Hans-Georg Maassen, były szef niemieckiego kontrwywiadu cywilnego, tworzy nową partię radykalnej prawicy i zamierza walczyć o władzę w kraju. Fabrice Leggeri, jego francuski kolega po fachu, kierujący do niedawna unijną agencją FRONTEX, zapowiada start do europarlamentu z listy Zjednoczenia Narodowego, partii Marine le Pen.

Maassen zorganizował w Bonn, w miniony weekend, kongres założycielski partii Werteunion (czyli „Unia Wartości”). Powstała ona z przekształcenia stowarzyszenia o tej samej nazwie, które od kilku lat próbowało popychać niemiecką chadecję w kierunku „tradycyjnych wartości”, czyli społecznego i obyczajowego konserwatyzmu oraz bardziej liberalnego kursu ekonomicznego. Z tego powodu, przez analogię do podobnej grupy nacisku wewnątrz amerykańskiej Partii Republikańskiej, nazywano je niekiedy „niemiecką Tea Party”. Przede wszystkim jednak stowarzyszenie krytykowało wcześniejszą politykę migracyjną kanclerz Angeli Merkel i przestrzegało przed jej zgubnymi skutkami dla Niemiec i Europy.

CDU/CSU, naciskana wyborczo przez konkurencję w postaci AlternativefürDeutschland (AfD), część tych postulatów w końcu przyjęła i jest w trakcie modyfikacji swego podejścia do problematyki migracyjnej – ale dla ludzi pokroju Maassena to za mało i za późno. Postanowili więc odciąć się ostatecznie od skompromitowanej (ich zdaniem) macierzystej chadecji i wybrać własną drogę.

Na kongresie (i bezpośrednio przed nim) Maassen twierdził, że jest inwigilowany przez swoich dawnych podwładnych z BfV. To zapewne świetny chwyt marketingowy, adresowany do „antysystemowego” elektoratu – ale, znając podejście niemieckich służb do partii radykalnej prawicy, całkiem wykluczyć owej inwigilacji nie można. Zapowiedział także walkę o mandaty do parlamentów krajów związkowych, w zbliżających się wyborach w Turyngii, Saksonii i Brandenburgii. Zadeklarował ponadto, wbrew stanowisku dominującemu w niemieckim establishmencie, gotowość do współpracy politycznej z AfD – co prawda nie w postaci formalnej koalicji, ale ewentualnego wspólnego głosowania nad konkretnymi projektami. To i tak sporo, biorąc pod uwagę, że inne partie wolą raczej dyskutować o możliwości delegalizacji AfD.

Francuz Fabrice Leggeri, były dyrektor wykonawczy FRONTEX-u (agencji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo granic zewnętrznych UE) – zapowiedział tymczasem, że zamierza kandydować do Parlamentu Europejskiego z listy Zjednoczenia Narodowego (Rassemblement National – RN). Tutaj zaskoczenie wielu komentatorów jest bodaj większe, niż w przypadku Maassena, bo w przeciwieństwie do niego Leggeri nie ujawniał dotychczas tak otwarcie poglądów prawicowych czy antyimigranckich. Owszem, pewne podobieństwo obu panów polega natomiast na ich długotrwałej służbie w pionie bezpieczeństwa oraz jej zakończeniu w atmosferze ostrej krytyki.

Leggeri, absolwent najbardziej prestiżowych i elitarnych francuskich uczelni, w tym słynnej ENA (École Nationale d'Administration), ma w swoim CV pracę w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, praktykę wiceprefekta (odpowiedzialnego za nadzór nad policją i bezpieczeństwem publicznym) w dwóch regionach, a także wyższego urzędnika w Ministerstwie Obrony oraz dyplomaty (zastępcy francuskiego ambasadora w Korei Południowej). Dyrektorem wykonawczym FRONTEX-u był od 2015 do 2022 roku – po drodze spotkał się z licznymi zarzutami o niewłaściwy nadzór nad niektórymi biurami agencji, ale przede wszystkim o brak reakcji na nadmiernie ostre i brutalne działania służb poszczególnych państw członkowskich wobec nielegalnych migrantów.

Z kolei Maassen, po uzyskaniu doktoratu z prawa, przez wiele lat robił karierę w strukturach niemieckiego MSW, głównie w pionie zajmującym się migracją i mniejszościami etnicznymi, ale też jako dyrektor wydziału antyterrorystycznego. BfV kierował w latach 2012-18, a ze służby odszedł w atmosferze skandalu. Formalnie – z powodu niezręcznych wypowiedzi, podważających prawdziwość doniesień medialnych o atakach prawicowych bojówek na cudzoziemców w Chemnitz. Ale tak naprawdę „zbierało mu się” już wcześniej, głównie z powodu upartego kwestionowania linii politycznej kanclerz Angeli Merkel, dotyczącej problematyki migracyjnej. Dodatkowy skandalik wywołał zresztą już po odwołaniu – gdy na pożegnalnym spotkaniu z podległymi funkcjonariuszami wygłosił przemówienie bardzo krytyczne wobec kierownictwa państwa, a jego tekst wyciekł do prasy. Z tego powodu, zamiast planowanego pierwotnie przez ówczesnego ministra Horsta Seehofera z CSU „kopniaka wzwyż”, czyli przesunięcia na stanowisko sekretarza stanu w MSW, z dość mglistymi kompetencjami, Maassen musiał całkiem odejść z firmy i został przeniesiony w stan spoczynku. To wtedy zaczął angażować się w politykę partyjną – już w 2021 roku próbował startu w wyborach z ramienia CDU/CSU, jako kandydat prawego skrzydła chadecji, ale bez powodzenia.

W przypadku zarówno Leggeriego, jak i Maassena, w ich zwrocie ku radykalnej prawicy można łatwo doszukać się pobudek osobistych – rozżalenia z powodu nie zawsze uzasadnionej krytyki, utraty prestiżowego stanowiska, nielojalności wykazanej po drodze przez wielu członków ich środowiska. Ale można też dostrzec coś więcej: zawód, który odczuwają niewątpliwi profesjonaliści, zmuszani do ulegania „poprawności politycznej” wbrew swojej wiedzy fachowej oraz wbrew temu, co sami uważają (nie bez podstaw) za fundamenty swej służby publicznej. Z dzisiejszej perspektywy można przyznać, że w wielu kwestiach mieli rację, gdy starali się – na miarę swoich ówczesnych możliwości – alarmować politycznych przełożonych lub po cichu robić to, co uważali za konieczne. I obaj zapłacili za to swoją cenę.

Inna rzecz, czy ich aktualna reakcja jest racjonalna – to kwestia podlegająca bardzo indywidualnym, subiektywnym ocenom. Natomiast z politologicznego punktu widzenia, niemal równoczesne zaangażowanie się po stronie radykalnej prawicy dwóch niedawnych, prominentnych członków unijnego establishmentu, związanych z newralgicznym sektorem bezpieczeństwa, ma jednak wymiar symboliczny – i co więcej, może sygnalizować pewien niebezpieczny trend. Powinno dawać do myślenia. Także o tym, jak europejskie elity polityczne częściowo same wyhodowały sobie ów problem.

Leggeri w jednym z niedawnych wywiadów powiedział, że celem RN jest „odzyskanie kontroli nad granicami Francji i UE”. „Jesteśmy zdeterminowani, aby zwalczać niebezpieczeństwo migracyjne, którego Komisja Europejska i eurokraci nie postrzegają jako problemu, ale raczej jako projekt” – dodał. Maassen wypowiada się podobnie, a grono zwolenników takich poglądów rośnie nie tylko we Francji i w Niemczech, co wyraźnie widać po wyborczych sondażach.