Tajwan i relacje handlowe najpewniej zdominują środowe rozmowy Joego Bidena i Xi Jinpinga. Pierwsze od roku spotkanie przywódców USA i Chin może ostudzić geopolityczne emocje.

Jeśli wziąć pod uwagę liczbę otwartych konfliktów lub wojen, w które – pośrednio lub przez sojuszników – angażują się w świecie USA oraz Chiny, drażliwych tematów nie zabraknie. Poprzednie spotkanie przywódców największych światowych mocarstw odbyło się w Indonezji na marginesie szczytu G20 w listopadzie rok temu. Wówczas też mówiono o uspokojeniu napiętych relacji na linii Waszyngton–Pekin, ale niewiele z niego pozostało poza pamiątkowymi zdjęciami.

Xi podkreślał wtedy, że przyszłość relacji chińsko-amerykańskich zależy od postawy administracji USA wobec Tajwanu. I – jak wskazał rzecznik chińskiego MSZ Wang Wenbin – przywódca ChRL ponownie będzie się domagał ustalenia „czerwonej linii” we wzajemnych stosunkach. Ma nią być nieingerowanie USA w status Tajwanu i nieuznanie jego niepodległości. Pekin próbuje doprowadzić do porozumienia przed styczniowymi wyborami prezydenckimi na wyspie i zapobiec takim wydarzeniom jak ubiegłoroczna wizyta tam ówczesnej spikerki Izby Reprezentantów Nancy Pelosi (pierwsza wizyta na tym szczeblu administracji od 1997 r.). Oficjalnie USA nie uznają niepodległości Tajwanu i teoretycznie nie utrzymują stosunków dyplomatycznych z tym państwem, ale Pekin będzie oczekiwać większych gwarancji niż zapewnienie, że Waszyngton nie dąży do zmiany statusu wyspy.

Biden natomiast – jak sugerował w weekend jego doradca ds. bezpieczeństwa Jake Sullivan – ma nadzieję na przywrócenie relacji wojskowych i kontaktów na szczeblu militarnym, które ustały po wizycie Pelosi na Tajwanie. Trudno jednak spodziewać się jakichkolwiek przełomowych ustaleń. Stany Zjednoczone próbują nie tylko wpłynąć przez Chiny na Rosję, lecz także nie dopuścić do jeszcze większej eskalacji sytuacji na Bliskim Wschodzie. Choć Pekin nie angażuje się otwarcie po stronie Palestyny, to należy do ważnych partnerów gospodarczych wspierającego Hamas Iranu – kupuje rekordowe ilości ropy naftowej. Wątpliwe, żeby Xi chciał naruszyć dobre stosunki z Teheranem, próbując ingerować w pozycję Iranu w regionie.

Najpoważniejszym polem bitwy obu mocarstw są relacje handlowe. Po latach nieprzerwanego wzrostu gospodarczego Pekin notuje dziś znacznie słabsze odbicie po pandemii, niż zakładały władze. Negatywny dla Chin trend dodatkowo wzmacnia proamerykańska polityka UE, która pod wodzą szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen od kilkunastu miesięcy próbuje znacznie uniezależnić się od dostaw surowców z Państwa Środka. Pekin ma problem nie tylko z protekcjonistycznymi praktykami USA, jak dodatkowe cła, w tym potencjalne cła na import stali i aluminium, do których wdrożenia Biden usilnie namawia od kilku miesięcy także Europę, lecz także z inwestycjami zagranicznymi. Od lipca do września tego roku – po raz pierwszy od 1998 r. – Państwo Środka odnotowało bowiem deficyt inwestycji zagranicznych, które przez minione dekady w dużej mierze odpowiadały za rekordowe wyniki chińskiej gospodarki. Amerykańska sekretarz skarbu Janet Yellen w ubiegłym tygodniu przekonywała, że USA „nie chcą odłączyć się od Chin” i dodała – w duchu oczekiwań Xi Jinpinga – że będzie dążyć do wypracowania takich stosunków gospodarczych, które dadzą korzyść obu stronom, a nie będą grą o sumie zerowej.

Wizyta Xi Jinpinga w USA potrwa aż do piątku i poza udziałem w szczycie Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku obejmie rozmowy z amerykańskim biznesem. Jako że na wszystkich powyższych polach interesy USA i Chin są zupełnie rozbieżne, największym osiągnięciem obu przywódców może być właściwie utrzymanie status quo. ©℗