„Chiny się zmieniły, dlatego my musimy zmienić nasze podejście” – ogłosił w zeszłym roku niemiecki rząd. W rzeczywistości dalej traktuje handel z Państwem Środka priorytetowo.

Podróż prezydenta Andrzeja Dudy do Chin wywołała pytania o to, jak powinna wyglądać nasza polityka wobec azjatyckiego mocarstwa. W Pekinie padły zapewnienia o wzajemnej przyjaźni i chęci pogłębiania relacji gospodarczych. Duda tłumaczył, że jego celem jest m.in. zwiększenie polskiego eksportu. Zwłaszcza że bilans handlowy jest dla nas niekorzystny – w 2023 r. byliśmy, według GUS, ok. 47,9 mld dol. na minusie.

Pomóc ma m.in. zniesienie wiz krótkoterminowych dla Polaków. W Pekinie podpisano w sumie pięć dwustronnych porozumień, m.in. dotyczące sprzedaży polskiego drobiu. Eksperci mają jednak wątpliwości, czy ambitne plany uda się zrealizować. – Polskiej gospodarce przydałaby się poprawa bilansu handlowego z Chinami, ale trasa kolejowa wiedzie przez Białoruś lub Ukrainę. Z kolei decydując się na transport drogą morską, przestajemy być konkurencyjni – mówi profesor SGH Krzysztof Kozłowski.

Mimo to nasze władze wydają się zadowolone z przebiegu wizyty. Prezydent działał w porozumieniu z rządem Donalda Tuska, prezentując w rozmowach z Xi Jinpingiem wspólne stanowisko. – Bardzo doceniam wysiłki prezydenta Dudy w Chinach (...). Robił wszystko, żeby do naszych chińskich partnerów dotarły informacje, czego Polska oczekuje, np. jeśli chodzi o możliwy wpływ Chin na zachowania Białorusi – powiedział Tusk na konferencji prasowej. I dodał: – Też uważam, że lepiej mieć z takim państwem jak Chiny jak najlepsze relacje.

Od ChRL jesteśmy bowiem – nie tylko w Polsce, lecz w całej Europie – w dużym stopniu uzależnieni. Choćby w zakresie dostępu do leków. Większość światowej produkcji aktywnych składników farmaceutycznych (API) wciąż odbywa się w Państwie Środka. Tamtejsze firmy odpowiadają łącznie za ok. 40 proc. produkcji, Europa – za 26 proc. Tyle że ceną dostępu do tańszych preparatów jest większe ryzyko. Pandemia COVID-19, która doprowadziła do załamania się łańcuchów dostaw, dobitnie pokazała, jakim zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa lekowego jest uzależnienie od importu.

Do tego dochodzi niepewna sytuacja geopolityczna. Po 24 lutego 2022 r. Chiny zintensyfikowały relacje gospodarcze z Rosją. Regularnie dostarczają jej towary o podwójnym zastosowaniu, np. drony, które można wykorzystywać na froncie. – Podróż do Pekinu przypomina więc zamiatanie prawdziwego problemu pod dywan w imię współpracy bilateralnej, handlu i obiecanych inwestycji – oceniała w rozmowie z DGP Alicja Bachulska z European Council on Foreign Relations.

Eksperyment, który nie wyszedł

Doświadczenia innych państw pokazują, że zaostrzenie kursu wobec Chin nie kończy się najlepiej. Dotychczas najodważniejsze kroki poczyniła w tym kierunku Litwa, dystansując się od Państwa Środka i rozwijając współpracę z Tajwanem. Litewska centroprawica, która wygrała wybory w 2020 r., postanowiła w większym stopniu oprzeć politykę zagraniczną na kwestiach związanych z prawami człowieka. Litewskie władze zaczęły krytykować sytuację w Sinciangu, w którym Chińczycy terroryzują Ujgurów, czy zacieśnianie kontroli reżimu komunistycznego nad Hongkongiem.

Wkrótce pojawiły się namacalne skutki zmiany strategii. Litwa jako pierwsze państwo wycofała się z formatu 17+1 – inicjatywy, która miała wzmocnić więzi Chin z Europą Środkowo-Wschodnią oraz ułatwić im współpracę ze stolicami w regionie. W Wilnie otwarto też przedstawicielstwo Tajwanu. Podobna instytucja funkcjonuje m.in. w Warszawie – różnica jest taka, że u nas oficjalnie reprezentuje ona interesy Tajpej. Litwini poszli o krok dalej, wyraźnie podkreślając w nazwie słowo „Tajwan”.

Te działania spotkały się z ostrą reakcją Pekinu. Odwołano ambasadora w Wilnie i wydalono litewskiego przedstawiciela z Państwa Środka. Kluczowy okazał się jednak odwet gospodarczy. Think tank Asia Society Policy Institute podaje, że został wstrzymany proces certyfikacji wysyłanych do Chin produktów rolnych, a eksport litewskiej żywności na tamtejszy rynek spadł z ponad 100 mln dol. w 2020 r. do niespełna 20 mln dol. w 2021 r. Ucierpieli również importerzy chińskich komponentów. Co najmniej kilkanaście litewskich firm otrzymało listy informujące o opóźnieniach w dostawach. Pekin próbował też wpłynąć na współpracę Litwinów z firmami w Europie, m.in. ostrzegając niemieckich producentów części samochodowych Continental i Hella, by zaprzestali używania ich komponentów. W przeciwnym razie ryzykowałyby wykluczeniem z chińskiego rynku. Pekin spełnił swoje groźby. – Chińskie służby celne odmawiają odprawy towarów z innych krajów UE, jeśli zawierają one części z Litwy – komentował w 2021 r. komisarz ds. handlu Valdis Dombrovskis.

Ostatecznie wpływ tych sankcji okazał się dużo mniej dotkliwy, niż można się było spodziewać. Według Briana Iselina z Institute for Security and Development Policy częściowo było tak dlatego, że w całkowitym handlu międzynarodowym Litwy wolumen obrotów z Chinami nie był znaczący. Państwo otrzymało też wsparcie Unii Europejskiej, która zakwestionowała działania Chińczyków na forum Światowej Organizacji Handlu (WTO).

Mimo to władze w Wilnie zdecydowały się złagodzić narrację, doprowadzając do względnej normalizacji relacji z Pekinem. Kiedy pod koniec ub.r. w litewskiej stolicy gościł ówczesny minister spraw zagranicznych Tajwanu Joseph Wu, szef litewskiej dyplomacji Gabrielius Landsbergis podkreślał, że się z nim nie spotka. – Podpisujemy się pod polityką „jednych Chin”, co oznacza, że nie mamy żadnych oficjalnych kontaktów z Tajwanem – tłumaczył. Komentatorzy odebrali to jako ukłon w stronę Pekinu. Grzegorz Stec z think tanku MERICS oceniał jakiś czas temu w rozmowie z DGP, że Wilno stabilizuje relacje z Pekinem, bo spodziewało się większego zaangażowania gospodarczego ze strony Tajwanu. – A ono nie materializuje się tak szybko, jak strona litewska oczekiwała – komentował. Dlatego, zdaniem Steca, niekoniecznie warto powielać ten model działania. Szczególnie że potencjał ekonomiczny Tajwanu nie pozwala na szeroko zakrojoną współpracę z wieloma państwami w Europie jednocześnie.

Negatywne konsekwencje zaostrzenia polityki przez UE pomagają Chińczykom łagodzić Węgry, które stały się kluczową bazą produkcyjną i logistyczną dla ich firm technologicznych, takich jak Huawei

Interesy handlowe są główną przeszkodą, dla której państwa europejskie pozostają ostrożne w relacjach z drugą gospodarką świata. W ubiegłym roku rząd Niemiec opublikował pierwszą w historii kraju kompleksową strategię wobec swojego największego partnera handlowego. „Chiny się zmieniły, dlatego my musimy zmienić nasze podejście” – podkreślono w dokumencie. Autorzy zwrócili uwagę m.in. na naruszanie przez Pekin zasad konkurencji rynkowej, wspieranie Rosji i agresywną postawę wobec Tajwanu. Niedługo po publikacji Janka Oertel z European Council on Foreign Relations pisała, że nowa strategia może doprowadzić do jednego z największych zwrotów w niemieckiej polityce zagranicznej ostatnich kilku dekad: ostatecznego pożegnania z „Wandel durch Handel” („zmiana przez handel”) – koncepcją, która zakładała, że intensyfikacja wymiany przyczyni się do demokratyzacji.

W rzeczywistości w podejściu Berlina niewiele się zmieniło. W ostatnich tygodniach, kiedy Komisja Europejska negocjowała tymczasową decyzję o podwyższeniu ceł na subsydiowane przez Pekin pojazdy elektryczne, Niemcy wzmocniły wysiłki lobbingowe, by uniknąć tego, co określają jako wojnę handlową na pełną skalę między UE a Chinami. Rząd Olafa Scholza naciskał na utrzymanie taryf na jak najniższym poziomie – 15 proc. Wynosiłyby wtedy dokładnie tyle, ile cła nakładane przez Chińczyków. W ten sposób stanął w kontrze do prezydenta Emmanuela Macrona, który sugerował, że taryfy powinny być jak najwyższe. To właśnie francuski przywódca zainicjował unijne dochodzenie w sprawie chińskich elektryków, które wykazało, że są one średnio o 20 proc. tańsze niż pojazdy produkowane w Unii. Niemcy sprzeciwiały się wszczęciu śledztwa, by się nie narażać na odwet – krajowi producenci samochodów albo dużo eksportują do Azji, albo mają tam inwestycje. Zwłaszcza że Chińska Izba Handlowa w UE zasygnalizowała, że importowane auta z dużymi silnikami mogą być jednym z celów odwetu.

O tym, że w Berlinie handel z Pekinem wciąż jest traktowany priorytetowo, świadczy to, że podczas kwietniowego spotkania z Xi Jinpingiem kanclerzowi Scholzowi towarzyszyli przedstawiciele przemysłu, w tym prezes Mercedes-Benz Ola Källenius i dyrektor generalny BMW Oliver Zipse. Obaj biznesmeni wyrazili poparcie dla wzmocnienia stosunków gospodarczych między krajami. – W rzeczywistości widzimy więcej szans niż zagrożeń – mówił Zipse.

Dziennik „Handelsblatt” oceniał, że Scholz powtarza błędy swojej poprzedniczki Angeli Merkel. „Chińska gospodarka wykazuje słabości. Pekin jest uzależniony od współpracy z Niemcami i Europą, ale kanclerz działa zbyt ostrożnie. Tym samym sprzedaje Chinom Niemcy i znaczenie kraju poniżej jego wartości” – czytamy. Krytycy sugerowali, że Berlin przedkłada krótkoterminowe zyski finansowe nad długoterminowe bezpieczeństwo.

Potrzebujemy Europy

W dobie spowolnienia gospodarczego i wojny handlowej ze Stanami Zjednoczonymi utrzymanie dobrych relacji z państwami Unii jest kluczowe dla władz komunistycznych. Regularnie ostrzegają też oni Europejczyków przed wprowadzaniem w życie strategii de-risking (czyli ograniczania zależności od Państwa Środka). – Drugiej co do wielkości gospodarki świata nie można wykluczyć z globalnego handlu – komentował podczas tegorocznej Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa szef chińskiej dyplomacji Wang Yi. Zaznaczył, że ci, którzy spróbują wyeliminować jego kraj w imię zmniejszania ryzyka, „popełnią historyczny błąd”.

Na razie negatywne konsekwencje zaostrzenia polityki przez Brukselę pomagają Chińczykom łagodzić Węgry, które stały się kluczową bazą produkcyjną i logistyczną dla ich firm technologicznych, takich jak Huawei. W wizji Pekinu Węgry staną się też jego europejskim centrum produkcyjnym pojazdów elektrycznych (niedawno ogłoszono, że powstanie tam fabryka elektryków BYD) oraz jednym z wiodących producentów baterii litowo-jonowych. Z raportu Rhodium Group i MERICS wynika, że w ubiegłym roku nad Balaton trafiło 44 proc. wszystkich chińskich bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Europie.

W czasie majowej wizyty w Budapeszcie Xi Jinping oświadczył, że Chiny podnoszą ich stosunki bilateralne do rangi partnerstwa „na każdą pogodę”. Jego zainteresowanie Węgrami – krajem, którego PKB nominalnie stanowi mniej niż jedną setną tego, co w przypadku Chin – może się wydawać na pierwszy rzut oka zagadkowe. Ich wpływy wykraczają jednak daleko poza to, co sugerują surowe dane finansowe. Węgry są położone strategicznie – między wschodnim krańcem Unii a jej przemysłowym centrum na zachodzie. Ich oparta na produkcji gospodarka jest niezwykle otwarta, a do tego mocno powiązana z niemieckimi łańcuchami dostaw, szczególnie w przemyśle motoryzacyjnym. Węgry mogą zatem służyć Państwu Środka jako brama do unijnego rynku. Zresztą już samo ulokowanie fabryk na Starym Kontynencie może uchronić je przed cłami na chińskie samochody.

Działania państw członkowskich do pewnego stopnia podważają więc wysiłki UE, która w relacjach z ChRL staje się coraz bardziej stanowcza. Jednak eksperci niekoniecznie uważają, że chińskie inwestycje powinny być z góry spisane na straty. Unia przeprowadziła niedawno konsultacje z ponad 170 badaczami na temat przyszłości stosunków z Państwem Środka. W kwestii infrastruktury finansowanej przez Chiny większość respondentów opowiedziała się za umiarkowaną opcją, która zakłada wzmocnienie regulacji i tworzenie innych opcji. Nieco rzadziej podkreślano, że projekty muszą być realizowane zgodnie z istniejącymi przepisami. Tylko niewielka część respondentów wolałaby zapobiec lub znacznie ograniczyć zaangażowanie Chin w UE.

Uczestnicy konsultacji stwierdzili, że celem polityki wobec Pekinu powinna być przede wszystkim wzajemność w dostępie do rynku. W ostatnich latach Parlament Europejski wyrażał zaniepokojenie „coraz bardziej niezrównoważonymi dwustronnymi stosunkami gospodarczymi i handlowymi”. Zmniejszenie zależności od chińskich produktów zaznaczono w drugiej kolejności. Zmniejszenie deficytu handlowego znalazło się na ostatnim miejscu.

W przestrzeni publicznej pojawiają się również głosy, aby podejście wobec ChRL w pełni uzależnić od sprawy Ukrainy. „Relacje chińsko-rosyjskie się zacieśniają niezależnie od nacisków ze strony przywódców europejskich, w tym ostrzeżeń przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, że wojna Rosji z Ukrainą stanowi egzystencjalne zagrożenie dla Europy” – przekonuje analityczka MERICS Eva Seiwert. Jej zdaniem, aby zachować wiarygodność, Unia musi zacząć poważnie traktować twierdzenie, które sama powtarza: że więzi chińsko-rosyjskie będą miały wpływ na stosunki Europy z Chinami. „Oprócz zaostrzenia retoryki UE powinna rozważyć rozszerzenie sankcji, w szczególności ograniczenie eksportu produktów podwójnego zastosowania i dokładne monitorowanie wdrażania polityk przez państwa członkowskie – pisze ekspertka. ©Ⓟ