Dlaczego dług USA przyrasta? Tak jak większość państw globalny lider pod względem wielkości PKB gwałtownie zwiększył wydatki publiczne, kiedy w gospodarkę uderzyła pandemia. Potem przyszła wysoka inflacja, więc we wzorze dług/PKB równie szybko jak licznik zaczął rosnąć mianownik. A dodatkowo prezydent Donald Trump wprowadził w 2017 r. ulgi podatkowe, które Joe Biden przedłużył.

Agencja ratingowa Fitch opublikowała w zeszłym tygodniu analizę, w której zauważyła, że Chiny znacząco zwiększą w tym roku wydatki publiczne. Dodatkowe pieniądze zostaną wydane na inwestycje, żeby w ten sposób utrzymać wysokie tempo rozwoju gospodarczego. W zeszłym roku druga co do wielkości globalna gospodarka, zarządzana przez Chińską Partię Komunistyczną, wzrosła o 5,4 proc. i partyjni dygnitarze chcieliby powtórzyć ten wynik w tym roku. Bez wielkich państwowych inwestycji to się nie uda, bo znaczna część sektora prywatnego jest w kryzysie wywołanym załamaniem w sektorze nieruchomości. Żeby zwiększyć inwestycje, Chiny będą się zadłużać, a deficyt sektora finansów publicznych wzrośnie do 7,1 proc. PKB, z 5,8 proc. w 2023 r. To pogorszenie stanu finansów publicznych skłoniło Fitch do obniżenia perspektywy ratingu Chin ze „stabilnej” na „negatywną”. W języku agencji perspektywa określa prawdopodobny kierunek zmian oceny wiarygodności kredytowej w najbliższym roku lub dwóch latach. Obecnie ta jedna z trzech najważniejszych agencji ratingowych na świecie – obok Moody’s i S&P Global – ocenia wiarygodność kredytową Chin na A+, czyli piąty poziom w 20-stopniowej skali. Jeśli zgodnie z nową perspektywą rating zostanie obniżony, Chiny najprawdopodobniej będą pożyczać pieniądze na rynku na gorszych warunkach.

Ale też nie mają specjalnie wyjścia. Na koniec 2023 r. łączny dług firm, gospodarstw domowych i państwa w relacji do PKB zbliżył się do 290 proc. Ponad 80 proc. tych zobowiązań przypada na firmy i obywateli. Pod względem zadłużenia sektora niefinansowego, na który składają się dwie wymienione grupy, Chiny wyglądają niekorzystnie na tle innych państw. Natomiast zadłużenie skarbu państwa nie przekracza 60 proc. PKB i jest poniżej średniej dla krajów znajdujących się na podobnym poziomie rozwoju.

W zeszłym roku wielkie poruszenie wywołała inna decyzja tej samej agencji – o obniżeniu o jeden poziom oceny wiarygodności kredytowej Stanów Zjednoczonych. USA wypadły z grupy dziewięciu państw cieszących się najwyższą oceną, AAA, oznaczającą najwyższą zdolność do regulowania swoich zobowiązań. Fitch tłumaczył, że w porównaniu z „konkurencją” USA mają wyższy poziom długu i większą część PKB przeznaczają na jego obsługę. Obóz prezydenta Joego Bidena, z sekretarz skarbu Janet Yellen na czele, zajadle krytykował Fitch, oskarżając firmę, że opiera się na starych, nieaktualnych prognozach, a obecnej administracji udało się doprowadzić do spadku długu publicznego. Teraz aktualizacja: w 2023 r. deficyt finansów publicznych USA przekroczył 2 bln dol. i był o ponad 100 proc. wyższy niż rok wcześniej. Dług w relacji do PKB wzrósł o 2 pkt proc., do 97 proc. Jak ostrzega Phillip Swagel, dyrektor Kongresowego Biura Budżetowego, jeśli w finansach publicznych nic się nie zmieni, to dług USA będzie przyrastał w bezprecedensowej skali i już w tej dekadzie przekroczy najwyższe w historii 116 proc. PKB. Tak zadłużone Stany Zjednoczone wychodziły z II wojny światowej. Różnica jest taka – według Swagela – że obecne pokolenie nie będzie w stanie udźwignąć kosztów obsługi tego długu. Po II wojnie światowej pokolenie baby boomers większość zobowiązań spłaciło.

Dlaczego dług USA przyrasta? Tak jak większość państw globalny lider pod względem wielkości PKB gwałtownie zwiększył wydatki publiczne, kiedy w gospodarkę uderzyła pandemia. Potem przyszła wysoka inflacja, więc we wzorze dług/PKB równie szybko jak licznik zaczął rosnąć mianownik. A dodatkowo prezydent Donald Trump wprowadził w 2017 r. ulgi podatkowe, które Joe Biden przedłużył. Kiedy w 2023 r. poziom wody opadł (czyli inflacja spadła), okazało się, że ten akurat zawodnik przyzwyczaił się już do pływania bez majtek (czyli nie zmniejszył wydatków).

Międzynarodowy Fundusz Walutowy ostrzegał pod koniec marca, przypominając swoje prognozy długu dla różnych grup państw z 2019 r., z rzeczywistymi danymi i obecnymi szacunkami, że jest istotnie gorzej, niż miało być, a takich „golasów” jak USA może być więcej. Konsekwencje są poważne – rosnące koszty obsługi długu, możliwe cięcie inwestycji i niższy wzrost gospodarczy.

Taka sytuacja jak obecnie Amerykanom zdarzyła się już wielokrotnie też innym korzystającym z basenu. Na przykład w pierwszej dekadzie tego wieku Polska zmniejszyła przedsiębiorcom składki na ubezpieczenie społeczne w czasach dobrej koniunktury. Za chwilę wybuchł globalny kryzys, a my w 2009 r. byliśmy „zieloną wyspą” jako jedyni w Europie. Niestety, deficyt finansów publicznych przez dwa lata z rzędu przekraczał 7 proc. PKB i Unia objęła nas procedurą nadmiernego deficytu. Teraz sytuacja się powtarza – w zeszłym roku dziura w państwowej kasie osiągnęła równowartość 5,1 proc. PKB. Znów grożą nam te same konsekwencje. Wypada wierzyć, że obecny minister finansów Andrzej Domański zakłada kąpielówki szybciej niż jego poprzednik sprzed lat, Jan Vincent Rostowski. ©℗