Dwa lata temu, kiedy doszło do ostatniego wybuchu agresji między Izraelem a Hamasem, palestyńska polityczka Hanan Aszrawi, która jako pierwsza kobieta weszła w skład rady Organizacji Wyzwolenia Palestyny, mówiła mi, że podczas trwającej dwa tygodnie wojny Izrael wzmocnił palestyńską grupę terrorystyczną. Wówczas zaczęło się podobnie.

W Jerozolimie wybuchły protesty przeciwko eksmisji czterech palestyńskich rodzin z domów w arabskiej dzielnicy Asz-Szajch Dżarah, w przyłączonej po wojnie w 1967 r. wschodniej części miasta. Izrael chciał, by zamieszkali tam żydowscy osadnicy. Bo dzięki temu Stare Miasto – najważniejszy obszar Jerozolimy uznawanej przez państwo żydowskie za stolicę – zostałoby z każdej strony otoczone przez rejony izraelskie. Kilka dni później, mimo trwającego ramadanu, izraelskie wojsko wkroczyło do meczetu Al-Aksa, raniąc przy tym setki wiernych. Tego samego, który – przynajmniej według oficjalnych oświadczeń Hamasu – był przyczyną tegorocznego ataku na Izrael.

W reakcji na wydarzenia w Al-Aksie i Asz-Szajch Dżarah Hamas dał Izraelowi ultimatum na wycofanie swoich sił bezpieczeństwa. Władze kraju nie zareagowały. Jeszcze tego samego dnia wojskowe skrzydło organizacji ostrzelało Izrael z rakiet. A Siły Obrony Izraela (IDF) ruszyły do ataku na Gazę. „Członkowie Hamasu zdobędą większe poparcie narodu palestyńskiego, bo jako organizacja zapewnili ludziom powód do dumy – wystąpili przeciwko Izraelowi”– tłumaczyła wtedy Aszrawi. I przekonywała, że „trzeba będzie trochę poczekać, żeby zobaczyć, jakie to przyniesie długoterminowe skutki”.

Operacja „Powódź Al-Aksa”, która rozpoczęła się w miniony weekend, to największy atak na Izrael od 1973 r. I wyjątkowo brutalny. Wystarczy analiza liczb. Pierwszego dnia po stronie izraelskiej zginęło kilkaset osób. Dla porównania w pierwszym roku wojny w Ukrainie śmierć poniosło – według różnych szacunków – od 9 tys. do 16,5 tys. cywilów. To znaczy, że w najgorszym scenariuszu dochodziło do średnio 45 zgonów dziennie. Przy czym Ukraina liczy 43,8 mln mieszkańców. Izrael – 9,4 mln.

Dlaczego Hamas zdecydował się na taki ruch? Grupa musiała się przecież liczyć z tym, że reakcja Izraela będzie mocniejsza. Gdy w maju 2021 r. zginęło 14 izraelskich cywilów, w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu odnotowano 284 ofiar śmiertelnych. Jeszcze większą asymetrię widać było w 2014 r. Wówczas w Izraelu zabito sześć osób. W Gazie zginęło ok. 2,1–2,3 tys. Teraz liczba ofiar będzie zapewne dużo wyższa. – Przygotowujemy się do długiej i trudnej wojny – zapowiadał w weekend Binjamin Netanjahu.

Hamas mógł w ten sposób próbować powstrzymać Arabię Saudyjską przed normalizacją stosunków z Izraelem. To prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że sojusz państwa żydowskiego z największą gospodarką świata arabskiego oznaczałby definitywny koniec marzeń o wolnej Palestynie. Dla przywódców Hamasu, którzy zarządzają grupą z luksusowych apartamentów w Katarze, poświęcenie życia swoich ludzi może być w tym kontekście mało istotne.

To, co istotne – lecz niekoniecznie nowe – to wzrost brutalności w tym konflikcie. Widać to doskonale na Zachodnim Brzegu. Latem 2022 r. w Nablusie powstała nieznana szerszej publiczności bojówka Lion’s Den (Jaskinia Lwów). Był to okres narastającej przemocy ze strony Izraelczyków. Z szacunków ONZ wynika, że na Zachodnim Brzegu zginęło wówczas najwięcej Palestyńczyków od 2005 r. Dochodziło też do ataków o dużej symbolice. Jak ten z maja, kiedy izraelskie służby zastrzeliły palestyńsko-amerykańską reporterkę Al-Dżaziry Szirin Abu Akila.

Powstających na Zachodnim Brzegu bojówek jest coraz więcej. Na przykład w obozie dla uchodźców w Dżeninie, który często bywa celem izraelskich nalotów, została założona organizacja Jenin’s Brigades (Brygady Dżeninu). Organizacje te działają na mniejszą skalę niż Hamas. Przede wszystkim w lokalnych społecznościach. I wbrew Autonomii Palestyńskiej, która angażuje się we współpracę w zakresie bezpieczeństwa z Izraelem, często atakując te same grupy. Młodych mężczyzn zawiodła brakiem skuteczności.

Jest to o tyle ważne, że na tle Strefy Gazy Zachodni Brzeg uchodził dotychczas za miejsce względnie stabilne. Tymczasem jego młodzi mieszkańcy się radykalizują. Dla Izraela jest to oczywiście duże zagrożenie, bo może wywoływać przemoc także poza Strefą Gazą.

Konsekwencje są widoczne podczas obecnej odsłony konfliktu. Powołujący się na źródła w izraelskiej administracji Reuters pisał już, że podczas sobotniego ataku Hamasu oddziały wojskowe w pobliżu granicy ze Strefą były wybrakowane, bo część została przeniesiona na Zachodni Brzeg, by chronić izraelskich osadników po gwałtownym wzroście przemocy między stronami. A wydarzenia tego tygodnia – wywołane okrutną przemocą ze strony członków Hamasu – mogą doprowadzić do dalszej radykalizacji młodych Palestyńczyków, którzy po planowanej przez Izrael „potężnej zemście” czym prędzej pobiegną zasilić szeregi bojówek. ©℗