Fatalny wynik obozu Emmanuela Macrona znacząco osłabił frakcję Odnówmy Europę i sam Paryż w unijnych negocjacjach. Przyspieszone wybory mają przywrócić wiarygodność Pałacowi Elizejskiemu.

Według wstępnych wyników Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen uzyskało 31,4 proc. głosów, a obóz skupiony wokół prezydenckiego Odrodzenia, gromadzący jeszcze kilka innych partii – zaledwie 14,6 proc., nieznacznie tylko wyprzedzając socjalistów Raphaëla Glucksmanna. – Francja potrzebuje wyraźnej większości, spokoju i harmonii. Bycie Francuzem to wybór sposobu pisania historii, a nie kierowanie się nią – komentował Macron, po czym rozwiązał parlament i rozpisał wybory na 30 czerwca i 7 lipca.

Do dymisji podał się też premier Belgii Alexander De Croo, lider liberałów, którzy ledwo przekroczyli próg wyborczy. To z tego środowiska płynęły radykalne propozycje reform unijnych traktatów, które były procedowane w poprzedniej kadencji europarlamentu. Odpowiadał za nie założyciel flamandzkiej partii Guy Verhofstadt. Przywódcy liberałów zostali osłabieni tuż przed rozpoczęciem negocjacji w sprawie obsady kluczowych stanowisk. Sytuacja ta jest teoretycznie korzystna dla Europejskiej Partii Ludowej (EPP), która ma niemal wszystkie karty w ręku. Nieformalny szczyt szefów państw i rządów, podczas którego mają zapaść decyzje o obsadzie funkcji, takich jak przewodniczący Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego i Rady Europejskiej, odbędzie się w poniedziałek, ale nie ma gwarancji, że liderzy od razu dojdą do porozumienia.

Ruch Macrona wywołał plotki, jakoby rozmowy miały zostać opóźnione. Na razie jednak obowiązuje wersja, zgodnie z którą szefowie państw i rządów mają rozpocząć dyskusję zgodnie z harmonogramem, a więc Macron nie zdążyłby udowodnić, że jednak dysponuje silnym mandatem. Z naszych rozmów z przedstawicielami EPP i socjalistów wynika, że nie ma woli przedłużania negocjacji w nieskończoność. Liberałowie dysponowali dotychczas stanowiskiem szefa Rady Europejskiej (Charles Michel), a nominat Macrona, komisarz Thierry Breton, zajmował eksponowaną funkcję komisarza ds. rynku wewnętrznego.

Otoczenie Macrona było zdziwione decyzją o rozwiązaniu parlamentu. Słychać porównania do rozpisania referendum brexitowego przez Davida Camerona. To też ostateczne pożegnanie się prezydenta z potencjalnym następcą, Gabrielem Attalem. Polityk, który od lat współpracował z Macronem, miał być remedium na niekwestionowaną gwiazdę skrajnej prawicy, szefa Zjednoczenia Narodowego Jordana Bardellę. Ten z kolei poprowadził partię rodziny Le Pen do historycznego sukcesu, choć nie jest wcale pewne, że powtórzy ten scenariusz w wyborach parlamentarnych.

We Francji w eurowyborach obowiązuje ordynacja proporcjonalna, a w parlamentarnych – większościowa z okręgami jednomandatowymi. Zwycięży więc kandydat, który przekroczy w okręgu 50 proc. głosów lub wygra w II turze, do której przechodzą ci, którzy uzyskają ponad 12,5 proc. Macron liczy na to, że wyborcy lewicowi i liberalni przeważą szalę na korzyść jego kandydatów i ugrupowanie prezydenckie obroni stan posiadania. Jeśli jednak poniesie kolejną spektakularną klęskę, może być ona początkiem politycznego końca obozu Macrona. Będzie to też największy test dla Le Pen przed kolejnymi wyborami prezydenckimi, planowanymi na 2027 r. – Jesteśmy gotowi objąć władzę we Francji – zadeklarowała Le Pen po ogłoszeniu wyników. ©℗