Choć wokół inicjatywy jest mnóstwo niepewności, to Amerykanie na dniach rozpoczną budowę w Strefie Gazy „pomostu humanitarnego”.

Już za kilka dni do wybrzeży Strefy Gazy powinny dopłynąć amerykańskie okręty wojenne. Ich załogom w orędziu o stanie państwa prezydent Joe Biden postawił zadanie wybudowanie „pomostu” lub „portu” humanitarnego.

Jeden z nich, potężny wojskowy transportowiec USAV „General Frank S. Besson Jr.”, po miesiącu od opuszczenia USA wpłynął na Morze Śródziemne. Obecnie jest nieopodal Krety.

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami Pentagonu i Białego Domu budowa ma zająć około dwóch miesięcy, a w prace ma być zaangażowanych tysiąc żołnierzy z USA, na co najmniej czterech różnych okrętach. Realny termin rozpoczęcia użytkowania pomostu to dopiero późna wiosna. W ostatnich dniach mówi się, że może to być nawet lato.

– Budujemy samolot w momencie jego lotu – ocenił obrazowo „inicjatywę pomostową” jeden z anonimowych urzędników, cytowany przez „Washington Post”. Proces ma być improwizacją. A zmiany w planach są na porządku dziennym. Dokonuje się ich w trakcie transportu i rejsu okrętów. Dzieje się tak, choć Amerykanie mają inżynieryjne doświadczenie przy takich pomostach – podobne konstrukcje budowali już m.in. na Haiti. Technicznie nazywane są one Joint Logistics Over-the-Shore, w skrócie JLOTS.

– Taki pomost pozwala na transport pakunków ze statku na wybrzeże w miejscu, gdzie nie ma portu – tłumaczył na jednej z konferencji prasowych gen. por. John P. Sullivan.

Wszystko jest jednak dynamiczne i niepewne, bo sytuacja bezpieczeństwa w Strefie Gazy jest tragiczna. Zgodnie z pierwszymi deklaracjami, jeszcze z marca, Amerykanie nie będą schodzić na ląd. Odpowiednią ochronę tranzytowi towarów mają zapewnić Izraelczycy. Problem w tym, że ostatnie tygodnie to kryzys zaufania między sojusznikami. Między wierszami politycy z USA wyrażają powątpiewanie, czy Izraelowi można w sprawie pomostu zaufać. A w Kongresie pojawiają się głosy, że Biden powinien zapewnić inżynierom z US Army szeroką ochronę wojska USA, głównie chodzi tu o obronę przeciwrakietową.

Oficjalnie Amerykanie obawiają się rakiet Hamasu. Śmierć amerykańskich żołnierzy w takim potencjalnym ataku tej terrorystycznej organizacji byłaby wielkim politycznym ciosem dla ubiegającego się o reelekcję Bidena. Trudno byłoby to wytłumaczyć wyborcom. Może też dojść do innego incydentu. W Strefie Gazy zgodnie z danymi ONZ Izrael zabił już około 200 przedstawicieli organizacji pomocowych i w żadnej sytuacji nie skończyło się to poważnym śledztwem. Najgłośniejszy był atak z pierwszego kwietnia, w którym zginęło siedmiu pracowników World Central Kitchen, organizacji z siedzibą w Waszyngtonie i szanowanej nad Potomakiem. Wśród nich był Polak Damian Soból.

Mimo krytyki USA wciąż dostarczają Izraelowi amunicję

W wyniku ataku na World Central Kitchen, odpowiadającej wcześniej nawet za 60 proc. pomocy w Strefie Gazy, organizacja ta zawiesiła działalność w palestyńskiej enklawie. To spory cios dla „inicjatywy pomostowej”, bo WCK była z nią mocno powiązana. W marcu przyjmowała pierwsze, testowe bezpośrednie transporty drogą morską z Cypru. Mówił o tym cypryjski szef MSZ Konstantinos Kombos.

Kolejnym etapem byłoby odbieranie przez WCK pakunków z amerykańskiego pomostu. Tak się najprawdopodobniej jednak nie stanie, bo szef organizacji José Andrés nie zapowiadał powrotu na Bliski Wschód, o ile nie dojdzie do zawieszenia broni. – To już sześć miesięcy strzelania przez Izrael we wszystko, co się rusza. To nie wygląda na wojnę z terroryzmem. To wygląda na wojnę z ludzkością – mówił w rozmowie ze stacją ABC News.

Właśnie ze względu na izraelski ostrzał WCK wokół inicjatywy narodziło się sporo chaosu. Kwestionowany jest jej harmonogram, demokratyczny senator Chris Coons pytał się w Kongresie o „konkretny plan” – kto ma zarządzać pomocą, jaka konkretnie organizacja. Część republikanów przekonuje, że bez działających na miejscu NGO dostawy zostaną po prostu rozkradzione, a cały pomysł Bidena nie ma już teraz sensu.

Główną ideą, jaka stoi za inicjatywą, jest poszerzenie systemu dostaw i zapewnienie choć częściowej jego niezależności od Izraela. Ten blokuje porty i granice.

Amerykanie mogliby przeciwdziałać klęsce głodu, która nieuchronnie do Strefy Gazy nadciąga. Jak przewiduje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), już w maju w enklawie panować będzie wielki głód, doprowadzający do masowych śmierci. Sytuacja dodatkowo pogorszy się, jeśli premier Binjamin Netanjahu zdecyduje się na zapowiadaną wielokrotnie izraelską inwazję lądową na Rafah, gdzie stłoczonych jest ponad milion Palestyńczyków. Biały Dom jest przeciwny, nieoficjalnie groził nawet, że może to skutkować zawieszeniem pomocy wojskowej dla Izraela z USA. Na razie jednak broń przez ocean płynie bez większych zakłóceń. W tym ciężkie, ważące tonę bomby.

Biden jest pod presją. Wielu wyborców wzywa go do działań zapobiegających większej humanitarnej katastrofie. Z sondażu z końca marca dla „Newsweeka” wynika, że jedynie 30 proc. Amerykanów jest zadowolonych z polityki Bidena prowadzonej wobec konfliktu. Jeszcze w grudniu było to 9 pkt proc. więcej. Z badania Gallupa z marca wynika natomiast, że więcej obywateli USA jest przeciwko działaniom Izraela (55 proc.), niż je pochwala (36 proc.). Jeszcze pod koniec listopada przewagę mieli zwolennicy metod Izraela. Wydaje się więc, że nieprzypadkowo Biden w niedawnej rozmowie telefonicznej z Netanjahu wezwał go do „zawieszenia broni”. A rzecznik Narodowej Rady Bezpieczeństwa John Kirby stwierdził: „jeśli nie będzie zmian ze strony izraelskiej, to będą z naszej strony”. To nowość, wcześniej prezydent unikał bezpośredniego wzywania do zawieszenia broni, a Kirby deklarował, że polityka USA się nie zmieni. Niezależnie od tego, co będzie robił Izrael. ©℗

ikona lupy />
Okręt transportowy USAV „General Frank S. Besson Jr.” / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe