Zbliżone do rządu Ukrainy źródło przekonuje DGP, że rozmowy o możliwym wysłaniu nad Dniepr ograniczonego zachodniego kontyngentu prowadzono także w połowie lutego na konferencji w Monachium.

Słowa Emmanuela Macrona, który nie wykluczył wysłania zachodnich wojsk do Ukrainy, wywołały burzę. Ale rozważania o ograniczonym kontyngencie nad Dnieprem, nieuczestniczącym w bojach o Donbas, zaczęły się w ostatnich tygodniach pojawiać podczas spotkań międzyrządowych. Tymczasem prezydent Francji uderzył bezpośrednio w Niemcy, przez co jego wystąpienie jest postrzegane także przez pryzmat rywalizacji obu stolic o prymat w Europie.

– Wiele osób, które dziś mówią „nie”, to ci sami ludzie, którzy dwa lata temu mówili „nie” dla czołgów i samolotów. Wielu przy tym stole oferowało wtedy śpiwory i hełmy – stwierdził, nawiązując do niemieckiej propozycji przekazania Ukraińcom 5 tys. hełmów tuż przed rozpoczęciem inwazji. Różnice między Berlinem a Paryżem zaczynają się pogłębiać. Chodzi nie tylko o wsparcie dla Ukrainy czy stosunek do autonomii strategicznej UE i współpracy z USA, lecz także o wspólne projekty zbrojeniowe. Portal Politico.eu opisywał niedawno problemy z budową myśliwca nowej generacji FCAS i czołgu nowej generacji MGCS.

Z relacji Francuzów wynika, że niemiecki entuzjazm dla projektów jest „połowiczny”. Berlin nie spieszy się m.in. dlatego, że jest zadowolony z produkcji własnych czołgów Leopard. Nasz rozmówca z Kijowa, który brał udział w między rządowych spotkaniach podczas konferencji bezpieczeństwa w Monachium w połowie lutego, zauważył, że problemy z uzgodnieniem amerykańskiego wsparcia dla Ukrainy mobilizują Europejczyków do większej aktywności. – Po raz pierwszy słyszałem rozmowy o ewentualnym wysłaniu zachodnich wojsk – mówi nasz informator. – Przy czym nawet w tak radykalnym wariancie chodziłoby o ograniczony kontyngent, na pewno nie po to, by walczyć na Donbasie – dodaje. Ukrainiec spekuluje, że w grę wchodziłaby np. ochrona lotniska we Lwowie, gdyby udało się przekonać do jego otwarcia instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo lotów. Albo tzw. zamknięcie nieba, polegające przede wszystkim na zestrzeliwaniu rosyjskich pocisków. A szef francuskiego resortu dyplomacji Stéphane Séjourné doprecyzowywał pod naporem krytyki ze strony opozycji i opinii publicznej, że kontyngent mógłby pomóc Ukraińcom w rozminowywaniu, cyberobronie i produkcji broni, ale nie w bezpośredniej walce z Rosją.

Temat był luźno omawiany na poniedziałkowym spotkaniu europejskich liderów z udziałem Andrzeja Dudy. Omawiano na nim różne warianty rozwoju sytuacji, ale ten z wysłaniem kontyngentu był najbardziej radykalny. Prezydent przed wyjazdem uzgodnił stanowisko z premierem Donaldem Tuskiem: Polska nie zgadza się na użycie wojsk, a jeśli taki temat zostanie poruszony jeszcze raz, może się to odbyć tylko w obecności wszystkich członków Sojuszu Północnoatlantyckiego, czyli z udziałem USA. – Słowa o wojsku to autorski pomysł Macrona. Nie do końca rozumiemy, o co mu chodzi – mówi nasz rozmówca z Pałacu Prezydenckiego. – Polska nie przewiduje wysłania swoich oddziałów na teren Ukrainy. Nie powinniśmy spekulować, czy zdarzą się takie okoliczności, które zmienią to stanowisko. Powinniśmy się skoncentrować, by maksymalnie wesprzeć Ukrainę w jej wysiłku zbrojnym – dodawał we wtorek Tusk. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski nazwał słowa Macrona „dobrym znakiem i sygnałem dla Rosji”, choć gdy podobny pomysł w marcu 2022 r. rzucił w Kijowie ówczesny wicepremier Jarosław Kaczyński, Ukraińcy się od niego odcięli.

Jeśli zaś wierzyć doniesieniom z USA, Amerykanie nie rozmawiali z Europejczykami o ewentualnym wysłaniu wojsk, a z pewnością nie na poziomie rządowym. Do informacji z Paryża odnieśli się już rzecznicy Białego Domu, Departamentu Stanu i Pentagonu. Wszyscy powtarzali, że prezydent Joe Biden wyklucza udział US Army w ewentualnej ekspedycji. – To suwerenna decyzja każdego kraju NATO. Dane państwo musiałoby samo podjąć taką decyzję – dodawał rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby. Bez amerykańskiego udziału wysłanie oddziałów nad Dniepr to political fiction. Zdaje sobie z tego sprawę sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. – Dostarczamy bezprecedensową pomoc dla Ukrainy, ale nie ma żadnych planów, by wysłać oddziały NATO – stwierdził Norweg. Do sprawy odniósł się też kanclerz Niemiec Olaf Scholz, który powiedział, że na spotkaniu w Paryżu uzgodniono, że „nie będzie w Ukrainie żołnierzy wysłanych przez kraje europejskie czy państwa NATO”. I tylko szef MSZ Litwy Gabrielius Landsbergis nazwał słowa Macrona „godnymi uwagi”.

Słowa Macrona wywołały burzę nad Sekwaną. Wojna wciąż jest tam postrzegana jako odległe zagrożenie, a poparcie dla Ukrainy maleje. Z najnowszego badania IFOP wynika, że pozytywny stosunek do Kijowa ma 58 proc. Francuzów. To spadek o 24 pkt proc. względem marca 2022 r. Tylko 50 proc. społeczeństwa opowiada się za zbrojeniem Ukrainy (spadek o 15 pkt proc.). Na Macronie suchej nitki nie zostawili przedstawiciele opozycji, zarówno ze skrajnej prawicy, jak i ze skrajnej lewicy. Oba obozy w sondażach przed wyborami do Parlamentu Europejskiego wypadają lepiej niż prezydenckie ugrupowanie Odrodzenie. Marine Le Pen ze Zjednoczenia Narodowego uznała, że Macron „igra z życiem francuskich dzieci”. Z kolei Jean-Luc Mélenchon z lewicowej Niepokornej Francji przekonywał, że „szaleństwem jest stawianie jednego mocarstwa nuklearnego przeciwko drugiemu mocarstwu nuklearnemu”.

Poseł Odrodzenia Christopher Weissberg bronił na antenie France 24 wypowiedzi prezydenta. – To nie była gafa. Chcemy w ten sposób pokazać naszym oponentom, przede wszystkim Władimirowi Putinowi, że po dwóch latach wojny jesteśmy gotowi na każdą reakcję, jeśli będzie kontynuował agresję na Ukrainę – komentował. Wypowiedź ta miała również służyć jako sygnał dla europejskich sojuszników. W Europie rosną obawy o dalsze losy wojny, szczególnie w obliczu ryzyka ograniczenia wsparcia Stanów Zjednoczonych. Macron chciałby się prezentować w nowej układance jako lider proukraińskiego sojuszu, jednocześnie odpierając zarzuty o niewystarczającą pomoc wojskową Paryża dla Kijowa. Dowodem na zwrot w tej sferze miało być także zobowiązanie do udziału w czeskiej inicjatywie zakupu pocisków poza Unią Europejską. ©℗

Tyraspol prosi Moskwę o pomoc, Kiszyniów się nie boi

Naddniestrzańscy separatyści zwrócili się do Moskwy o „ochronę w warunkach nasilenia presji ze strony Mołdawii”, a prezydent parapaństwa Wadim Krasnosielski oskarżył Kiszyniów o ludobójstwo. Wbrew obawom Tyraspol nie zdecydował się jednak na prośbę o przyłączenie do Federacji Rosyjskiej.

Wczoraj w stolicy oderwanego od Mołdawii regionu zebrał się zjazd z udziałem posłów oraz radnych rejonowych, miejskich i wiejskich – w sumie 620 osób. Dotychczas takie zjazdy zwoływano w celu podejmowania najważniejszych decyzji; ostatni w 2006 r. rozpisał plebiscyt o aneksji przez Rosję, na co ta się wówczas nie zdecydowała. Krasnosielski, choć obowiązującą od 1 stycznia decyzję Kiszyniowa wymuszającą na firmach z Naddniestrza płacenie ceł do mołdawskiego budżetu porównał do ludobójstwa, zasugerował, że pogłoski o szykującej się aneksji to objaw „wrażej histerii”.

Dzisiaj przed izbą wyższą rosyjskiego parlamentu wystąpi prezydent Władimir Putin. Spekulowano, że może to być okazja do ogłoszenia aneksji lub uznania niepodległości regionu. – Rosja i tak kontroluje Naddniestrze. Strategicznie niczego by to nie zmieniło – powiedział rumuńskiej Antenie 3 CNN Mircea Geoană, zastępca sekretarza generalnego NATO. A rzecznik rządu Mołdawii Daniel Vodă dodał, że „nie widzi ryzyka destabilizacji”. ©℗

Michał Potocki