Liderzy państw UE mają uzgodnić obsadę najważniejszych stanowisk. Główne siły są zgodne, ale środowisko konserwatystów może przeciągnąć negocjacje.
Unijna układanka personalna pozostaje wciąż bez zmian – Ursula von der Leyen miałaby pokierować Komisją Europejską kolejną kadencję, były premier Portugalii Antonio Costa Radą Europejską, szefowa estońskiego rządu Kaja Kallas unijną dyplomacją, a Roberta Metsola przez pół kadencji Parlamentem Europejskim. Choć podczas pierwszego szczytu niespełna dwa tygodnie temu nie ogłoszono jeszcze ostatecznych rozstrzygnięć, to od tego czasu nie pojawiły się de facto konkurencyjne kandydatury wobec wspomnianych.
Podczas wtorkowego spotkania sześciu głównych negocjatorów miało potwierdzić taki podział stanowisk. W rozmowach wzięli udział jednak tylko przedstawiciele trzech koalicyjnych frakcji w PE: z ramienia Europejskiej Partii Ludowej Donald Tusk i premier Grecji Kyriakos Mitsotakis, z ramienia socjalistów premier Hiszpanii Pedro Sanchez i kanclerz Niemiec Olaf Scholz i ze strony liberałów prezydent Francji Emmanuel Macron oraz premier Holandii i oficjalnie już przyszły sekretarz generalny NATO Mark Rutte.
Socjaliści i liberałowie nie oponowali tym razem wobec podziału tek, który i tak wydaje się dla ich środowisk dość łaskawy. Zarówno Scholz, jak i Sanchez przegrali wybory w swoich krajach, z kolei liberałów reprezentuje balansujący na granicy utraty władzy Macron i odchodzący z europejskiej polityki Rutte. Fatalne wyniki tego ostatniego obozu są zresztą powodem do podnoszenia stawki przez środowisko Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) reprezentowane głównie przez Giorgię Meloni, a ostatnio także Viktora Orbana, choć jego partia nie należy do tej frakcji. EKR zostało wykluczone z rozmów, choć wszystko wskazuje na to, że w X kadencji PE będą trzecią siłą, spychając poza podium liberalne Renew Europe. Wykluczenie prawicy z negocjacji w wąskim gronie było pokłosiem oczekiwań ze strony socjalistów i liberałów, którzy storpedowali jakiekolwiek próby porozumienia się z partiami na prawo od centrum.
W związku z tym Orban stwierdził, że takie porozumienie jest sprzeczne „ze wszystkim, na czym opierała się UE” ze względu na swój ekskluzywny charakter. Jednak to nie Orban, a szefowa włoskiego rządu będzie główną rozgrywającą po prawej stronie sceny. Dyplomaci, z którymi rozmawialiśmy spodziewają się, że oficjalnie dwudniowy szczyt liderów może przedłużyć się do soboty. Niewykluczone też, że szefowie państw i rządów, jeśli dojdzie do całkowitego klinczu, wrócą do rozmów w lipcu – kadencja unijnych instytucji formalnie bowiem kończy się dopiero jesienią. Nie wiadomo też, czy w wyniku rozpoczętych dziś rozmów poznamy pełen skład Komisji – jeśli negocjacje kluczowych stanowisk przedłużą się, wówczas i skład KE poznamy dopiero w lipcu. ©℗