Białoruś coraz bardziej ulega wpływom rosyjskim i stara się być jej wiernym sojusznikiem. Zadanie jakie spadło na Mińsk to destabilizacja państw bałtyckich oraz Polski. Architektem tego planu jest Wladimir Putin, ale jego wykonawstwo to Aleksandr Łukaszenko. Co jest sekretem długoletniej władzy "ojczulka", którego niemal nikt na Białorusi nie popiera?

Teza, że białoruski prezydent jest "wybitny", wielu nie przeszła przez gardło. Porównajmy jednak Łukaszenkę do polityków, którzy rządzili Europą, gdy dawny kierownik kołchozu dochodził do władzy. Borys Jelcyn już nie żyje. Odszedł ze stanowiska prezydenta Rosji skompromitowany i schorowany. Berlusconi, Blair czy Kuczma to też przeszłość. A Białorusią wciąż rządzi dobry "baćka" (biał. ojczulek). Jak to możliwe, by ten sam polityk został wybrany już na kolejną kadencję? Oto pięć oblicz człowieka, który lubi, gdy mówi się o nim: "ostatni dyktator Europy".

Łukaszenka - niedoszły władca Rosji

Łukaszenka, mimo że wychowywany tylko przez matkę na niewielkiej wsi, jest typowym przykładem "soviet dream". Oto chłopak z przysiółka zostaje prezydentem kraju. W rzeczywistości ambicje Łukaszenki sięgały jednak znacznie wyżej, mimo że w kreowanym przez siebie wizerunku jest tylko chłopskim trybunem. Warto przypomnieć, że dyktatorowi z sąsiedztwa Władymirowi Putinowi marzyła się władza w związku dwóch państw – Białorusi i Rosji. Plany te snuł jeszcze w latach 90., gdy oczywistym się stało, że zmęczony chorobą alkoholową Borys Jelcyn będzie musiał zrezygnować ze stanowiska. Sam Łukaszenka w kampanii wyborczej w 1994 roku mówił: "będę błagał na kolanach, by Rosja z powrotem nas przyjęła." Przyszły dyktator nie tylko w ten sposób grał na sentymentach radzieckich w społeczeństwie, ale też dążył do tego, by zostać następcą Jelcyna.

Po wyborach prezydent Rosji te umizgi doceniał, głównie dlatego, że Łukaszenka był bardzo popularny w Rosji jako przywódca dążący do restauracji Związku Radzieckiego i socjalizmu. Białoruski dyktator jeździł nawet po Rosji i namawiał gubernatorów do poparcia tego projektu. Nic z planów Łukaszenki jednak nie wyszło. Jedyne, co wymógł na Jelcynie, to umorzenie części długów i korzystne kontrakty. Po Jelcynie przyszedł Putin, z którym już "carowi Białorusi" nie układało się tak dobrze. Nadal jednak Łukaszenka jest aktywny na polu polityki międzynarodowej. Uprawia politykę równych odległości do Moskwy i Brukseli, czekając na polityczne lub gospodarcze korzyści od obu stron. Ta wielowektorowa kombinacja przez wiele lat stanowiła o pozycji Białorusi jako państwa, o którego względy zabiega i zachód, i wschód. Jednocześnie białoruski dyktator jest przedłużeniem rosyjskich interesów tam, gdzie nie wypada Rosji handlować. To właśnie Łukaszenka handlował bronią z Asadem i Kadafim, gdy spadały na nich embarga.

Białoruski samiec alfa

Baćka zza naszej miedzy to prawdziwy samiec alfa. Zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym znaczeniu tego wyrażenia. Wychowywany przez matkę i ciotki wyrósł paradoksalnie na mężczyznę nieznoszącego sprzeciwu i dyskusji. Dodając do tego postawną figurę, możemy sobie wyobrazić, jak popularny był w społeczeństwie byłej republiki radzieckiej, gdzie kobiety cenią twardych mężczyzn.

Łukaszenka jest (był?) żonaty z Galiną Rodionowną, która od blisko 17 lat spędza cały czas samotnie w odizolowanym i strzeżonym domu, jeżdżąc do Mińska tylko na święta. Prezydent nie odpowiada na pytania prasy o pierwszą damę. Z Galiną dyktator ma dwóch synów: Wiktora i Dymitra. Pierwszy, rocznik 1975, jest ministrem spraw wewnętrznych, drugi zaś służy w wojskach pogranicznych. Prawdziwym oczkiem w głowie jest jednak najmłodszy syn – Kola. Jest on owocem wieloletniego romansu prezydenta i jego osobistej lekarki – Abelskiej. To ją Łukaszenka zabierał na zagraniczne wizyty.

Później w ramach dociskania śruby zlecono specjalne zadanie Dymitrowi Pawliczence, zaufanemu agentowi. Stworzył on Specjalny Oddział Szybkiej Reakcji, który zajmował się "uprzątaniem" przeciwników politycznych. Sprawa pewnie nigdy nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie Oleg Ałkajew, szef mińskiego więzienia, z którego odział pożyczał broń. Patrząc na nagłówki gazet, można było zauważyć, że zniknięcia opozycjonistów dziwnie zbiegają się z czasem wypożyczenia przez Pawliczenkę pistoletu. Drugim tropem była chęć obejrzenia przez niego egzekucji więziennych, które w tym czasie wykonywano strzałem w tył głowy. Łącznie późniejszy morderca opozycji asystował przy pięciu egzekucjach. Powiadomione przez Ałkajewa KGB szybko rozformowało tajny oddział, nikomu jednak nie udowodniono udziału w mordach. Do dzisiaj nie wiadomo, ilu opozycjonistów zginęło (szacunki mówią o 12 zabitych). Dzisiaj władza już nie używa takich metod z lat 90. Ciężko natomiast stwierdzić, żeby Białoruś była krajem demokratycznym. KGB i oddziały milicji OMON skutecznie walczą z opozycją. Łukaszenka stanął zaś obecnie przed wyborem: oddać władzę lub stać się wykonawcą woli Kremla. I raczej do abdykacji się nie szykuje.