Nie podejrzewam, żeby Komisja zmieniła coś w swoim postępowaniu względem Polski. Natomiast zmieni się ogólna atmosfera rozmów – mówi DGP Jan Olbrycht, eurodeputowany PO

Kiedy do Polski napłyną pierwsze pieniądze z KPO?
ikona lupy />
Jan Olbrycht, europoseł PO / UE / fot. Michel Christen/UE

Jest szansa, że pod koniec tego roku, choć dotyczy to tylko zaliczek – na wydatki z poszerzonej pożyczki (Polska zadeklarowała, że interesuje ją cała pula pożyczkowa, a nie jedna trzecia tej puli – red.) oraz w związku z inicjatywą RePowerEU, którą kraje członkowskie mogą dopisać do swojego zmienionego w tym zakresie KPO. Z tego, czego się nieoficjalnie dowiedziałem, wynika, że rozmowy na temat uzgodnienia tych zmian trwają i nie przebiegają bez problemów. A muszą zostać zatwierdzone do końca grudnia 2023 r.

Ile wynoszą zaliczki?

Mówimy o 15 proc. z puli grantowej i 20 proc. z poszerzonej pożyczki. Łącznie to ok. 5 mld euro. Tyle że wcześniej trzeba zakończyć negocjacje z Komisją dotyczące zmian w KPO, a Rada musi je zatwierdzić.

Odwiedzający niedawno Brukselę Donald Tusk sugerował, że KE będzie wobec nas dużo bardziej wyrozumiała. Na czym to będzie polegało?

Nie podejrzewam, żeby Komisja zmieniła coś w swoim postępowaniu względem Polski. Natomiast zmieni się ogólna atmosfera rozmów. To kwestia wiarygodności nowego partnera po polskiej stronie, który rozumie UE, jest do niej nastawiony pozytywnie i deklaruje działanie konstruktywne na rzecz Wspólnoty i miejsca w niej Polski. Dla KE to istotne, gdy przyjeżdża ważny polski polityk, którego w Brukseli znają i który zapowiada przywrócenie zasad rządów państwa prawa, koniec z dotychczasowym sposobem kontrolowania całego systemu sądowniczego i deklaruje podjęcie szybkich działań na rzecz odblokowania KPO. Dlaczego wcześniej to tak nie wyglądało?

Donald Tusk twierdzi, że do odblokowania KPO wystarczy złożenie stosownych projektów ustaw oraz konkretne deklaracje ze strony nowego rządu. Czy to nie uwiarygodnia wersji PiS, że blokada KPO to był polityczny plan Brukseli mający się przyczynić do zmiany władzy w Polsce?

KPO to plan pokazujący, jakie przedsięwzięcia i reformy zamierza przeprowadzić polski rząd. Wśród nich były i te dotyczące dyscyplinowania sędziów. W tym obszarze rząd najpierw coś zapowiadał, pokazywał Brukseli projekt jakiejś ustawy, a potem robił coś zgoła innego.

Natomiast nowy rząd może zaproponować w swoim planie zestaw różnych działań, które będą wiarygodne, czytelne i konkretne. Z jednej strony pokaże, jakie ma zamierzenia legislacyjne, a z drugiej strony – jakiego typu działania podejmie w stosunku do sędziów, organizacji systemu sprawiedliwości itd.

Tylko co, jeśli rząd przygotuje jakiś projekt ustawy poprawiający sytuację w wymiarze sprawiedliwości, uzgodni to z Brukselą, może nawet zaczną płynąć pieniądze z KPO, a na końcu prac legislacyjnych będzie weto prezydenta?

Oprócz przyszłej legislacji będzie też wiele innych działań, które będą poprawiać sytuację sądów. Taki kompleksowy plan powinien zostać zaopiniowany pozytywnie przez Komisję, a następnie przegłosowany w Radzie. Poinformowanie przyszłych partnerów negocjacji o przygotowaniu takiego scenariusza i pełnej gotowości do jego realizacji to zapewne cel wizyty Donalda Tuska w Brukseli. Potem oczywiście Komisja będzie patrzyła, czy ten plan jest realizowany i czy skończą się np. negatywne działania w stosunku do sędziów. Tak więc Komisja będzie równie rygorystyczna, ale chce mieć do czynienia z kimś, kto rzeczywiście podejmie działania w tym zakresie.

Polski KPO został przygotowany w latach 2020–2021. Da się go jeszcze istotnie przemeblować, zrewidować potrzeby czy uwzględnić wysoką inflację?

Oczywiście. Mamy tam 50 reform i wiele inwestycji. Pytanie, czy w obecnej sytuacji zdążymy to zrobić do połowy 2026 r., gdy mija czas na zakontraktowanie pieniędzy. Przy aktualnej wersji KPO, czyli planu przygotowanego dwa lata temu, raczej się to nie uda. Dlatego we wnioskach o płatność będzie można uwzględnić przedsięwzięcia, które zostały już zrealizowane od 2020 r. Trzeba zadać sobie pytanie, czy od tego czasu np. samorządy nie zrealizowały inwestycji, które dałoby się podciągnąć pod zmienione KPO. W ten sposób można byłoby wydać pieniądze na działania, które już zostały zrealizowane bądź są w trakcie realizacji. Niektóre państwa już dwukrotnie zdążyły zmienić swoje KPO z uwagi na inflację czy konsekwencje wojny w Ukrainie. My także możemy to zrobić, tylko trzeba działać szybko. Zmienić można nawet ten słynny kamień milowy dotyczący praworządności.

Czyli nawet te superkamienie milowe, bez których spełnienia nie możemy liczyć na jakiekolwiek środki z KPO, są do ruszenia?

Moim zdaniem tak. Istotą jest zapewnienie niezależności polskich sądów. A to można zrealizować na różne sposoby. Sam PiS sięgał po różne rozwiązania – najpierw prezydent przygotował projekt ustawy likwidującej nieuznawaną w Brukseli Izbę Dyscyplinarną SN, potem PiS przygotował projekt ustawy o SN. Tyle że rząd nie był słowny. Projekt prezydenta został przegłosowany z poprawkami, które istotnie go zmieniły, a to zostało uznane w Brukseli za odejście od przyjętych wspólnie uzgodnień. Z kolei ustawa o SN do dziś tkwi w Trybunale Konstytucyjnym po zaskarżeniu przez prezydenta.

Czy wchodzi w grę wydłużenie terminu kontraktowania i rozliczania KPO poza 2026 r.?

Komisja nie chce dziś w ogóle o tym rozmawiać, ponieważ to się wiąże z uzgodnieniami z rynkami finansowymi, na których uplasowano obligacje i wobec których zobowiązano się, że sprawa dotycząca wydatkowania tych pieniędzy zostanie załatwiona do końca 2026 r. Dlatego państwa raczej będą chciały zmieniać plany wydatkowe, niż je wydłużać. Ale oczywiście wszyscy po cichu zakładają, że w 2026 r. coś się jednak uda renegocjować z rynkami i przynajmniej częściowo spłata zostanie odsunięta w czasie.

W przypadku Funduszu Spójności, a więc tych tradycyjnych środków z UE, mogą rezonować te same problemy co przy KPO, bo mamy spełnionych 17 z 20 warunków podstawowych, nie spełniamy np. stosowania Karty praw podstawowych. Czy na tej drodze mogą być jakieś wyboje?

Do funduszy europejskich mogłyby zostać zastosowane dwa mechanizmy. Jeden to słynny mechanizm warunkowości – stosowany, jeżeli jest zagrożony interes finansowy UE. W ramach niego można wstrzymać dany fundusz czy program operacyjny. Ten mechanizm nie został w stosunku do Polski zastosowany. Natomiast sięgnięto po inny, który wynika z zapisów Umowy partnerstwa na lata 2021–2027. W tej umowie rząd musiał określić, w jaki sposób odnosi się do tzw. warunków podstawowych. Rząd, podpisując umowę, zgodził się na wpisanie, że nie spełnia warunków wdrożenia Karty Praw Podstawowych, bo chciał dostać zaliczkę. Jest jednoznaczna deklaracja Donalda Tuska, że w tej sprawie rząd podejmie wszelkie działania, by tę przeszkodę usunąć.

A co jeśli chodzi o zmiany traktatowe? Mamy już na stole propozycję PE, na początku roku jest spodziewana propozycja ze strony Komisji. Czy to jest proces, którego powinniśmy się bać?

Jedną z propozycji jest odejście od zasady jednomyślności w głosowaniach w Radzie UE. Dziś do tego dochodzi kwestia poszerzenia Unii i skuteczności działania UE przy większej liczbie państw. Nieprzypadkowo np. kanclerz Niemiec powiedział, że trzeba się zastanowić, czy jak będzie 36 państw, to uda się utrzymać zasadę jednomyślności. Obecnie – w związku z zagrożeniem używania weta w ważnych sprawach – ta sprawa pojawiła się z większą mocą, ale warto przypomnieć, że nawet odejście od zasady jednomyślności wymagałoby jednomyślnej decyzji państw członkowskich. PE uchwali wkrótce swoje stanowisko, które będzie mówiło o konieczności zmiany traktatów, ale ja nie widzę w tej chwili w Radzie, czyli w rządach, woli w tym zakresie. Stąd też wypowiedź Donalda Tuska, który również jest przeciwnikiem rewolucyjnych zmian w UE. Natomiast zmiana traktatów będzie coraz poważniej traktowana, gdy będą dyskutowane zmiany związane z poszerzeniem UE.

Widzi pan jakieś obszary, w których tej jednomyślności nie powinniśmy utrzymywać?

Mówi się albo o całkowitym odejściu od głosowania jednomyślnego (pogląd radykalny, ale występujący jednak dosyć rzadko), albo o poszerzeniu listy spraw, w których nie obowiązywałaby zasada jednomyślności (propozycja przygotowana przez Parlament Europejski). Najczęściej wtedy mówi się o sprawach z zakresu wspólnej polityki zagranicznej, gdzie trzeba decyzje podejmować szybko, bez zbędnej zwłoki. Uzgodnienia dotyczące sankcji wobec Rosji są tutaj najlepszym przykładem. Ja dopisałbym do tego propozycję odejścia od jednomyślności w kwestii budżetu wieloletniego, bo wtedy wiele państw członkowskich mogłoby w głosowaniu przekonać najbogatszych do konieczności zwiększenia budżetu UE. ©℗

Rozmawiali Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak