Powodem protestów w położonej na Pacyfiku Nowej Kaledonii stało się przegłosowanie przez francuski parlament zmian, które pozwalają brać udział w tamtejszych wyborach lokalnych wszystkim obywatelom Francji, którzy mieszkają tam co najmniej od 10 lat, a nie tylko tym, którzy przebywają na archipelagu od 1998 r., jak dotychczas. Fala strajków i blokad dróg ogarnia region od zeszłego tygodnia, a od środy panuje stan wyjątkowy. Paryż próbuje opanować sytuację, w której obok władzy w stawce są także potężne zasoby niklu, niezbędnego m.in. do produkcji akumulatorów do samochodów elektrycznych.
Melanezyjscy Kanakowie stanowią 42 proc. mieszkańców Nowej Kaledonii, a tendencje separatystyczne wśród ludności rdzennej są silne. W 2020 r. 47 proc. ludności opowiedziało się w referendum za nie podległością. Dwa lata później Kanakowie zbojkotowali podobny plebiscyt, który zgodnie z porozumieniem z Paryżem miał być ostatnim z serii możliwych referendów niepodległościowych.
Nowa Kaledonia w 1853 r. stała się kolonią francuską, do której przez kolejne 30 lat zsyłano więźniów politycznych. Po II wojnie światowej Nowa Kaledonia stała się terytorium zamorskim Francji, a od 1998 r. jest wspólnotą szczególnego rodzaju o szerokiej autonomii. Paryż twierdzi, że lokalne niepokoje są podsycane przez Rosję i Azerbejdżan, a działalność dezinformacyjna tych dwóch państw była obserwowana od tygodni.
Osią działań Kremla ma być wskazywanie Francji jako państwa kolonialnego, a ich celem – osłabianie pozycji Europy w oczach globalnego Południa. Azerbejdżan ma się zaś mścić za dyplomatyczne wsparcie dla skłóconej z nim Armenii. Na razie skutkiem protestów jest przede wszystkim blokada dróg oraz lotnisk. Od wtorku wszystkie loty do i z Nowej Kaledonii zostały wstrzymane, a Pałac Elizejski szacuje, że na archipelagu utknęło 3200 osób, głównie turystów. Wczoraj do wybrzeży dotarło ponad tysiąc policjantów z Francji, ale blokad nie zlikwidowano. Wciąż są problemy z dostarczaniem żywności do sklepów, a lokalne władze alarmują o wzroście przestępczości; co czwarty mieszkaniec archipelagu ma swobodny dostęp do broni. Wskutek tego w zamieszkach doszło już do sześciu ofiar śmiertelnych, spośród których czterech to młodzi Kanakowie, a dwóch to funkcjonariusze policji. Od tygodnia codziennym widokiem w Nowej Kaledonii są spalone budynki, podpalone samochody, barykady, splądrowane sklepy i lokale usługowe.
Francuzi przekonują, że odzyskanie kontroli przez policję nad drogą prowadzącą ze stolicy Numei do portu lotniczego zajmie kilka dni. Protestujący oczekują tymczasem wycofania się z reformy prawa wyborczego. To warunek wstępny, żeby Kanakowie w ogóle usiedli do rozmów z władzami metropolitarnymi. Na razie władze lokalne nie chcą tego robić, a wideokonferencja zaproponowana przez prezydenta Emmanuela Macrona została odwołana pod koniec ubiegłego tygodnia. Paryż obawia się eskalacji konfliktu. W latach 80. podobne protesty, fala przemocy, w tym zabójstw i porwań, doprowadziła do rozpoczęcia procesu samostanowienia Nowej Kaledonii, zwieńczonego przyznaniem szerokiej autonomii.
Tłem konfliktu jest czynnik ekonomiczny. Nowa Kaledonia dysponuje 30 proc. światowych rezerw niklu, który służy jako surowiec w wytwarzaniu stali nierdzewnej. Obecnie jego wydobycie jest nieopłacalne ze względu na ograniczenia eksportowe, które narzuciły lokalne władze, oraz wysokie koszty energii. Skutkiem tego zagraniczni inwestorzy wycofali się z archipelagu, by spróbować swoich sił w bardziej opłacalnej pod tym względem Indonezji. Francja dzięki nowokaledońskim złożom mogłaby natomiast zapewnić dostawy niklu dla potrzeb europejskiej elektromobilności. Surowiec został uznany przez Komisję Europejską za surowiec krytyczny, a więc taki, którego bezpieczeństwo dostaw jest strategicznym interesem Unii. ©℗