Rosja intensyfikuje swoje poszukiwania nowych rynków zbytu, które mogłyby zastąpić jej odbiorców europejskich i stać się nową dźwignią pozycji geopolitycznej.

Gazprom ustanowił nowy rekord dziennych dostaw rurociągowych do Chin i jest na drodze do zwiększenia rocznego wolumenu eksportu do Państwa Środka o ponad 40 proc. – poinformował w zeszłym tygodniu rosyjski koncern. W 2022 r. przesył Siłą Syberii, która tłoczy do Chin gaz ze złóż w Jakucji, wyniósł 15,5 mld m sześc. W tym roku prognozowany wolumen eksportu tym szlakiem to ok. 22 mld m sześc. Rurociąg po raz pierwszy przekroczy tym samym pułap połowy swojej docelowej przepustowości, która po zakończeniu trwających nadal prac budowlanych ma osiągnąć 38 mld m sześc.

Nawet biorąc pod uwagę, że Chiny zwiększyły znacząco również swoje zamówienia rosyjskiego gazu skroplonego (LNG) – w 2022 r. sięgnęły one niemal 9 mld m sześc. po regazyfikacji – Moskwa nie jest jednak w stanie zastąpić w ten sposób europejskich rynków zbytu, które jeszcze w 2021 r. kupiły ok. 155 mld m sześc. rosyjskiego gazu. Infrastruktura w dalszym ciągu nie umożliwia zresztą „piwotu” na Wschód. Większość gazu, który jest sprzedawany do Chin, pochodzi ze wschodniej Syberii, a nie z zachodniej części regionu, skąd czerpany był gaz dla odbiorców europejskich. Rurociąg, który zmieniłby tę sytuację, Siła Syberii 2, wciąż nie ma zielonego światła od Pekinu. Projekt ten, o zakładanej przepustowości 50 mld m sześc. rocznie, umożliwiałby przekierowanie na wschód wolumenów surowca analogicznych do tych, które trafiały do Europy przez podbałtycki Nord Stream.

W maju chińskie władze dały priorytet dla projektu alternatywnego gazociągu – tzw. linii D, która ma zwiększyć możliwości importu błękitnego paliwa z Turkmenistanu (o ok. 30 mld m sześc. rocznie). Moskwa odpowiedziała na ten sygnał zacieśnieniem współpracy gazowej z Kazachstanem i Uzbekistanem. Gazprom rozpoczął już realizację dostaw niespełna 3 mld m sześc. gazu rocznie do Uzbekistanu. W przypadku drugiej ze środkowoazjatyckich republik w grę wchodzi kontrakt nieznacznie większy, rzędu 4 mld m sześc., oraz rozwój kazachsko -rosyjskiej infrastruktury gazowej. Głównym celem Moskwy w tych krajach jest osłabienie pozycji Turkmenistanu i budowa kolejnych szlaków tranzytowych do Chin, na co do tej pory nie udało się uzyskać zgody zainteresowanych stolic.

Rosja stara się też poszerzyć swoje pole manewru na południu i zachodzie. Wicepremier i minister energii Aleksandr Nowak zapowiedział, że decyzja ws. budowy hubu gazowego w Turcji ma zapaść jeszcze w 2023 r. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami miało to nastąpić już w 2022 r., jednak ostateczne ustalenia były odkładane w czasie ze względu na trzęsienie ziemi w lutym czy wybory prezydenckie w maju. Zdaniem Wojciecha Jakóbika, redaktora naczelnego BiznesAlert.pl, może to świadczyć o tym, że wbrew deklaracjom samych Rosjan mają oni problem ze znalezieniem zbytu na swój gaz. – W tej chwili nie ma tematu zwiększenia wolumenu gazu przesyłanego rosyjskimi gazociągami do Turcji – mówi. Jego zdaniem kwestia budowy hubu gazowego w Turcji jest potrzebna przede wszystkim rosyjskiej propagandzie, która chce pokazać, że Gazprom jest w stanie pozyskać nowych klientów po ich utracie w krajach europejskich.

Rosja jest już dominującym dostawcą gazu do Turcji. Ale Ankara ma też alternatywy: sprowadza błękitne paliwo także m.in. z Iranu, Azerbejdżanu i Algierii. W ostatnich latach Turcja rozbudowywała również swoją infrastrukturę LNG. Kraj obecnie dysponuje czterema terminalami, w tym dwoma naziemnymi i dwiema jednostkami pływającymi (FSRU). Łącznie mają one moc importową na poziomie 47,8 mld m sześc. rocznie, co stanowi ok. 37 proc. wszystkich krajowych mocy importowych.

Czy więc występuje ryzyko, że w efekcie budowy hubu gazowego w Turcji Unia Europejska będzie kupowała więcej rosyjskiego gazu, de facto finansując tym wojnę w Ukrainie? Wojciech Jakóbik zaznacza, że choć rosyjski gaz trafia obecnie przez Turcję do UE, to próby tworzenia nowych inicjatyw z udziałem krajów takich jak Bułgaria spotkały się ze stanowczą reakcją Komisji Europejskiej. – Bruksela przygląda się bułgarsko-tureckim transakcjom gazowym pod kątem ewentualnych nieprawidłowości, które mogłyby prowadzić do tego, że rosyjski gaz byłby sprzedawany do Europy jako nierosyjski. Problem ten jednak rozwiązuje rynek – kraje bałkańskie nie potrzebują tak dużo gazu, sięgają po alternatywy i nie zawierają kolejnych umów z Rosjanami, szukają gazu gdzie indziej – tłumaczy ekspert.

Rosja szuka też dla siebie miejsca na światowych rynkach LNG. Plany ekspansji mierzone przepustowością ogłoszonych już nowych terminali eksportowych to ok. 66 mld m sześc. rocznie, co oznaczałoby więcej niż podwojenie obecnych mocy.

Lepsza dla Rosji jest sytuacja na rynkach naftowych. Według Międzynarodowej Agencji Energii agresor zdołał zastąpić większość odbiorców, którzy nałożyli sankcje na rosyjską ropę i produkty rafineryjne. Największymi rynkami zbytu stały się Chiny i Indie, które kupują od Rosji średnio ponad 4 mln baryłek dziennie, korzystając z obniżonych cen paliw z tego kierunku. W niecałe dwa lata swój import z kierunku rosyjskiego potroiła też Turcja, a czterokrotnie zwiększyła go Afryka.

Geopolityczne i handlowe „rozpychanie” się Kremla na południu widać też na rynkach żywnościowych. W ostatnim sezonie wartość globalnego eksportu rosyjskich zbóż osiągnęła rekordowe niemal 60 mld dol. Moskwa stara się zacieśnić relacje gospodarcze m.in. z krajami, w których władzę przejęły junty wojskowe wspierane przez najemników z Grupy Wagnera. Jeszcze przed końcem br. ok. 200 tys. t darmowych dostaw zbóż ma trafić do Somalii, Burkina Faso, Zimbabwe, Erytrei i Republiki Środkowo afrykańskiej. ©℗

ikona lupy />
Rosyjski eksport ropy i produktów naftowych / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe