Stan kryzysowy będzie można wprowadzić dopiero po wejściu w życie przepisów głosowanych dziś w Parlamencie Europejskim.

Cypryjski rząd opublikował dane za I kw. br. Drogą morską do kraju przybyło 2000 osób. Rok wcześniej przybyszów było… 78. Prezydent Nikos Christodulidis uważa, że kraj znalazł się w sytuacji kryzysowej i oczekuje wsparcia ze strony Komisji Europejskiej. Bruksela ma dziś jednak związane ręce. Powód? Przepisy, które można by wykorzystać w obecnej sytuacji na Cyprze, dopiero dziś będą głosowane przez europosłów w ramach dużej reformy unijnej polityki migracyjnej ujętej w pakcie o migracji i azylu.

Libański hamulec

Nielegalni migranci docierają do cypryjskich wybrzeży głównie z Libanu, dokąd wczoraj udał się prezydent Christodulidis. W ciągu poprzedniego tygodnia trafiło stamtąd 800 osób. W piątek libańskie ministerstwo spraw wewnętrznych odmówiło przyjęcia na powrót przybyszów. Jak twierdzi, gości dziś ponad 2 mln Syryjczyków. – Rzeczywiście jesteśmy w kryzysie, ale chcę zapewnić, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy – nie wykluczam niczego – abyśmy mogli sobie poradzić z tą sytuacją – mówił jeszcze w ubiegłym tygodniu w rozmowie z dziennikarzami Christodulidis.

Podróż łodzią motorową z Libanu na Cypr trwa ok. 10 godzin. Do pokonania jest niewiele ponad 260 km. Zdaniem władz w Nikozji docierający do ich wybrzeży to przede wszystkim syryjscy mężczyźni przybywający głównie z Bejrutu i ubiegający się o azyl.

Liban i Cypr w 2020 r. podpisały porozumienie migracyjne. Na jego mocy to Bejrut jest zobowiązany do przechwytywania i odsyłania nielegalnych migrantów chcących dostać się na teren UE.

W zamian za wsparcie w obszarze migracji Liban uzyskał pomoc finansową z Unii o wartości ok. 2 mld euro, z czego połowa miała zostać przeznaczona na skutki kryzysu syryjskiego. Sęk w tym, że jak twierdzi Nikozja, od ataku Hamasu na Izrael na początku października ub.r. libańskie władze przestały kontrolować ten szlak migracyjny, co poskutkowało wzmożonym ruchem od początku tego roku.

Dziś głosowanie

Kryzys na Cyprze ma miejsce w momencie głosowania w Parlamencie Europejskim paktu o migracji i azylu. Ma on uregulować unijną politykę migracyjną. Z jego narzędzi Nikozja mogłaby skorzystać, gdyby były już wdrożone.

Mechanizm solidarnościowy ujęty w pakcie zakłada, że jeśli państwo unijne znajdzie się w sytuacji kryzysowej, to pozostali członkowie UE mogą albo przyjąć do siebie część nielegalnych migrantów, albo wpłacić kontrybucję finansową. Przepisy wejdą w życie 21 dni po ich przyjęciu przez europosłów, co ma nastąpić dziś. Będą jednak stosowane dopiero w połowie 2026 r.

W związku z tym dzisiaj jedynymi dostępnymi rozwiązaniami dla Nikozji są próba wyegzekwowania od Libanu wypełniania porozumienia sprzed czterech lat (został do tego już zobowiązany libański ambasador wezwany do MSZ Cypru w zeszłym tygodniu) lub odsyłanie migrantów w inne miejsca.

Bezpieczna ziemia w Syrii

Kolejnym rozwiązaniem nowej polityki migracyjnej, które mogłoby pomóc cypryjskim władzom, jest zintensyfikowanie polityki powrotów do tzw. bezpiecznych krajów. Państwa UE, po pierwsze, będą musiały uznać dany kraj za bezpieczny, a po drugie, będą musiały zawrzeć porozumienia dwustronne z tym krajem.

Władze cypryjskie zabiegają obecnie o to, żeby za bezpieczne miejsce została uznana przez państwa unijne część terytorium Syrii, w której od ponad dekady trwa wojna domowa. Pozwoliłoby to odesłać tam część przybyszów. Na razie Bruksela sceptycznie podchodzi do tego pomysłu, a okazją do rozmów między Christodoulidesem a szefową KE Ursulą von der Leyen była weekendowa konwencja greckiej Nowej Demokracji.

Nikozja może liczyć na wsparcie co najmniej trzech państw: Austrii, Szwecji i Danii, które także naciskają na Brukselę w sprawie intensyfikacji polityki powrotów. Powodem są m.in. przepełnione ośrodki tymczasowe dla migrantów w Austrii czy coraz wyższe koszty integracji dużej grupy przybyszów w Szwecji. Wzmożony ruch obserwują też władze Włoch, które alarmują o możliwym kryzysie na leżącej u wybrzeży Afryki Lampedusie. ©℗