zgromadzeniu Narodowym. Na kolejnych miejscach uplasował się obóz prezydencki Razem skupiony wokół partii Odrodzenie z poparciem 24,7 proc. i 161 mandatami, a podium zamyka skrajnie prawicowe RN, faworyt, który ostatecznie wprowadzi jedynie 142 deputowanych dzięki poparciu 37,1 proc. głosujących. Polityczny krajobraz nowego parlamentu uzupełniają umiarkowana prawica, czyli Republikanie z poparciem 6,2 proc. i 48 mandatami, oraz 38 przedstawicieli pozostałych ugrupowań. Różnice między poparciem w ujęciu procentowym a liczbą mandatów wynikają głównie z tego, że prawica biła się w II turze w większości okręgów, podczas gdy lewica i obóz Macrona w większości przypadków uzgodniły wspólnego kandydata.

Macronowi udało się uniknąć zwycięstwa RN i konieczności współpracy z nim do przypadającego na 2027 r. końca prezydentury. Uzgodniony z lewicą układ pozwolił wskoczyć obozowi prezydenckiemu na drugie miejsce, ale i tak oznacza to utratę 76 miejsc w stosunku do wyniku z 2022 r. Blok lewicowy Jean-Luca Mélenchona zyskał 57 mandatów, a RN – 53. Wyniki II tury nie dają żadnemu blokowi samodzielnej większości, a rokowania dla potencjalnej koalicji lewicowo-centrowej są bardzo niepewne. Na razie Macron odrzucił dymisję premiera Gabriela Attala, o którą Mélenchon apelował jeszcze w niedzielę, i poprosił swojego wieloletniego współpracownika o tymczasowe pozostanie na stanowisku. Francja dopiero otrzepuje powyborczy kurz, a służby bezpieczeństwa są już w stanie najwyższej gotowości w związku z przygotowaniami do igrzysk olimpijskich, które rozpoczną się za niewiele ponad dwa tygodnie.

Decyzja Macrona nie oznacza, że nie zamierza powierzyć w przyszłości funkcji premiera któremuś z kandydatów lewicy. Na razie NFP stoi w obliczu utrzymania spójności różnych środowisk wchodzących w jego skład – od socjalistów przez Zielonych po komunistów. Liderka Zielonych Marine Tondelier – podobnie jak Mélenchon – stwierdziła, że prezydent powinien nominować na premiera kandydata NFP. W ramach tego bloku jednak część partii, w tym Francja Nieujarzmiona Mélenchona, wyklucza sojusz z centrystami Macrona, choć zarazem nie ma pomysłu, jak miałby funkcjonować rząd mniejszościowy. Według szefa Partii Socjalistycznej Oliviera Faure’a lewica ma w tym tygodniu uzgodnić plan dalszej współpracy. Faure nie wskazał jednak, czy plany te będą obejmować współpracę z obozem prezydenckim.

Do momentu zamknięcia tego wydania DGP lewica nie wskazała własnego kandydata na premiera. Sytuacja była jednak bardzo dynamiczna, co – jak podkreślała większość francuskich mediów – może prowadzić do przeciągającego się na kolejne miesiące chaosu parlamentarnego. Na potknięcia lewicy i macronistów będzie czekać Zjednoczenie Narodowe, którego przewodniczący Jordan Bardella ocenił wynik wyborów jako „oszustwo establishmentu”, a sam pakt przed II turą jako „nienaturalny sojusz”. – Nasze zwycięstwo zostało tylko opóźnione – komentowała Marine Le Pen. ©℗